- Parodia MMO
- Spóźniony nawrót
- Siła klimatu i immersji
- Droga powrotna do korzeni
- Upór i apetyt na kasę
- Z nadzieją na lepsze jutro
Spóźniony nawrót
Zastanawiacie się może w tym miejscu, po co w ogóle pisać o grze, która jest najwyraźniej skazana na zagładę. Rzecz w tym, że wcale nie jest. A przynajmniej jej los nie będzie przesądzony, dopóki autorzy nie skończą realizować ogłoszonego latem wielkiego planu naprawczego, który może dać temu tytułowi drugie życie. Jeśli odsuniemy na bok aspekt – pożal się Boże – MMO, w TDU: Solar Crown nadal możemy znaleźć grę, która zapewnia godziwą rozrywkę „samotnikom” (pod warunkiem, że są stale podłączeni do internetu; niestety, nie ma na razie widoków na tryb offline).
Już w recenzji sprzed roku podkreślałem dwa najmocniejsze atuty tej pozycji, które przekładają się na niepoślednią grywalność; są to satysfakcjonujący model jazdy i angażująca eksploracja znakomicie zaprojektowanej mapy. KT Racing zresztą szybko podbiło tę ostatnią zaletę, dodając do gry drugą lokację – Ibizę znaną z TDU2. Jest to wprawdzie znacznie mniejszy obszar niż Hongkong (obejmuje tylko miasto Ibiza z najbliższą okolicą, nie całą wyspę), ale gęsto zagospodarowany i bardzo klimatyczny. Daje przy tym pożądaną odskocznię od azjatyckich wieżowców, neonów i tropikalnych lasów... a także łagodzi nastroje „antyfanów” prawostronnego ruchu drogowego.

Ryzykować i omijać po chodniku czy poczekać? A co, jeśli nawet wjechanie na krawężnik uszkodzi to cacko...? Misje transportowe uczą cierpliwości w służbie klimatu i immersji.TDU Solar Crown, Nacon, 2024.
W dniu premiery chęć do zabawy szybko odbierały żmudny grind i frustrujące wyścigi z AI. Deweloper na szczęście tylko trochę zwlekał z przystąpieniem do rozwiązywania tych problemów. Choć walka z grindem jeszcze trwa, gromadzenie gotówki i punktów reputacji już stało się odczuwalnie szybsze. Akurat na tyle, żeby po umiarkowanym „wysiłku” gracz mógł przyznać sobie nagrodę, składając wizytę w salonie i kupując nowe cacko – jak przystało na Test Drive Unlimited, gdzie każdy zdobyty wóz jest powodem do celebracji (w przeciwieństwie do Forzy Horizon). Niemniej hipersamochody pozostają w większości zatrważająco drogie.
Co się zaś tyczy sztucznej inteligencji, twórcy w miarę szybko wprowadzili do gry „normalne” singleplayerowe wyścigi – takie, jakie powinniśmy mieć od początku, tj. pozwalające samemu wybierać poziom trudności przeciwników oraz niepołączone na siłę z rozgrywką wieloosobową (i dzięki temu oferujące takie luksusy jak pauza czy szybki restart). Pozostaje tylko jeden szkopuł, który ma rozwiązać dopiero następna aktualizacja – nagrody za wyścigi wciąż są śmiesznie niskie i prawie jednakowe niezależnie od stopnia ich zaawansowania (za wyjątkiem okolicznościowych zawodów podczas cotygodniowych wydarzeń na żywo), więc „grindowanie” tego typu aktywności to katorga.

