Mad Max: Na drodze gniewu (Mad Max: Fury Road). 10 filmowych kontynuacji lepszych od poprzedników
- 10 filmowych kontynuacji, które były lepsze od poprzednich części serii
- Gwiezdne wojny: Część V – Imperium kontraatakuje (Star Wars: Episode V – The Empire Strikes Back)
- Indiana Jones i ostatnia krucjata (Indiana Jones and the Last Crusade)
- Terminator 2: Dzień sądu (Terminator 2: Judgement Day)
- Mroczny Rycerz (The Dark Knight)
- Ojciec chrzestny 2 (The Godfather: Part II)
- Mad Max: Na drodze gniewu (Mad Max: Fury Road)
- Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz (Captain America: The Winter Soldier)
- Dobry, zły i brzydki (The Good, the Bad and the Ugly)
- Wojna o planetę małp (War for the Planet of the Apes)
Mad Max: Na drodze gniewu (Mad Max: Fury Road)

- W czym lepszy od poprzednich części: w pomyśle na siebie i realizacyjnej odwadze – to kino dynamiczne i ostre jak diabli
- Reżyseria: George Miller
- Rok premiery: 2015
- Gdzie obejrzeć: Netflix, Chili, iTunes Store, Rakuten
George Miller zaczynał swoją historię z poważnym reżyserowaniem za sprawą Mad Maxa z Melem Gibsonem w roli głównej. Wtedy nie było to nawet kino stricte postapokaliptyczne (choć z czasem właśnie w tę stronę ewoluowało), tylko „akcyjniak” odhaczający po kolei wszystkie grzechy główne innych reprezentantów tegoż gatunku, na czele z chaotycznym montażem, pretekstowym scenariuszem i tanimi efektami specjalnymi. Druga i trzecia część serii z pewnością poprawiły się względem oryginału, ale nadal ciężko było je nazwać tworami kultowymi czy ponadczasowymi. Co więc pękło w Millerze te kilkadziesiąt lat później, kiedy wydał na świat przeładowane bodźcami monstrum w postaci Fury Road? Nie mam najmniejszego pojęcia.
Mad Max: Na drodze gniewu to z jednej strony kontynuacja, ale z drugiej trudno nie nazwać tego remakiem. Mamy tutaj bowiem do czynienia z zupełnie innym castingiem, poziomem realizacji czy – co najważniejsze – pomysłem na film, który do dziś uważany jest za krytyków i filmoznawców za absolutnie przełomowy, jeżeli chodzi o hollywoodzkie blockbustery. Niby nic specjalnego, powiecie, fabuła dzieła skupia się bowiem na tym, że bohaterowie jadą najpierw w jedną stronę, by potem zawrócić. Nic więcej. Zauważcie jednak, jak wiele za pomocą tych paru „przejażdżek” udało się pokazać.
Warczące silniki, wrzeszczący sekciarze oraz grzmiące w tle bębny przy akompaniamencie dzikiej gitary elektrycznej – świat Fury Road to postapokalipsa, która ekscytuje i przeraża zarazem. To świat niby podobny do naszego, bo oparty na posiadaniu, ekspansji i władzy, ale w wersji tak skrajnej, jak to tylko możliwe. Ciężki przekaz współgra oczywiście z przytłaczającą – w pozytywnym tego słowa znaczeniu – realizacją. Nie ma tutaj za wiele CGI, jest za to mnóstwo kaskaderów, niszczonych na bieżąco samochodów i efektów pirotechnicznych. Polecam mierzenie ciśnienia w trakcie seansu.
