Psychoza (Psycho). Filmy, których kontynuacji nie potrzebujemy

- Dajcie im umrzeć. Filmy, których kontynuacji nie potrzebujemy
- Gladiator
- Logan: Wolverine (Logan)
- Lśnienie (The Shining)
- Leon zawodowiec (Léon)
- Chłopaki nie płaczą
- Ex Machina
- Psychoza (Psycho)
- Halloween (1978)
- Kruk (The Crow)
Psychoza (Psycho)

- Co to: klasyczny dreszczowiec z pamiętną sceną mordu pod prysznicem.
- Czy miało już kontynuacje: oj, tak – w tym naprawdę sporo niepotrzebnych.
- Gdzie obejrzeć oryginał: Netflix, Chili, iTunes Store, Rakuten.
Wyobraźcie sobie, że jesteście Alfredem Hitchcockiem – gościem, który nigdy w swojej karierze nie otrzymał Oscara pomimo wielu wybitnych dzieł, a teraz jeszcze nie może otrzymać pieniędzy na swój wymarzony projekt życia. Dlatego też wykłada prywatne oszczędności na jego realizację, ryzykując tym samym na wielu różnych frontach, ale ostatecznie odnosi międzynarodowy sukces. Tak, to właśnie historia Psychozy w pigułce – filmowego klasyka kojarzonego przez wszystkich bez wyjątku. Chociażby ze względu na pewną panią pod prysznicem brutalnie zaszlachtowaną nożem (takie tam 52 cięcia – chodzi o montaż, a nie ostrze - w ciągu jednej sceny).
Swoje zrobił na pewno chwytliwy pomysł na fabułę, bo jak inaczej nazwać historię pewnego pensjonatu, którego gospodarzem jest niebezpieczny psychopata z rozdwojeniem jaźni? Niestety, koncept ten tak szybko rozsławił Psychozę, jak i ją pogrążył. Ale to już nie wina Hitchcocka, a jedynie trzech reżyserów (Franklin, Perkins oraz Garris), którzy zdecydowali się w latach 80. na stworzenie przeciętnych kontynuacji nieprzebijalnego oryginału. Nie chcę już nawet wspominać o Psycho – fatalnym remake’u w reżyserii Gusa van Santa, czyli naprawdę utalentowanego twórcy, który był odpowiedzialny na przykład za Buntownika z wyboru oraz Za wszelką cenę. A tutaj nagle takie mało zgrabne filmidło pasożytujące na dorobku Hitchcocka.
Chyba najbardziej zjadliwy wydaje się serial Bates Motel, będący prequelem produkcji z 1960 roku. Pięć sezonów utrzymanych na całkiem niezłym poziomie, ale sami zobaczcie, jaką drogę przez mękę musiała przejść marka, aby otrzymać w końcu swojego godnego następcę. Zadam tylko jedno pytanie: „Warto było, do cholery?”.