Słowiański urok kontra generyczne średniowiecze. Czego Wiedźmin Redów może nauczyć Netflixa?
- Czego Wiedźmin Redów może nauczyć Netflixa?
- Słowiański urok kontra generyczne średniowiecze
- Przyjacielskie przepychanki wcale nie muszą być okrutne
- Miasta to więcej niż tylko samotne twierdze
- Kontrowersyjni bohaterowie mogą, a nawet powinni być traktowani poważnie
- Charaktery Yennefer i Triss zdecydowanie zyskują w grach
- Drogi Netflixie, gdzie podziała się osobowość Ciri?
- Geralt powinien być bohaterem własnej historii
Słowiański urok kontra generyczne średniowiecze

Wiedźmin 3: Dziki Gon, CD Projekt RED, 2015
Powieści Sapkowskiego są przede wszystkim osadzone w autorskim uniwersum; co prawda nie jest ono opatrzone ogromnym szyldem z napisem „kultura słowiańska”, ale wciąż widać w nim liczne regionalne wpływy. Jako Polacy odczuwamy je najmocniej dzięki temu, jak autor operuje językiem, ale nawet dla zagranicznego odbiorcy są one oczywiste, mimo że nienatrętne.
Gry o wiedźminie, zwłaszcza pierwsza część, a także uwielbiany Dziki Gon, czerpią garściami ze słowiańskiej kultury. To pierwsze wizualne przedstawienie tej historii na tak dużą skalę (polski film z wielu względów takiego zasięgu nie miał...), ale i tak znakomicie poradzono sobie z tym aspektem. Można gdybać, że ta słowiańska kultura widoczna w zasadzie wszędzie – od strojów, przez otoczenie czy wystrój wnętrz, aż po muzykę – to zasługa tego, że za gry odpowiadał polski zespół; bardzo możliwe, że po części tak właśnie jest.
Pomijając jednak pobudki stojące za tym, że słowiańskie korzenie całej historii zostały w grach aż tak uwypuklone, to właśnie one sprawiły, że kultura tego regionu Europy dotarła za pomocą owych gier do każdego zakątka świata. Wiedźmina możemy traktować jako naszą narodową dumę, niezależnie od własnych sympatii bądź antypatii względem tej serii, bo faktycznie zwróciła oczy świata na Polskę i jej kulturę poprzez pokazanie jej elementów w książkach czy grach.
No właśnie – w książkach i grach. W produkcji Netflixa świat, w którym toczy się akcja, wygląda tak, jak wygląda każdy inny świat fantastycznej historii osadzonej w quasi-średniowieczu według amerykańskich producentów. Oczywiście pojedyncze słowiańskie elementy przewijają się przez serial. Czy jednak pewne akcenty w oprawie muzycznej pierwszego sezonu bądź imię Jaskra są wystarczające, by uznać, że naprawdę mamy do czynienia ze światem Sapkowskiego, a nie kolejnym generycznym uniwersum zdającym się polegać na sprawdzonych rozwiązaniach z Gry o tron? Gry pokazują, że dla rzeczywistego oddania klimatu serii zrobić można o wiele więcej.
