Kontrowersyjne gry i wrażliwe tematy, czyli komu potrzebny jest trigger warning, a komu niekoniecznie

Właśnie wokół oznaczania wrażliwej treści rozpętała się drama na jednej z grupek, na których szukałem kompanów do gry w RPG. Przyjrzyjmy się, dlaczego tzw. content warning jest tak kontrowersyjny - i kto tak naprawdę go potrzebuje?

Adam Bełda

Kwestia wszelkiego rodzaju ostrzeżeń dotyczących treści dotychczas omijała mnie szerokim łukiem. Rozpoczynając wiek nastoletni, żyłem sobie spokojnie, robiąc to, co wszyscy: czytając książki Stephena Kinga, wyrywając kręgosłupy w Mortal Kombat, okradając samochody w GTA i oglądając, jak Freddy Krueger robi mielonkę z Johnny’ego Deppa (i to jeszcze zanim zabrała się za to Amber Heard). Czy było to dla mnie nieodpowiednie? Nie wiem, może gdyby moje rozrywki we wczesnym okresie życia były mniej brutalne, zostałbym sprzedawcą polis ubezpieczeniowych, zamieszkał w pastelowym domku na przedmieściach i żył sobie spokojnie, a nie zajmował się patologiami ludzkiego umysłu, harując na dwóch etatach. Ale czasu się nie cofnie, a i nie mam przekonania, że odrobina zdrowia psychicznego nie jest uczciwą ceną za sprawdzenie, czy to prawda, że w Soldier of Fortune da się odstrzelić rękę.

Mimo że dziś wygląda to śmiesznie, swego czasu nie istniało nic bardziej brutalnego – a zarazem lepszego. - Kontrowersyjne gry i wrażliwe tematy, czyli komu potrzebny jest trigger warning, a komu niekoniecznie - dokument - 2024-07-05
Mimo że dziś wygląda to śmiesznie, swego czasu nie istniało nic bardziej brutalnego – a zarazem lepszego.

Dlatego też, kiedy dorosłem, żyłem raczej w przekonaniu, że sztywne ustalanie, co jest odpowiednie, a co nie, na podstawie samego wieku dziecka jest dość bezsensownym podejściem. Zdecydowanie lepiej, żeby to rodzic dostał pewne narzędzia, które pozwolą mu zweryfikować, czy to, co jego dziecko kupuje w sklepie, zawiera elementy, których zawierać nie powinno. W związku z tym systemy oceny treści nadal mnie nie obchodziły – ot, przydatna rzecz dla rodziców. A że ja dzieci nie mam – a gdybym miał, i tak wiedziałbym, że GTA nie jest odpowiednie dla pięciolatka, nawet bez patrzenia na pudełko – nie było to moim problemem.

Kiedy jednak doszło do pewnego – nazwijmy to – „wrogiego przejęcia” na jednej z grupek, na których szukałem kompanów do wspólnej gry w RPG, sprawa oznaczania wrażliwej treści zaczęła być personalna i skłoniło mnie to do nieco dokładniejszego zapoznania się z tematem. Nie samych metod oznaczania, bo to nie jest ani szczególnie ciekawe, ani skomplikowane, tylko raczej wpływu takich ostrzeżeń na odbiór danego tytułu przez gracza, czytelnika czy widza. Wpływu, który okazuje się dla dużej części zaangażowanych w popkulturę osób kontrintuicyjny. Dlatego też, gdy dostałem możliwość podzielenia się swoimi przemyśleniami z szerszą publicznością, skorzystałem z tego bez większego wahania, czego skutkiem jest ten właśnie artykuł.

TEKST PREMIUM

Treści premium mogą powstawać głównie dzięki wsparciu Was, czytelników. Prace nad takimi materiałami wymagają więcej czasu i wysiłku, więc jeśli chcecie czytać podobnego rodzaju content oraz wspierać jakościowe dziennikarstwo, zachęcamy do kupna abonamentu.

Wykup Abonament Premium GRYOnline.pl

Więcej tekstów, których powstanie było możliwe dzięki Waszemu wsparciu, znajdziecie tutaj.

PEGI – najlepszy przyjaciel rodzica

Zacząć należy od przyjrzenia się najpopularniejszym instytucjonalnym systemom oceny treści. Najważniejsze z punktu widzenia gier dla obywateli Unii Europejskiej jest oczywiście Pan European Game Information, czyli znane zapewne wszystkim czytelnikom PEGI. PEGI założone zostało przez Interactive Software Federation of Europe (ISFE) w kwietniu 2003 roku i obecnie używane jest w 38 krajach. Ocena w ramach tego systemu składa się z dwóch części. Pierwszą z nich stanowi określenie, do jakiej grupy docelowej kierowany jest dany produkt: czy dozwolony jest od 3, 7, 12, 16 czy 18 lat. Dodatkowo w tej sekcji może być dodany znak wykrzyknika, sugerujący iż gra powinna być szczególnie kontrolowana przez rodzica ze względu na treści, które mogą pojawiać się w ramach danej grupy wiekowej. Warte zauważenia jest to, iż system ten wydaje się relatywnie odważny – dopuszcza realistyczne przedstawienie przemocy, zachowań seksualnych czy scen używania narkotyków już w przypadku odbiorców powyżej 16. roku życia. Drugą częścią oceny są charakterystyczne piktogramy, które mają informować, czy w grze występują treści przypisane do jednej z dziewięciu kategorii: przemoc, seks, dyskryminacja, narkotyki, strach, wulgarny język, hazard, gra online, zakupy w grze. Ostatnie dwie oczywiście nie mają charakteru treści wrażliwych, są jednak ważną informacją dla rodzica. Rozgrywka online może wiązać się z dodatkowymi zagrożeniami, takimi jak narażenie się na ataki scammerów czy toksyczna społeczność gry, zaś zakupy dokonywane w grze są przestrogą dla rodziców szczególnie młodszych dzieci, na wypadek gdyby z ich karty płatniczej w tajemniczych okolicznościach zaczęły ginąć pieniądze.

Zgrabny opis sposobu oceny przez PEGI dostępny jest w języku Szekspira na oficjalnej stronie systemu: https://pegi.info/.

PEGI wydaje się bardzo sensownie pomyślanym systemem. Podaje dość precyzyjne kategorie wiekowe, które nie są przesadnie restrykcyjne, dodatkowo w przejrzysty sposób informując o obecności wybranych treści wrażliwych. Ich opisy są jednocześnie na tyle ogólne, że nie ma zagrożenia, iż przy okazji zdradzą zbyt dużo na temat fabuły gry.

Bardziej kontrowersyjny wydaje się przeznaczony do klasyfikacji filmów system oceny opracowany przez Motion Picture Association (do 2019 roku Motion Picture Association of America). Rating MPA obejmuje 5 kategorii: G (general audience), PG (parental guide), PG-13 (parental guide – inappropriate for children under 13), R (restricted, may be inappropriate for children under 17) oraz NC-17 (no one 17 and under admitted). Brakuje tutaj z pewnością kategorii dla szesnastolatków, chętnie stosowanej przez PEGI. Same kryteria, które decydują o przyznaniu takiej, a nie innej klasyfikacji, również są dyskusyjne. Można spotkać się z oskarżeniami, że system znacznie bardziej skupia się na treściach seksualnych niż na przemocy. Ma to być niekorzystne z tego względu, iż seks jest normalnym i zwykle pożądanym w pewnych okresach rozwoju zachowaniem, natomiast przemoc to coś, co zawsze jest niewłaściwe. Większa ekspozycja agresji miałaby być więc bardziej ryzykowna niż nagości czy sugestywniej pokazanej intymności. Oczywiście, żeby w pełni odnieść się do tych argumentów, należałoby przeanalizować indywidualne przypadki, bo nie sposób rozstrzygać ewentualnej szkodliwości poszczególnych bodźców na poziomie ogólnym, trudno jednak zaprzeczyć, że amerykańskie podejście do przemocy jest niepokojąco bardziej liberalne niż do seksu. Ta pierwsza bowiem w zasadzie może być obecna we wszystkich kategoriach powyżej G, a przy PG-13 może stać się już całkiem intensywna. Scena seksu z kolei, jeśli będzie pokazana wprost, prawdopodobnie zmieni kategorię na R. Wydaje się więc, że MPAA traktowało na równi masakrowanie chitauri przez superbohaterów w Avengers i odbicie dłoni na zaparowanej szybie przez Kate Winslet w Titanicu, ale już gdyby szyba nie była zaparowana...

Więcej informacji na temat systemu ocen MPA znaleźć można pod amerykańsko skromnym adresem strony: www.filmratings.com.

Podejście MPA do wulgaryzmów, zwłaszcza tych o seksualnej konotacji, jest dość specyficzne, żeby nie rzec: zabawne. Miejska legenda mówi, że aby film mieścił się w korzystnej z punktu widzenia grupy docelowej kategorii PG-13, może znaleźć się w nim najwyżej jedno przekleństwo. Jeśli „fuck” padnie z ekranu więcej niż jeden raz – film staje się nieodpowiedni dla dzieci. Nie jest to do końca prawda – istnieją filmy, w których zakazane słowo pojawiło się dwa bądź trzy razy (np. Antwone Fisher, Nianie w akcji w wersji z 2016) lub było używane w historycznym kontekście (np. Wszyscy ludzie prezydenta) – jednak generalna zasada faktycznie sprowadza się do ilości. Najwidoczniej wulgaryzm staje się gorszący dopiero za drugim lub trzecim razem.

Ze względu na charakter medium konsekwencje wysokiej oceny MPA potrafią być znacznie poważniejsze niż w przypadku PEGI – część kin w ogóle odmawia emisji filmów NC-17, co utrudnia ich dystrybucję nawet wśród osób dorosłych, dla których przecież są przeznaczone. Grę ocenioną jako wyjątkowo brutalną lub przeseksualizowaną można po prostu zamówić. Jeśli chodzi o analogicznie zakwalifikowany film, pozostaje wybrać się do innego kina, co nie zawsze jest możliwe, bądź obejrzeć go, kiedy już trafi do innych kanałów dystrybucji. Problemy te przyczyniają się do zauważalnie niższych zysków, przez co filmy często konstruowane są tak, aby uniknąć takiej oceny, co prowadzić może do autocenzury bądź sztucznego zaniżania oceny wiekowej. Oba te zjawiska są w moim odczuciu niepożądane.

A teraz to, co szeroka publika lubi najbardziej – bezsensowna drama

Jestem graczem w RPG. I piszę tu o tych prawdziwych RPG: z wielościennymi kostkami, wypełnianymi ołówkiem drukowanymi kartami postaci oraz dość zapomnianą sztuką używania wyobraźni. Niestety, pech chciał, iż jestem też osobą dorosłą, więc trudniej mi zorganizować się ze znajomymi na kilka godzin przy stole. A że hobby to – mimo znacznego wzrostu popularności w ostatnim czasie – pozostaje dość niszowe, tak i liczba osób o podobnych zainteresowaniach w gronie moich bliższych znajomych jest nieduża. Z pomocą przychodzą wszelkiego rodzaju facebookowe grupki zrzeszające ludzi szukających kompanów do zabawy online.

RPG z racji swojej interaktywności i wymogu bezpośredniego kontaktu wiąże się z dużo większym niż w przypadku innych rodzajów rozrywki ryzykiem, iż gracz niechcący zetknie się z treścią, z którą styczności mieć nie zamierzał. Ot, miałby ochotę radośnie pobiegać po lochu i poszlachtować gobliny, a tu mistrz gry wykazuje się fantazją i w efekcie to nasza drużyna zostaje zaszlachtowana, a rzeczone gobliny okazują się przestępcami seksualnymi. W takiej sytuacji mógłby co prawda pomóc Orcbolg alias Ścinacz Bród, ale – jak to mówią w dalekim Albionie – „damage was done”, co już zobaczone, tego się nie odzobaczy.

Trywialne wypady na gobliny mają tendencję do kończenia się w nieoczekiwany i niezbyt pożądany sposób... - Kontrowersyjne gry i wrażliwe tematy, czyli komu potrzebny jest trigger warning, a komu niekoniecznie - dokument - 2024-07-05
Trywialne wypady na gobliny mają tendencję do kończenia się w nieoczekiwany i niezbyt pożądany sposób...

Z tego też względu w środowiskach, w których ludzie umawiają się na grę z obcymi osobami, po których nie do końca wiadomo, czego się spodziewać, niektórzy postulują oznaczanie ogłoszeń tak zwanymi „trigger warningami”, czyli ostrzeżeniami przed potencjalnie wrażliwymi treściami. Gdybym chciał poprowadzić rozgrywkę, w której gracze ścierają się z kanibalistycznym kultem składającym ofiary z dzieci, mógłbym oznaczyć swoje ogłoszenie triggerami: kanibalizm, przemoc wobec dzieci, brutalne opisy, a nieco bardziej przewrażliwiona osoba mogłaby również dołożyć w ostrzeżeniach, że scenariusz nawiązuje do religii. Właśnie: mógłbym? W przypadku większości tego rodzaju grupek tak, natomiast pewnego dnia jedna z większych została przejęta przez nową moderatorkę, która uczyniła z niej swój prywatny grajdołek (co było tak ważne, że zaznaczyła to nawet w nazwie grupy). W związku z misją szerzenia osobliwie pojętej „inkluzywności” regulamin został zmieniony w kilku miejscach, dodano między innymi wymóg oznaczania triggerów. Wymóg! Nie mogłem już wstawić ogłoszenia, które takich oznaczeń by nie zawierało, żeby ludzie, którzy ich nie potrzebują lub nie chcą, wiedzieli, kto nadaje na podobnych falach. Na argument, że to niezbyt inkluzywne, otrzymałem odpowiedź, że to konieczne, aby osoby, które mają zaburzenia lękowe albo przeżyły różne traumy, mogły czuć się bezpiecznie.

Jako osoba, która problemami psychicznymi zajmuje się zawodowo, od razu wyczułem bzdurę. Zadałem sobie jednak trud, aby swoje przeczucie zweryfikować i moje wnioski okazały się względnie prawdopodobne. Taki urok wniosków w temacie, w którym jest mała liczba nie najlepszych metodologicznie badań – nie da się mieć większej pewności.

Ostrzeżenia w obronie zdrowia psychicznego... czy wręcz przeciwnie?

Ale zanim przejdę do twardych danych, chciałbym zasygnalizować pewne dość ważne i irytujące mnie zjawisko. Żyjemy w świecie, w którym dostęp do wiedzy jest śmiesznie łatwy – wystarczy wpisać odpowiednie zapytanie w wyszukiwarkę, aby otrzymać listę stron omawiających dany temat. Wystarczy zadać pytanie sztucznej inteligencji, aby uzyskać „jej opinię”. Prowadzi to do mylnego poczucia, że profesjonalna wiedza przychodzi bez wysiłku, że wystarczy poświęcić dwie godziny na czytanie artykułów i już jest się w czymś ekspertem.

Wiadomo, że w Polsce każdy jest specjalistą od medycyny i piłki nożnej. Każdemu też wydaje się, że jest psychologiem – nieraz spotkałem się z zapewnieniami, że ten czy inny mistrz gry stanowi wsparcie dla „swoich” graczy, że uwzględnia ich trudne doświadczenia i że stosuje narzędzia bezpieczeństwa sesji. Otóż nie. Pomijając już nawet jakość danych – większość treści w internecie jest dość mało wiarygodna, nie mówiąc o poradach AI – zdobycie całościowego oglądu w przypadku złożonej kwestii wymaga lat ciężkiej pracy. Dlatego też, niezależnie od tego, czy chodzi o kontekst gier RPG, czy jakikolwiek inny kontekst towarzyski – nie bawcie się w psychologów. Jeśli ktoś doznaje napadów paniki z powodu wymyślonej historii, to jest to zadanie dla specjalisty, prawdziwego, a nie domorosłego. Żadne trigger warningi, karty X czy inne bzdury (najczęściej projektowane bez odpowiedniej metodologii przez osoby bez wykształcenia psychologicznego) nie zadbają o bezpieczeństwo tych, którzy zmagają się z problemami psychicznymi. Od tego jest psycho- czy farmakoterapia.

Jeśli niezbędne w moim odczuciu zaznaczenie, że psychologią powinny zajmować się osoby do tego przygotowane, mamy za sobą, możemy przejść do szerszego spojrzenia na dane. Czy ostrzeżenia przed zawartością faktycznie mają sens i zmniejszają napięcie? Ze względu na niezbyt dużą ilość badań naukowych nie można odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Dostępne dane jednak (tutaj należy wspomnieć autora strony LiberLudorum.com, który pięknie zebrał je w jednym wpisie) wydają się sugerować, że wręcz przeciwnie.

Jeśli cokolwiek na świecie powinno mieć kategorię 18+, to zdecydowanie historia Brygady Sokoła.
Jeśli cokolwiek na świecie powinno mieć kategorię 18+, to zdecydowanie historia Brygady Sokoła.

Badanie z 2019 roku wykonane przez McKendree University, w którym ostrzeżenia dotyczące treści zastosowano w kontekście edukacyjnym, informując uczniów o tym, że dany temat będzie obejmował wrażliwą zawartość, nie wykazało poprawy stanu psychicznego uczestników. Co ciekawe, pomimo braku mierzalnego wpływu na poziom napięcia osoby, którym takie ostrzeżenia prezentowano, zaczynały wierzyć w to, że są one potrzebne. Co prawda bardziej innym niż im, ale jednak. Prawdopodobnie zadziałał tutaj zwykły mechanizm sugestii potęgowany przez autorytet nauczycieli i badaczy – skoro oni wprowadzają coś takiego, to musi być to doniosła i ważna rzecz, prawda? Warto o tym pamiętać mając w głowie szereg zjawisk, które bez żadnego empirycznego uzasadnienia zostały uznane za ważne i słuszne tylko dlatego, że ktoś o wysokim statusie społecznym tak powiedział. Przykładem może być stosowanie kar cielesnych wobec dzieci. Przez wieki uważane były za skuteczną metodę wychowawczą, nawet dzisiaj są bronione przez pewne osoby – co gorsza, także przez polityków – pomimo bardzo jednoznacznych wyników badań, które wskazują, że są one nie tylko nieskuteczne, ale wręcz szkodliwe i powodują szereg problemów rozwojowych. Na przykład zwiększają ryzyko zachowań agresywnych ze strony dziecka.

Dwa kolejne badania z 2020 roku, wykonane na Uniwersytecie Harvarda, są jeszcze ciekawsze. Dotyczyły one skuteczności ostrzeżeń co do treści w populacji osób będących ofiarami traum, w grupie ryzyka oraz z rozwiniętym PTSD (zaburzeniem stresu pourazowego). Wykazały one, że trigger warningi mają dość niewielki wpływ na ogólny poziom napięcia, w dodatku... raczej negatywny. Taki wynik może być wręcz szokujący dla kogoś, komu tylko wydaje się, iż ma pojęcie o temacie, natomiast był on w gruncie rzeczy do przewidzenia. Jednym z kryteriów diagnostycznych PTSD jest unikanie czynników wyzwalających. W leczeniu stosuje się więc odpowiednio sterowaną ekspozycję na pewne wspomnienia, wyobrażenia czy sytuacje. Polega to między innymi na wprowadzeniu pacjenta w stan relaksacji, a potem mierzeniu się ze wspomnieniami traumy. Chodzi o to, aby pojawiające się wyzwalacze powodowały z czasem jak najmniejszą odpowiedź układu nerwowego. Nie muszę chyba mówić, że uporczywe przypominanie komuś, iż powinien być przygotowany na stres, i sugestia, że powinien się bać, działają dokładnie odwrotnie. Osoba, która już na starcie jest ostrzegana, że coś się wydarzy, będzie siedzieć jak na szpilkach i tylko czekać na to, aż coś się wydarzy.

Innym powodem może być tutaj wiktymizacja i przyjmowanie tożsamości ofiary. Osobie, której ciągle przypomina się, że przeżyła jakąś traumę, oraz że jest zagrożona jej konsekwencjami, dużo trudniej przejść drogę do wyzdrowienia. Jeśli przez otoczenie (w tym także tych, którzy na sztandarach niosą troskę o jej bezpieczeństwo) będzie ustawicznie wtłaczana w społeczną rolę osoby pokrzywdzonej, w końcu przyjmie ją jako swoją. Dbanie o bezpieczeństwo jest czymś innym niż usuwanie ze swojego środowiska wszystkiego, co może powodować dyskomfort.

Czy powyższa garstka badań przechyla szalę na stronę przeciwników ostrzeżeń? Zdecydowanie nie. Badań jest mało, nie są powtarzane, a materia jest skomplikowana. Są jednak wystarczającym argumentem, żeby podważyć bezrefleksyjnie powtarzane stwierdzenie, że trigger warningi są niezbędne i mają pozytywne skutki. Nie wiadomo – może kolejne badania faktycznie przyniosłyby więcej dobrych informacji na ten temat. Ale równie dobrze mogłoby być tak – i gdybym miał stawiać pieniądze, to raczej na ten wariant – że wykazałyby one, iż trigger warningi nie mają żadnego wpływu albo mają wpływ negatywny. To, czym dysponujemy w tym momencie, nakazuje ostrożność.

Informacja czy spoiler?

Ktoś jednak mógłby, całkiem słusznie, zauważyć, iż w systemie ostrzeżeń o treści w istocie nie chodzi – i wcale nie powinno chodzić – o bezpieczeństwo osób z zaburzeniami lękowymi. O ich bezpieczeństwo dbać powinien specjalista, a nie oznaczenie na pudełku z grą. Ono z kolei może świetnie służyć rodzicowi do dokonania wyboru, jakiego rodzaju produkt chciałby kupić swojemu dziecku. Albo osobie dorosłej, która woli relaksować się, przesadzając warzywa na farmie, a nie wyrywając kręgosłupy. Albo komuś, kto co prawda ma arachnofobię, ale nie zamierza świadomie wystawiać się na kontakt z pająkami i woli po prostu zaakceptować ograniczenia, jakie narzuca mu choroba, niż podjąć trud leczenia.

We wszystkich tych przypadkach entuzjastom ostrzeżeń o treści wrażliwej przyznam rację. Jeśli obedrzemy je z tej całej napuszonej, patetycznej chmury tagów dotyczących zdrowia psychicznego i potraktujemy jako informację, wydają się nie tylko nieszkodliwe (choć należy pamiętać, że mogą nasilać napięcie u osób predysponowanych), ale i bardzo przydatne. W końcu każda dodatkowa informacja jest przydatna w doborze treści rozrywkowych, prawda?

I Have No Mouth, And I Must Scream, Nightdive Studios, 1995.
I Have No Mouth, And I Must Scream, Nightdive Studios, 1995.

Tutaj znowu zaczynają się schody. Są bowiem i tacy, którzy twierdzą, że obecnie dostępne ostrzeżenia w istocie... zdradzają zbyt wiele. Nie ma to większego znaczenia w przypadku oficjalnie stosowanych symboli, są one bowiem zwykle na tyle ogólne, że nie spoilerują zawartych w danym dziele treści. Znane z PEGI ikonki strzykawki czy zaciśniętej pięści nie precyzują, z jakiego rodzaju przemocą mamy do czynienia czy jaką rolę w fabule bądź mechanice gry odegrają narkotyki. Często jednak, czytając opinie o grze, można natknąć się na ludzi w dobrej wierze zdradzających szczegóły i wskazujących je jako coś, przed czym należy się strzec. Przykładem może być niesłusznie zapomniana przygodówka I Have No Mouth, and I Must Scream, w której pojawia się scena zgwałcenia jednej z bohaterek. Ma ona tłumaczyć jej awersję do żółtego koloru, gdyż taką barwę miał kombinezon agresora. Dokładnie taki opis znalazłem w jednym z materiałów na temat gry. Nietrudno zauważyć, że jest to metoda bezsensowna – po pierwsze bardzo konkretnie wskazuje na problematyczną treść, a więc jeśli ktoś nie chciał mieć z nią do czynienia, to... cóż, ma pecha, właśnie o tym przeczytał. Po drugie po zapoznaniu się z tym ostrzeżeniem gracz w zasadzie traci twist fabularny pewnego fragmentu gry.

Wspominając o I Have No Mouth, and I Must Scream w kontekście cenzury czy ostrzeżeń o treściach wrażliwych, nie można pominąć osobliwej historii literackiego pierwowzoru.

Inspiracją do powstania gry było opowiadanie Harlana Ellisona pod tym samym tytułem. Ellison miał napisać je w ciągu jednej nocy i z entuzjazmem przedstawić redaktorowi. Ten z kolei podjął decyzję o usunięciu co mocniejszych fragmentów odnoszących się między innymi do seksu, masturbacji, homoseksualizmu czy rozmiaru penisa. Szczęśliwie w dalszych wydaniach opowiadanie zostało przywrócone do stanu pierwotnego.

Tutaj znów daje się dostrzec kontrowersyjne z naszego punktu widzenia amerykańskie podejście. Tekst opowiadający o grupie ludzi w okrutny sposób dręczonej przez zbuntowaną sztuczną inteligencję? Nie ma problemu. Ale wspomnienie w nim o długości przyrodzenia? To już za wiele!

Jeśli jednak ostrzeżenia stosowane są dobrze, mogą mieć również bardzo pozytywny wpływ na swobodę twórczą, mianowicie: dzięki nim nie trzeba cenzurować gier. Mimo dość krytycznego tonu jestem ogólnie zadowolony z życia w cywilizowanym społeczeństwie. Takim, w którym treści dostosowywane są do odbiorców, w którym istnieją pewne zasady obowiązujące w przestrzeni publicznej, w którym aby uzyskać dostęp do bardziej wrażliwych materiałów, trzeba zadać sobie trochę trudu. I mimo że nie każdemu się to podoba, to dobrze, że dzieciom nie puszcza się thrillerów erotycznych ani nie zabiera ich na polowania. To, co dostępne jest dla najmłodszych, powinno przejść przez odpowiednie sito.

Fakt, że gry są nie tylko dla dzieci, może dziś jest już oczywisty, ale przez większość istnienia tego medium wcale taki nie był. Wystarczy wspomnieć kontrowersje związane z Mortal Kombat, Carmageddonem czy Doomem. Wszystko to relikty epoki piksela łupanego, każdy z nich był oskarżany o deprawację dzieci, w przypadku każdego z nich podejmowano chociażby próby cenzury. Jak więc nie narazić się na oskarżenia, że coś nie jest odpowiednie dla dzieci i nie powinno być sprzedawane? Uczciwie powiedzieć: „Owszem, to nie jest odpowiednie dla dzieci i nie powinno być sprzedawane dzieciom”. Bo jeśli produkt jest wyraźnie oznaczony jako przeznaczony dla dorosłych czy nastolatków, jedyną odpowiedzialność za to, że wpadł w niepowołane ręce, ponosi rodzic. Ewentualnie samo dziecko, jeśli przemyca skradzionego starszemu bratu kolegi Far Crya 6 w opakowaniu po legendarnej, wycenionej na 142,99 zł superprodukcji Moja znajoma świnka Peppa, aby rodzicie nie widzieli karabinów. Ale producent ma czyste ręce. I nie musi wycinać ze swojej gry elementów, które mogłyby negatywnie wpływać na rozwój dziecka.

Oczywiście sprawa jest bardziej skomplikowana, wchodzi tu w grę na przykład zaniżanie ratingu, aby uzyskać niższą kategorię wiekową, a więc i szerszą grupę docelową. Czasami ma to sens, czasami nie ma. Zmiana koloru krwi? Cóż, nie sądzę, aby dzieciakowi, który ogląda odrywanie głowy mutantowi, robiło różnicę, czy tryska zielona, czy czerwona jucha. Zastąpienie ludzi robotami w niektórych wydaniach Carmageddonu? Owszem, to już – mimo że idiotyczne z punktu widzenia założeń gry – istotnie obniża poziom brutalności. Moim ulubionym przykładem naginania rzeczywistości, aby film można było dopuścić do oglądania przez młodszą widownię, jest ekranizacja mangi Alita Battle Angel, w której postacie wyglądające i zachowujące się jak ludzie tną się na kawałki... ale to teoretycznie roboty, więc można. Ogólnie ekranizacje mang mają w tym kontekście silną konkurencję, przykładowo Ghost in the Shell ze Scarlett Johansson zamienia dość istotną dla symboliki oryginału nagość na beżowy kombinezon, a animowana wersja Berserka... cóż, tutaj rozumiem problem, gdyby go nie ocenzurowano, właściwszą platformą do oglądania byłby Pornhub, a nie Crunchyroll czy inny Netflix.

Co robić, jak żyć?

Jaka jest więc ostateczna ocena zasadności stosowania ostrzeżeń o treści? Cóż, jeśli chodzi o mnie, uważam iż stosowane jako informacja mają całkiem dużą rację bytu. Są przydatne dla rodziców w doborze produktów odpowiednich dla dzieci oraz co wrażliwszych osób dorosłych, w doborze własnej rozrywki. Traktowanie ich jako narzędzia do dbania o dobrostan osób z zaburzeniami lękowymi, tym bardziej jeśli jest stosowane przez osoby niewykwalifikowane, uważam natomiast za skrajnie szkodliwe. Poinformowanie osoby po wypadku samochodowym, że w filmie będzie scena wypadku samochodowego, wydaje się w porządku, ale już przekonywanie jej, że jest to ważne w jej procesie terapeutycznym, stawiam gdzieś pomiędzy artykułami o zdrowiu w kolorowych gazetach a poradami studentek psychologii na YouTubie. Czyli raczej nie warto.

Ciekawe są natomiast reakcje społeczności zainteresowanych tematem tego rodzaju informacji. Poza niezbyt zaangażowaną większością o umiarkowanych opiniach występują bowiem odłamy skrajne. Z jednej strony mamy ludzi, którzy uważają, że zwracanie uwagi na takie rzeczy to niepotrzebna poprawność polityczna, a z drugiej takich, którzy sądzą, że w ten sposób ratują świat. Obie te grupy bywają głośne, agresywne i – wbrew deklaracjom o inkluzywności – wykluczające. Nie wiem, co będzie, gdy staną naprzeciwko siebie, ale dałbym temu wydarzeniu oznaczenie 18+.

O AUTORZE

Jestem psychiatrą i psychoterapeutą, a moja obecna „misja fabularna” to zajmowanie się Centrum Zdrowia Psychicznego dla Dzieci i Młodzieży. Z wpływem różnych nieodpowiednich treści na umysły dzieci stykam się więc relatywnie często. W codziennej pracy spotykam się zarówno z kuriozalnym twierdzeniem, że dziecko ma problemy „przez komputer”, jak i z całkowitym pominięciem przez opiekunów kwestii higieny cyfrowej. Dlatego zależy mi, żeby temat traktowany był choćby z minimum rzetelności.

I Have No Mouth, And I Must Scream

I Have No Mouth, And I Must Scream

PC PlayStation Xbox Mobile Nintendo

Data wydania: 23 maja 1995

Informacje o Grze
7.8

Gracze

8.9

Steam

OCEŃ
Oceny
Podobało się?

0

Komentarze czytelników

Dodaj komentarz
Forum Inne Gry
2024-07-06
15:58

amfa24 Konsul

amfa24

Prosto , sensownie i na temat. Dziękuję

Komentarz: amfa24
2024-07-06
16:11

Jerry_D Senator

😱

"przemoc to coś, co zawsze jest niewłaściwe"
Ech, autorze, autorze. I jak ja mam resztę twojego tekstu traktować poważnie? Trochę głupszych rzeczy już w życiu słyszałem, ale niewiele. Wracasz sobie nocą do domu, przyskakuje jakiś gość i dawaj cię okładać. Bronisz się, czy dajesz sobie spuścić wp***l, bo w obronie własnej musiałbyś się uciec do przemocy, a ta jest zawsze niewłaściwa?

Wiesz, jak by skończyło społeczeństwo, które by tę zasadę przyjęło tak na serio i bezwarunkowo? Obejrzyj sobie "Człowiek Demolka", scenę, w której policja ze społeczeństwa nieznającego przemocy próbują aresztować Phoenixa. Jakakolwiek cywilizacja zbudowana na poglądzie, że przemoc jest zawsze zła, to cywilizacja, która rozwali byle pierdnięcie i takie bzdury, że przemoc jest zawsze be, to można opowiadać przedszkolakom, które się szarpią na podwórku.

Komentarz: Jerry_D
2024-07-06
16:53

Radzik Generał

Radzik
😂

[...] poradami studentek psychologii na YouTubie.

LYNCH WARNING !!!

Użycie zwrotu "studentów" groziłoby zlinczowaniem za brak dodania feminatywu, jednak użycie zwrotu "studentek" grozi zlinczowaniem za sugestię, że, w przeciwieństwie do studentów, tylko kobiety umieszczają świadectwa swojej głupoty na YT. Niezagrażający w tej sytuacji życiu zwrot to "Polcy i Polaki" - pozwala zrzucić odpowiedzialność na zawężenie do jedynie dwóch płci na cytowanego klasyka. Ograniczenie się jedynie do "studentów i studentek" (w jakiejkolwiek kolejności), zgromadziłoby pod domem tłum uzbrojony w widły i pochodnie, który domagałby się zadośćuczynienia za krzywdę wobec osób niebinarnych, nie wspominając o braku zdrobnienia, honorujący osoby niskorosłe.

Komentarz: Radzik
2024-07-06
16:56

Bryan Fury Chorąży

Bryan Fury

Jako dzieciak, cieszyłem się z pierwszych gier z kategorii PEGI 18, moją pierwszą taką grą był Def Jam: Fight for NY i chyba pierwszy F.E.A.R i jeszcze Company of Heroes 1. Oczywiście nie miałem wtedy 18 lat przy żadnej z tych gier, ale jaka to była rewolucyjna nowość. I żadna z tych gier nie miała prawdziwego poziomu brutalności Dawn of War 1, gry z PEGI 16 (też nie miałem 16 lat na nią). W każdym bądź razie kiedy "rewolucyjna nowość" weszła w mocne obroty pojawiły się Mass Effect 1 i Wiedźmin 1, to było wow ze względu na zegs w ME1 i zegs + wulgarny język przekształcający się w patologię Wiedźmina 1, zupełnie jakby twórcy nie rozpłomienieli jeszcze materiału.

Teraz wszystkie te gry z wyjątkiem Wiedźmina 1 powinny dostać kategorię PEGI 16, a mnie zwyczajnie męczą i nużą kolejne ewolucje gier z PEGI 18, wolę już dopalić Dark Souls 3 z PEGI 16 i swobodnie grać. A obecnie w mojej ogrywanej kolekcji gier z PEGI 18 jest mniej niż PEGI 16. Skupiam się na e-sporcie i nigdy tak dobrze się w krótkim czasie tak dobrze się nie czułem. Jak przy wygranych w Tekken 8.

I jeszcze na sam koniec, pracowałem jako sprzedawca gier i kupujący, czy to rodzice czy to dziadkowie nie zwracają kompletnie uwagi za jakiekolwiek oznaczenia, tylko zwracają na "atrakcyjność okładki".

Komentarz: Bryan Fury
2024-07-06
18:23

tynwar Senator

W sumie to takie oznaczenia określające właściwy wiek dla produktu to są ok, nie robią różnicy i mają tylko informacyjne znaczenie. Natomiast mamy jednak inny problem, patologia związana właśnie z tymi wymaganiami wiekowymi. Przez to niestety czasami gry obrywają na jakichś zmianach, czy to ograniczając brutalność czy to ograniczając seksualne sceny czy to nawet cenzurując pewne niepoprawnie politycznie rzeczy typu swastyki, itd. Wszędzie to się dzieje i to pomimo, że często albo jest to bezsensowna cenzura (jeśli dobrze pamiętam, takie popielniczki w remasterze star wars, którego tytułu nie pamiętam, zostały usunięte względem oryginału) albo co najgorzej mimo +18 i tak dokonują cenzury najczęściej pod kątem seksualnej treści.

Komentarz: tynwar

GRYOnline.pl:

Facebook GRYOnline.pl Instagram GRYOnline.pl X GRYOnline.pl Discord GRYOnline.pl TikTok GRYOnline.pl Podcast GRYOnline.pl WhatsApp GRYOnline.pl LinkedIn GRYOnline.pl Forum GRYOnline.pl

tvgry.pl:

YouTube tvgry.pl TikTok tvgry.pl Instagram tvgry.pl Discord tvgry.pl Facebook tvgry.pl