Mamma mia. Bawisz się w gangstera w GTA? To musisz wiedzieć
Łukasz „Gava1n” Kosowski

- Bawisz się w gangstera w GTA? Poznaj tradycje i zachowania mafii i yakuzy
- Mamma mia
- Orientalny vibe
- Zła krew
- Wszyscy chcemy być gangsterami
Mamma mia
Wynajmujesz małe obskurne mieszkanie w tańszej dzielnicy. Początkowy entuzjazm niknie wraz z ostatnimi oszczędnościami i trudnościami ze znalezieniem pracy. Snując się wieczorami po smutnej okolicy nowego domu w końcu pakujesz się w kłopoty. Widzisz jak dwóch skinów o słowiańskich zapitych mordach obija jakiegoś frajera w garniturze. Powinieneś był odejść, jednak zamiast tego zaczynasz wrzeszczeć jak opętany i rzucasz się z furią na napastników, chwytając po drodze metalową pokrywę kubła na śmieci. Nie musisz się bić. Skini stwierdzają, że i tak wykonali swoją robotę i nie warto ruszać kolesia takiego jak ty, rzucają kilka przekleństw na odchodnym i zostawiają cię samego z zakrwawioną ofiarą. Tym samym najprawdopodobniej uratowałeś życie facetowi, który od tej pory będzie twoim najlepszym przyjacielem. Jest Włochem z pochodzenia i szybko wkręca cię w swój świat importerów oliwy z oliwek.

Amerykańska mafia włoskiego pochodzenia jest chyba pierwszą, która przychodzi na myśl w naszym – zachodnim – kręgu kulturowym, gdy słyszymy hasło „przestępczość zorganizowana”. Jej obecność w zbiorowej podświadomości zawdzięczamy niewątpliwie Ojcu chrzestnemu – zarówno książkowemu, jak i filmowemu. Mario Puzo, a później Francis Ford Coppola stworzyli niekwestionowane arcydzieła. Wpłynęły one również na samą organizację, której dotyczyły. Wszyscy włoscy gangsterzy chcą przypominać członków rodziny Corleone, co więcej – określenie „ojciec chrzestny” jako tytuł, którym podwładni zwracają się do szefa organizacji, pochodzi właśnie z książki i tym samym to, co realne, zgrabnie romansuje z fikcją.
Włosi w ogóle lubią dbać o swój romantyczny wizerunek, nie tylko ten rozumiany dosłownie, ale i w przenośni. Bycie gangsterem w ich wykonaniu stało się swego rodzaju modą, a członkowie rodzin starają się o odpowiedni PR. Pięć najważniejszych nowojorskich familii wciąż zarządza „swoją” metropolią, dzieląc ją między sobą niczym wielki tort, którego tylko małe porcje przypadają „gościom” – głównie Azjatom, Rosjanom, Latynosom czy czarnoskórym gangsterom.
Jak to wygląda w grach? Znakomicie. Najlepszy tego przykład stanowi Mafia. Dwie pierwsze części serii świetnie oddają historyczny, włosko-amerykański klimat przestępczości. Wyolbrzymiają i podkreślają niektóre elementy – to fakt, jednak szczegóły są tu najważniejsze, a do tych praktycznie nie można się przyczepić. Co natomiast da się twórcom zarzucić – to niemal zupełny brak w tym wszystkim „polityki”. Jest czysta akcja, a w rzeczywistości działalność prawdziwych włoskich familii w znacznej mierze opiera (opierała) się na cichym i niezbyt agresywnym działaniu – zabijanie jest (było) ostatecznością.
Na przykład Włosi mogą odpowiadać za transport narkotyków, ale już niekoniecznie za ich dystrybucję. Tradycyjnie jednak preferują szantaże, ochronę, hazard, prostytucję, przemyt, „współpracę” ze związkami zawodowymi i – coraz częściej – legalny biznes. Oczywiście konflikty zawsze się zdarzały, wewnątrz rodzin, między nimi, z policją, z innymi organizacjami – nie dziwi więc wykorzystanie tego w grach. Przecież to właśnie takie obrazki najmocniej porywają i ekscytują.