Odkopałem najlepsze zapomniane mechaniki hack’n’slashów
Inspiracja, naśladownictwo, kalka czy wręcz plagiat. Twórcy gier nieustannie czerpią z dorobku swoich poprzedników podpatrując pewne schematy, mechaniki. Niekiedy, o zgrozo, w szale powielania uda im się pominąć prawdziwe perły.
Spis treści
- Odkopałem najlepsze zapomniane mechaniki hack’n’slashów
- Malarz, tynkarz, nekromanta
- Pokaż mi swoje towary
- Nie spać, zwiedzać, levelować
- Potyczka na cienkim lodzie
- Co pięć mieczy, to nie jeden
- Nic o mnie beze mnie
Potyczka na cienkim lodzie
Rdzeniem każdego hack’n’slasha jest sposób, w jaki eksterminujemy kolejne fale wrogów. Innymi słowy: system walki. Potencjał przykuwania uwagi innowacjami i nietuzinkowymi pomysłami jest tu duży, choć współmiernie duże pozostaje też ryzyko porażki i położenia całej gry, gdyby ten aspekt potraktować nieumiejętnie. Dlatego też relatywnie rzadko otrzymujemy w tej materii coś uczciwie nowego, interesującego i faktycznie gameplayowo istotnego. Jakieś konkretne próby? Pomyślmy... Z marnym skutkiem próbowały Wolcen: Lords of Mayhem czy Warhammer: Chaosbane wprowadzające zbierane w trakcie walki zasoby, dające szansę na odpalenie wyjątkowo śmiercionośnego narzędzia eksterminacji, jak specjalna umiejętność czy transformacja w niepowstrzymaną istotę.
Zostało jeszcze 55% zawartości tej strony, której nie widzisz w tej chwili ...
... pozostała treść tej strony oraz tysiące innych ciekawych materiałów dostępne są w całości dla posiadaczy Abonamentu Premium
Abonament dla Ciebie