- Parodia MMO
- Spóźniony nawrót
- Siła klimatu i immersji
- Droga powrotna do korzeni
- Upór i apetyt na kasę
- Z nadzieją na lepsze jutro
Siła klimatu i immersji
Na szczęście istnieje alternatywa. W trzecim sezonie dodano misje, które same praktycznie uratowały całą grę. Chodzi o charakterystyczne dla TDU wyzwania polegające na dostarczeniu wskazanego samochodu (zwykle drogiego) z punktu A do punktu B – bez pośpiechu i z najwyższą ostrożnością, bo każda rysa na lakierze skutkuje potrąceniem stosownej kwoty z naszego wynagrodzenia, a jedna mocniejsza kolizja grozi przerwaniem jazdy. W ten sposób studio KT Racing rozwiązało kilka problemów Solar Crown za jednym zamachem.
Po pierwsze, podbudowało klimat właściwy dla Test Drive Unlimited, którego wcześniej brakowało przez nadmierny nacisk na ściganie się i walkę frakcji. Po drugie, za misje te wyznaczyło zaskakująco hojne nagrody (w gotówce i punktach reputacji), mocno łagodzące grind. Po trzecie, dało graczom szansę, by najeździli się wieloma spośród pojazdów, na które inaczej musieliby „pracować” przez dziesiątki godzin – zwłaszcza hipersamochodami, normalnie dostępnymi do kupienia dopiero od 50. poziomu reputacji (czyli po kilkudziesięciu godzinach zabawy).

Grafika nie należy do mocnych stron TDU: Solar Crown, ale też nie jest tak słaba, żeby twórcy musieli pilnie fundować jej dogłębną kurację odmładzającą – a już na pewno nie pilniej niż gruntowny remont optymalizacyjny silnika gry.TDU Solar Crown, Nacon, 2024.
O tym, jak wielkiego przełomu dokonały te misje, niech świadczy fakt, że skłoniły mnie do tego, by na długo odstawić na boczny tor zarówno Forzę Horizon 5, jak i The Crew Motorfest. Zabawa w nich okazała się tak przyjemna, odświeżająca i klimatyczna, że w czwartym sezonie byłem gotowy zawalczyć o wbicie 50. poziomu Solar Passa pomimo wszystkich niedostatków gry z wydajnością na czele – wymagało to grania po kilkadziesiąt minut dziennie przez prawie trzy miesiące, a większość tego czasu przypadła na zaliczanie owych wyzwań w kółko (na szczęście ich wybór zmienia się co kilkadziesiąt minut, a to skutecznie powstrzymuje nudę).
Wszystko zaś po to, by odblokować zaledwie jeden samochód (drobiazgi zdobywane po drodze nie miały dla mnie znaczenia), który już wcześniej został dodany do FH5 – Lamborghini Huracan Sterrato. Wóz ten w TDU nie jest równie ładnie wykonany i ma trochę słabszy model jazdy (zwłaszcza z użyciem kierownicy) – a i tak wolę posiadać go w Solar Crown. To samo dotyczy też zresztą wszystkich innych maszyn. Dlaczego?
Wspomniałem już o tym, że zdobywanie pojazdów w Test Drive Unlimited dostarcza większej satysfakcji, bo nie przychodzi tak łatwo (i często) jak w Forzy. Oprócz tego mają one więcej zastosowań – KT Racing często nakłada na wyścigi konkretne wymogi co do samochodów (tak jak robiła to uwielbiana pierwsza Forza Horizon), motywując graczy do bawienia się wszystkim, od najwolniejszych „zwyklaków” po superauta, zarówno po tuningu, jak i w stanie fabrycznym, tj. z oryginalnymi osiągami. No i jest jeszcze kwestia satysfakcji oraz immersji podczas jazdy.

Na szczęście autorzy potrafią się wykazać przytomnością umysłu i w porę wycofać z wyjątkowo niemądrych pomysłów – takich jak wojna klanów pierwotnie planowana na trzeci sezon.TDU Solar Crown, Nacon, 2024.
W serii Forza Horizon różnice między klasami aut się zacierają, bo 1500-konne Bugatti nadaje się do fruwania przez pola i łąki równie dobrze jak terenówki czy rajdówki – a może i lepiej, gdyż pofrunie szybciej (zwłaszcza z off-roadowymi oponami i zawieszeniem, w które można wyposażyć prawie każdy pojazd). Przez to nie ma się co dziwić, że zwolennicy symulatorów marszczą nos i cedzą przez zęby słowo „arcade”, każąc Forzy iść precz mimo jej nadspodziewanie zaawansowanej fizyki jazdy na asfalcie – i z tego względu TDU może zakrawać na bardziej realistyczną grę.
Choć w Solar Crown zawarto wiele bardzo szybkich samochodów, gracze muszą się postarać, by dobrze spożytkować ich osiągi. Zarówno Hongkong, jak i Ibiza obfitują w ciasne uliczki pełne przeszkód, na których wytraca się dużo prędkości, a i na autostradach nie jest łatwo osiągnąć Vmax, bo wszędzie towarzyszy nam dość gęsty ruch uliczny. Pól i łąk zaś nie ma na mapach prawie wcale – Hongkong pokrywają góry, w których większość dróg jest kręta i kończy się stromymi zboczami na poboczach.
To wszystko razem sprawia, że jazda w TDU – nawet jeśli fizyka jako taka i obsługa kierownic nie są tak dopracowane jak u konkurentki z Microsoftu – potrafi dostarczać lepszych wrażeń, bo lawirowanie pośród tych wszystkich przeszkód zapewnia większą satysfakcję i immersję (zwłaszcza na szutrowych trasach). Tę ostatnią potęguje chociażby możliwość używania kierunkowskazów i opuszczania szyb podczas jazdy – opcja, którą uwielbiam, bo zmienia brzmienie silnika docierające do kierowcy w kabinie. Nawiasem mówiąc, warstwą audio Solar Crown też góruje nad Forzą, chyba żadna inna gra nie ma tak soczystych odgłosów samochodów.
