9 najbardziej znienawidzonych misji w uwielbianych grach
Nawet najlepsze gry, jak Grand Theft Auto czy Call of Duty, czasem zawierają w sobie pojedyncze misje, przez które na krótką chwilę nienawidzimy tych w innych okolicznościach bardzo lubianych tytułów.
Spis treści
- 9 najbardziej znienawidzonych misji w uwielbianych grach
- Crash Bandicoot – High Road
- Half-Life – poziomy Xen
- Far Cry – wulkan
- Mafia: The City of Lost Heaven – Fairplay
- Medal of Honor Allied Assault – Sniper’s Last Stand
- Risen 3 – walka z potworem morskim
- Call of Duty: WWII – misja z czołgiem
- Grand Theft Auto: San Andreas – Wrong Side of the Tracks
- Honorowa wzmianka: każda misja eskortowa
Risen 3 – walka z potworem morskim
INFORMACJE
- Na czym polegała misja? No na walce z potworem morskim.
- Czemu jej nienawidzimy? Bo musieliśmy walczyć jednocześnie z potworem i kiepskim sterowaniem żaglowcem.
W wyniku zawirowań licencyjnych po przygotowaniu trzech odsłon kultowego Gothica studio Piranha Bytes straciło prawa do marki i zostało zmuszone do stworzenia czegoś zupełnie nowego. Tak narodził się Risen, który całkiem udanie kontynuował tradycje poprzedniczek i doczekał się dwóch sequeli. Ostatni z nich zadebiutował w 2014 roku i generalnie był całkiem udaną grą... choć nie pod każdym względem.
Pozwolę sobie oddać głos redakcyjnemu koledze Marcinowi, któremu potwór morski skutecznie obrzydził obcowanie z tym RPG akcji.
Risen 3 był jak zwykły kawalerski obiad. Ryż z warzywami i sosem z puszki, nic wyszukanego, ale porcja ogromna. Można było bez końca eksplorować, walczyć i rozwijać postać. Po drodze od czasu do czasu musieliśmy przemieścić się pomiędzy wyspami, z których składał się świat gry, i w pewnym momencie w trakcie tych podróży zaczynał nas atakować on – morski potwór.
Stojąc za sterem, musieliśmy go unikać i jednocześnie strzelać do niego z armaty. To, że przez „drewniane” sterowanie (to gra twórców Gothica w końcu) nie było to łatwe, to jeden problem. Drugim było to, że sekwencje okazywały się długie i obowiązkowe. A ja przecież nie po to grałem w „erpega”, żeby męczyć się ze słabo wykonanym symulatorem okrętu żaglowego. Ta sekwencja sprawiała wrażenie dodanej na siłę, niepotrzebnej i nieprzemyślanej.
Parę razy myślałem o tym, żeby wrócić do tej gry. W zależności od tego, do której frakcji dołączymy, nasza ścieżka rozwoju jest inna. Za każdym razem myśl o morskim potworze jakoś tak mnie jednak zniechęcała.
Marcin Strzyżewski