Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość pozostałe 21 lutego 2011, 11:15

autor: Łukasz Kendryna

Fallout tygodnia #8: Tylko dla dorosłych

Jakiś czas temu niektórzy zastanawiali się, czy Polska nie jest przypadkiem zagłębiem gier erpegowych. Parę lat za nami, a wspomniana supozycja zdaję się wciąż aktualna. Nadal powstają u nas głośne i odnoszące spore sukcesy tytuły w ramach wspomnianego gatunku. Jest jednak pewien aspekt znacznie bardziej rozwinięty, który zdaje się aspirować do miana nadwiślańskiej specjalności – gry tylko dla dorosłych oraz granie na nosie purytańskim mediom z za oceanu.

Jakiś czas temu niektórzy zastanawiali się, czy Polska nie jest przypadkiem zagłębiem gier erpegowych. Parę lat za nami, a wspomniana supozycja zdaję się wciąż aktualna. Nadal powstają u nas głośne i odnoszące spore sukcesy tytuły w ramach wspomnianego gatunku. Jest jednak pewien aspekt znacznie bardziej rozwinięty, który zdaje się aspirować do miana nadwiślańskiej specjalności – gry tylko dla dorosłych oraz granie na nosie purytańskim mediom z za oceanu.

Wartość rynku growego w Polsce dalece odbiega od tych z bogatych państw zachodu. Fakt ten nie przeszkadza jednak, by na terenie naszego kraju tworzyć głośne tytuły o zasięgu globalnym (będąc w rękach lub pod patronatem zagranicznych inwestorów). Głośne i nierzadko kontrowersyjne. Wystarczy tylko spojrzeć na plan wydawniczy lokalnych grup deweloperskich, aby dostrzec niemal wyłącznie odważne produkcje, przeznaczone dla dojrzałego odbiorcy. Brutalny Bulletstorm, nie stroniący od nagości Wiedźmin 2 czy odrażający Dead Island. Jak na tak małe podwórko sporo okazów, czyż nie?

Zachód, gdzie gry od dawna nie są hermetyczną niszową rozrywką dla wtajemniczonych, uważnie przygląda się rynkowi, a powszechne media często donoszą o nowinkach ze świata elektronicznej rozrywki. Rząd, jak i instytucje mu podlegle, również nie stronią od zabierania głosu. A ostatnio mieliśmy wysyp podobnych zdarzeń, strofujących polskie produkcje.

FOX News (Bullet)storm

Przed kilkoma dniami amerykański serwis informacyjny FoxNews.com, przy pomocy artykułu zatytułowanego „Czy Bulletstorm to najbardziej zdeprawowana gra na świecie?”, próbował uzyskać odpowiedź na postawione pytanie. Aby poprzeć tezę ukrytą za znakiem zapytania (swoją drogą, przed kilkoma laty podobną praktykę stosował Andrzej Lepper, uchylając się od odpowiedzialności za wypowiedziane słowa), John Brandon, autor tekstu, posłużył się kilkoma ekspertami. Tak oto doszło do bezpardonowego ataku na grę polskiego dewelopera, zarzucając jej kilka poważnych grzechów.

Dr. Jerry Weichman, psycholog kliniczny z Hoag Neurosciences Institute, twierdzi, iż obrazy przemocy zawarte w grze Bulletstorm mogą doprowadzić do poważnych zaburzeń w rozwoju dziecka, a rozrywka o podobnym charakterze uczy graczy przemocy oraz podtekstów seksualnych jako środków do prowadzenia dialogu i rozwiązywania problemów. Weichman nie jest jednak jedynym komentatorem z tytułem naukowym w dorobku. Dr. Carole Lieberman, psychiatra i autorka publikacji naukowych, wtóruje mu łącząc zjawiska gwałtu ze scenami seksu w grach.

Electronic Arts, będący światowym wydawcą tytułu, szybko odpowiedział na zarzuty. Słowami wiceprezesa od public relations, Tammiego Schactera, broni się zasłaniając regulacjami nałożonymi przez ESRB oraz wolnością słowa i swobodą artystyczną. Problem w tym, że sam autor artykułu wspomina o rządowych i instytucjonalnych obostrzeniach, raz jeszcze słowami specjalisty (tym razem Melanie Killen, profesor z Uniwersytetu Maryland) uwypuklając niemoc w sprawnym ich egzekwowaniu.

Wydawca, w upublicznionym oświadczeniu, podkreśla ponadto fakt prowadzenia kampanii marketingowej, skierowanej wyłącznie do dojrzałych odbiorców. Niestety, z tą częścią oświadczenia ciężko jest się w pełni zgodzić. Pomimo, iż oficjalne zwiastuny posiadają wymagane oznaczenia i symbole, ich treść oraz ładunek intelektualny jest jak najbardziej atrakcyjny, czy wręcz skierowany do młodego odbiorcy. Trudno jest jednak winić o to twórców kampanii marketingowej, ta ma być przecież zgodna z prawem i przede wszystkim skuteczna.

Brutalność a cenzura

Problemy z mediami bulwarowymi (często przysparzającymi rozgłosu i darmowej reklamy) nie są jedynymi z jakimi muszą zmagać się twórcy. Znacznie bardziej poważna zdaje się prawnie uwarunkowana cenzura, ograniczająca swobodę artystyczną i zmuszająca do wprowadzania niechcianych zmian. Wszechobecna brutalność w Bulletstorm przysporzyła podobnych trudności członkom studia People Can Fly.

Niemiecka organizacja przydzielająca kategorie wiekowe grom dopuszczanym do sprzedaży na terenie kraju, mowa oczywiście o Unterhaltungssoftware Selbstkontrolle (USK),przydzieliła Bulletstormowi kategorię wiekową 18+. Oznacza to, że tytuł może trafić na rynek będąc przeznaczonym wyłącznie dla dorosłych graczy. Fakt ten mógłby cieszyć, gdyby nie konieczność wprowadzenia zmian w samej grze.

Aby Electronic Arts mogło legalnie sprzedać choć jeden egzemplarz gry na terenie Niemiec, z gry usunięto kilka jej kluczowych elementów. Deweloperzy zostali zmuszeni do wycięcia krwi i jej rozprysków, efektu ragdoll czy możliwości rozczłonkowywania przeciwników. Tak okrojona wersja, kształtem daleka od zamierzeń twórców, trafi do rąk graczy. Ale czy aby na pewno?

Podobne problemy w egzekwowaniu prawa, co amerykańska organizacja ESRB, ma również niemiecki odpowiednik. W tym przypadku jego źródłem jest niewidzialna ręka Adama Smitha, czyli prawo popytu i podaży. Niemieccy gracze, podobnie jak konsumenci z pozostałych krajów, również chcą otrzymać pełen, niewybrakowany produkt. Aby móc wejść w jego posiadanie importują regularną wersję gry dostępną w Austrii, czyli tzw. edycję PEGI. W internetowych sklepach wysyłkowych pełno jest podobnych ofert, robiących z prawa żart.

Techland nie lepszy/gorszy

Kolejnym polskim deweloperem będącym na celowniku amerykańskich stróżów prawa i obrońców jedynej słusznej moralności jest wrocławski Techland. Zapowiadając na lato 2011 trzecią już odsłonę serii Call of Juarez, nie obyło się bez kasandrycznych komentarzy i zastrzeżeń pod adresem dewelopera. Głównym ich źródłem okazał się podtytuł gry The Cartel, czyli de facto tematyka nadchodzącej gry.

Szef policji z Brownsville, południowo-teksańskiego miasteczka graniczącego z Meksykiem, niejaki Carlos Garcia twierdzi, iż gra dostarczy złego przykładu młodzieży, a temat meksykańskich karteli jest zbyt poważny, aby mógł być podejmowany przez gry video. Jego nieodpowiednie ujęcie – jak dodaje później - może bezpośrednio doprowadzić do przypadków porwań czy wręcz morderstw. Jego wypowiedź znalazła również wsparcie w osobie Omara Lucio, szeryfa z hrabstwa Cameron. Ten nie tylko zgadza się ze słowami Garcia, ale dodaje również (zastrzegając wcześniej fakt braku możliwości zaznajomienia się z samą grą), iż jakakolwiek forma gloryfikacji kryminalnego stylu życia nie powinna być pochwalana. Trudno się z tym nie zgodzić. Zagadką pozostaje tylko dlaczego ofiarą padła polska produkcja, której nikt jeszcze nie widział (czyżby rzeczywiście chodziło o sam tytuł i kilka promocyjnych zdań?).

Zapach sensacji zwęszył również bohater medialnych zawirowań opisanych w poprzednich akapitach, serwis FoxNews.com. Na łamach hiszpańskojęzycznego odpowiednika z dopiskiem latino zamieszczono artykuł „Call of Jaurez: The Cartel zmieni przygraniczną przemoc w grę video”. Podejmując się jego lektury znajdziemy krótki opis tytułu opartego wyłącznie na marketingowych sloganach wraz z kolejnym komentarz fachowca. W roli ostatniego wcieliła się Dr. Kathleen Staudt, profesor nauk politycznych Uniwersytetu Teksańskiego. Jak sama twierdzi, sprawa świeżo zapowiedzianej gry Ubisoftu powinna być poważnie potraktowana biorąc pod uwagę demonizację Meksyku i obywateli tego kraju. Dodaje również, że osoby nie znające specyfiki granicy meksykańsko-teksańskiej, będą ją postrzegać przez pryzmat karykaturalnej gry.

Głos zdążył zabrać również Ubisoft, śpiesząc z wyjaśnieniami. Wydawca tłumaczy się zastosowaniem fikcyjnej historii, mającej więcej wspólnego z filmem akcji, jak z realnymi wydarzeniami w Juarez.

Warto w tym miejscu odnotować kilka istotnych faktów o miejscu akcji gry, czyli tytułowym Juarez (a właściwie Ciudad Juárez). Jest to metropolia ogromnych rozmiarów licząca blisko półtora miliona mieszkańców. Charakteryzuje się głównie wysokim poziomem biedy i jeszcze wyższym wskaźnikiem przestępczości. Jest to jeden z najniebezpieczniejszych regionów świata, gdzie liczby morderstw królują we wszelkich zestawieniach.

Sprawa Dead Island

Call of Juarez: The Cartel to nie jedyna niedawno zapowiedziana gra, która trafi na sklepowe półki jeszcze w tym roku, wychodząc z rąk wrocławskich twórców. Kolejną pozycją będzie równie kontrowersyjny Dead Island, traktujący o brutalnych walkach zombie z wczasowiczami tropikalnej wyspy. Snując przypuszczenia na podstawie podobnych gier i napotkanych przez nich problemów, Techland może się spodziewać dalszego konfliktu z obrońcami dziecięcej psychiki. Koegzystencja z nadgorliwymi mediami jest jednak w pełni możliwa - zręcznie wykorzystując kolejne nagłówki na własny marketingowy użytek więcej z niej pożytku jak realnych szkód. Gorzej, gdy grozi całkowity zakaz sprzedaży.

Przed kilkoma laty, gdy na światowym rynku debiutował Left 4 Dead 2 (tytuł o podobnej tematyce), jego twórcy i wydawca, firmy Valve i Electronic Arts, nie uniknęli poważnych problemów z legalnym wprowadzeniem tytułu na australijski i niemiecki rynek. OFLC, organizacja klasyfikująca gry na antypodach, całkowicie zakazała sprzedaży gry nie przydzielając jej kategorii wiekowej. Aby nie stracić potencjalnego zysku, wydawca wraz z deweloperem podjęli się głębokich zmian w charakterze gry pozbawiając jej sporej dawki brutalności (odstrzeliwania głów, zalegających martwych ciał itp.). W australijskim systemie klasyfikacyjnym nie ma bowiem kategorii przeznaczonej tylko dla dorosłych, najwyższą jest 15+. Konieczna była również poprawa okładki (w tym przypadku zmiany wymusili również amerykanie). Znane dziś opakowanie odbiega nieco wyglądem od oryginalnego, charakteryzującego się większą ilością odgryzionych palców u dłoni.

Dead Island, według zarówno ostatnich zapowiedzi , jak i tych z 2007 roku, wyróżniać się będzie sporą dawką przemocy i realizmu. Cechować go ma brutalna walka ze sporą ilością krwi i oderwanych fragmentów ludzkiego ciała oraz autorski system wielowarstwowości przeciwników. Atakując napastników będziemy wstanie odsłaniać poszczególne organy wewnętrzne, co zwiększy tylko realizm i szanse na prawne konsekwencje na niektórych rynkach (w tym miejscu znajdziecie kilkuletnie już techdemo wspomnianej innowacji). Jeśli zapowiedzi zostaną dotrzymane, Dead Island z pewnością doczeka się zakazu sprzedaży lub cenzury.

CD Projekt Red na celowniku?

People Can Fly i Techland to wciąż nie wszyscy polscy deweloperzy gustujący w odważnych i potencjalnie kontrowersyjnych tematach. Kolejnym jest CD Projekt Red, pracujący obecnie nad Wiedźminem 2: Zabójcy królów. Główny bohater gry – co jest wiedzą powszechnie znaną – nie stroni od kontaktów płciowych, to też gracz będzie miał niejedną możliwość obcowania z przedstawicielkami płci pięknej. Nagość w grze, i podejście do seksu w sposób dojrzały, stały się nawet częścią kampanii marketingowej. Na kilku zwiastunach dostrzec można intymne okolice kobiecych ciał, dając w ten sposób uzasadnienie bramkom wiekowym strzegącym wejścia na oficjalną stronę gry.

Jak żartuje Adrian Chmielarz, szef People Can Fly (na Twitterze), jeśli nic nie ulegnie zmianie, ofiarą nagonki Fox News padnie właśnie Wiedźmin 2: „Gry z Polski niepokoją Fox News. Jeśli trend się utrzyma, kolejnym celem będąc cycuszki z Wiedźmina 2”.

Podsumowanie

Hipokryzja niektórych mediów oraz nadgorliwość rządów (tudzież ich bezradność, lub wręcz całkowity brak kompetencji) prowadzą nie tylko do nieprzyjemnych sytuacji, ale również do bardziej namacalnych konsekwencji. Zakaz sprzedaży gry to poważny cios zarówno dla wydawcy, jak i samego dewelopera. A polscy twórcy zdają się przodować w produkcji kontrowersyjnych tytułów. Najlepszym tego przykładem jest Dead Island i głośny zwiastun promujący produkcję. Dyskusja jaką wywołał zawładnęła niemal całym branżowym Internetem. Dyskusja, co podkreślić należy, znacznie bardziej konstruktywna od tej proponowanej przez bulwarówki. Rozmawiać warto, oskarżać niekoniecznie.

Łukasz „Crash” Kendryna