- Co fantastyka NAPRAWDĘ zawdzięcza Władcy Pierścieni
- Gandalf
- Chrześcijańska magia i stwory z mitologii nordyckiej
- Lejtmotyw drużyny
- Krasnoludy, nie krasnoludki
- Elfy, nie elfiki
- Klasyczne... klasy postaci
- Shire, Lorien, Rivendell, czyli ogarnij questy, zanim zakończysz akt
- Jedzącą Galadrielę, czyli codzienność fantastycznych ras
- Pierścień, nie pierścionek
Elfy, nie elfiki

- Gdzie poza Władcą Pierścieni możemy to znaleźć: w każdym dziele Tolkiena traktującym o Śródziemiu
- Co wciąż jest tym inspirowane: gry, seriale, filmy, książki, komiksy i połowa fanartów
Elfy z folkloru starogermańskiego były najczęściej opisywane podobnie do tych Tolkienowskich. Goethemu w poemacie Król Olch prawdopodobnie nie chodziło o żadne olchy, a elfy, odrealnione, ale z grubsza takie, jak u Tolkiena. Jeszcze bardziej przypominały je Ljósálfar i Dökkálfar z mitologii nordyckiej. Te pierwsze były elfami światła, drugie – mroku. Na pierwszych Tolkien wzorował Galadrielę, Elronda czy Arwenę, na drugich, luźno, orków. Fantasy może więc nie zawdzięcza angielskiemu pisarzowi drowów, ale wysokie elfy, a prawdopodobnie również po prostu elfy jako gatunek – już tak.
Na początku XX wieku, również w Skandynawii i Anglii, elfy kojarzyły się przede wszystkim z pomocnymi, czasami tylko trochę złośliwymi małymi istotkami. Badźmy szczerzy – mało kto interesował się głębiej starodawnymi mitami, a utrwalony w masowej świadomości wizerunek skarlałych wróżek wydawał się po prosty naturalny. Tolkien miał to gdzieś i zrobił elfy po swojemu, wzorując się na mitach nordyckich i germańskich. I bardzo dobrze.
Trochę szkoda, że stało się to tak późno. Ale kiedy już do tego doszło – zostaliśmy zalani falą elfów. I niemal wszystkie z nich okazywały się nieskończenie piękne – o urodzie androgynicznej, delikatnej i nieprzemijającej – bardzo mądre i wyjątkowo leciwe. Tolkien uratował elfy z więzienia infantylności. Choć gwoli ścisłości należy dodać, że sprawił również, że przez długie lata nie widzieliśmy wśród nich żadnych umięśnionych, starych, chorych czy zupełnie niemądrych jednostek. Ale w końcu musi istnieć jakaś konwencja, żeby kolejni twórcy mogli ją przełamać, prawda?
