- Co fantastyka NAPRAWDĘ zawdzięcza Władcy Pierścieni
- Gandalf
- Chrześcijańska magia i stwory z mitologii nordyckiej
- Lejtmotyw drużyny
- Krasnoludy, nie krasnoludki
- Elfy, nie elfiki
- Klasyczne... klasy postaci
- Shire, Lorien, Rivendell, czyli ogarnij questy, zanim zakończysz akt
- Jedzącą Galadrielę, czyli codzienność fantastycznych ras
- Pierścień, nie pierścionek
Lejtmotyw drużyny

- Gdzie poza Władcą Pierścieni możemy to znaleźć: w Hobbicie
- Co wciąż jest tym inspirowane: całe MCU. Między innymi. Baldur’s Gate i inne drużynowe RPG
Dziś nie wyobrażamy sobie RPG-a bez drużyny. Nawet w takich na pozór singlowych produkcjach jak Elder Scrolls czy Wiedźmin na pewnym etapie gry zbieramy sojuszników do walki z głównym złolem. Oczywiście sam motyw kooperacji bohaterów nie został przez Tolkiena wymyślony – pojawiał się już w średniowiecznej Pieśni o Rolandzie czy w sumie nawet w najstarszym zachowanym poemacie – Eposie o Gilgameszu. Tolkien jednak nadał drużynie jeszcze większą wartość.
Pierwszy raz zrobił to jeszcze przed II wojną światową, wydając Hobbita. Gandalf i krasnoludy „rekrutują” wtedy do swojej wyprawy Bilba Bagginsa. Etap ten trwa jednak stosunkowo krótko. No i Hobbitowi nie udało się jeszcze podbić świata. Nie żeby książka nie zdobyła popularności; zwyczajnie fejm Władcy Pierścieni przekroczył najśmielsze oczekiwania zarówno Tolkiena, jak i wydawców.
Wiele o roli zespołu mówi już sam tytuł pierwszej części. Drużyna Pierścienia poświęca mnóstwo czasu na przedstawienie sylwetek członków grupy i uwypukla rolę przeznaczenia w jej utworzeniu. Choć wcześniej podobny motyw już się pojawiał, to we Władcy Pierścieni został postawiony w centrum. Późniejsi twórcy ochoczo z niego korzystali, bo przecież to rzecz, której nie da się (przynajmniej póki co) opatentować. Właściwie całe MCU zbudowane zostało na fundamencie zespołu. Podobnie jak u Tolkiena, również w przypadku Avengersów mamy do czynienia z etapem formowaniu drużyny, symbolicznego jej zawiązania, śmierci przynajmniej jednego bohatera, rozpadu grupy i w końcu jej zjednoczenia w ostatecznej walce przeciwko złu. Feige (odpowiedzialny za sukces MCU) jest geniuszem. Ale Tolkien był pierwszy. Sorry, Kevin.
