- Co fantastyka NAPRAWDĘ zawdzięcza Władcy Pierścieni
- Gandalf
- Chrześcijańska magia i stwory z mitologii nordyckiej
- Lejtmotyw drużyny
- Krasnoludy, nie krasnoludki
- Elfy, nie elfiki
- Klasyczne... klasy postaci
- Shire, Lorien, Rivendell, czyli ogarnij questy, zanim zakończysz akt
- Jedzącą Galadrielę, czyli codzienność fantastycznych ras
- Pierścień, nie pierścionek
Krasnoludy, nie krasnoludki

- Gdzie poza Władcą Pierścieni możemy to znaleźć: przede wszystkim w Hobbicie
- Co wciąż jest tym inspirowane: książki, filmy, seriale i gry
Nasza Maria Konopnicka wcale nie była mniej utalentowaną pisarką od Tolkiena. Tyle że jedno z jej najbardziej znanych dzieł to niewyłamująca się z ram gatunku książka dla dzieci. Porusza wprawdzie – jak gdyby mimochodem – bardziej dorosłą tematykę, ale na przykład krasnodludki są tam... tylko krasnoludkami. Małymi, pociesznymi i zupełnie niegroźnymi. U Tolkiena wygląda to już zupełnie inaczej.
Maria Skibniewska, genialna tłumaczka znana między innymi z przekładu Władcy Pierścieni, zaproponowała przetłumaczenie angielskiego dwarves na krasnoludy. Jerzy Łoziński – inny tłumacz biorący się za Tolkiena, preferował natomiast określenie krzat. I chociaż dziś używamy właściwie tylko jednego z nich, obie nazwy doskonale oddają idee pisarza, który chciał, by opisywane przez niego stworzenia były groźne, nieinfantylne i nie zawsze nieskazitelnie dobre.
Jak to często u Tolkiena bywało, złamanie jednego schematu nie przeszkadzało mu budować bohaterów na innym – własnym. Krasnoludy są więc we Władcy Pierścieni, Hobbicie i Silmarillionie trochę oschłe, marudzące, ale zawsze palące się do bitwy. Niemal – bo w drużynie Bilbo Bagginsa znalazło się miejsce dla nieco mniej sztampowych Filiego i Kiliego. To jednak nie ich postacie powielali przez lata mniej uzdolnieni lub przynajmniej nieważący się na łamanie schematów twórcy. Z czasem zestaw krasnoludzkich cech znanych ze Śródziemia tylko się wyostrzył. Przedstawiciele tego gatunku pili więc na umór, siłą zadziwiali najpotężniejszych ludzi, głośno przeklinali, marudzili i sypali niewybrednymi żartami. Choć mam pewne wątpliwości, czy Tolkienowi spodobałaby się taka wersja jego krasnoludów, fantasy może mu podziękować – bez niego prawdopodobnie w ogóle by się na kartach powieści i ekranach komputerów nie pojawiały.
