Transformers: Ostatni rycerz (Transformers: The Last Knight). Filmowe porażki, które wyszły wszystkim na dobre
- Filmowe klapy, które wyszły wszystkim na dobre
- Batman i Robin (Batman & Robin)
- Dragon Ball Ewolucja (Dragon Ball Evolution)
- Transformers: Ostatni rycerz (Transformers: The Last Knight)
- Liga Sprawiedliwości (Justice League)
- Piraci z Karaibów 5: Zemsta Salazara (Pirates of Caribbean: Dead Men Tell No Tales)
- Godzilla (1998)
- RoboCop (2014)
- Żołnierze kosmosu (Starship Troopers)
- Karate Kid (2010)
Transformers: Ostatni rycerz (Transformers: The Last Knight)

- Co to: Bójki gigantycznych robotów wymieszane w dziwacznej proporcji z arturiańską mitologią i zupełnie nienewtonowską fizyką
- Kto jest za to odpowiedzialny: Michael Bay
- Budżet: ok. 240 mln dol.
- Oceny RT/MC: 15% / 27
- Gdzie obejrzeć: iTunes, Chili, Rakuten
Michael Bay stworzył jedną z najbardziej znanych (i najlepiej zarabiających) blockbusterowych marek w Hollywood. Jego pierwsi Transformersi byli powiewem świeżości w uwięzionym w siatce klisz i gatunkowych konwencji mainstreamie. Wówczas zresztą jeszcze nie wszyscy wierzyli, że seria o wielkich robotach może przynieść tak ogromne zyski. W następnej dekadzie robienie kolejnych odsłon po prostu się producentom opłacało. A fani dostawali dokładnie to, czego chcieli – może niespecjalnie wysublimowane narracyjnie, ale efektowne walki swoich ulubieńców. Tak działo się aż do premiery Ostatniego Rycerza.
W box office film poradził sobie nieźle – zgarnął w kinach na całym świecie ponad 600 mln dolarów. Tyle że producenci liczyli na znacznie więcej. Poza tym ostatnia odsłona zebrała fatalne oceny od krytyków i niewiele lepsze od widzów – dobry wynik finansowy Ostatni Rycerz uzyskał trochę siłą rozpędu, dzięki której seria parła do przodu po dobrze przyjętych wcześniejszych odsłonach.
Chociaż zasługi Michaela Baya dla całej franczyzy są niepodważalne, jego odejście zrobiło dobrze zarówno samemu reżyserowi, jak i Transformersom. Bumblebee Knighta nie był może filmem idealnym, ale znacznie bardziej świeżym niż Ostatni Rycerz. A odsłona planowana na 2022 rok ma całkiem zmienić oblicze serii. Jedno wiemy na pewno – walki wielkich robotów już nigdy nie będą wyglądały tak jak wcześniej. Ale to dobrze. W końcu nawet najlepszy koncept w końcu wymaga odnowy.

Obok pierwszej części Transformersów Baya pozytywnym efektem wpływu tego reżysera na franczyzę był stylizowany na filmy serial animowany Transformers Prime. Błyszczał stroną techniczną, fajnymi, charyzmatycznymi postaciami i niezłym scenariuszem. Twórcy zadbali o to, by nawet drugoplanowi bohaterowie i złoczyńcy mieli swoje 5 minut, a Soundwave jeszcze nigdy nie był takim niepokojącym dziwadłem jak tu. A skoro przy animacjach jesteśmy – po wyzwoleniu się z objęć Baya i po paru innych pomniejszych serialach roboty trafiają pod skrzydła Netflixa, który próbuje swych sił w całkiem udanym serialiku Transformers Siege. To pierwszy z trzech sezonów. Może w którymś powrócą ulubieńcy dzieciaków z lat 90., czyli bohaterowie Beast Wars.
Hubert Sosnowski
