1 Walt Kowalski. 92 sukcesy Clinta Eastwooda na 92. urodziny

- 92 sukcesy Clinta Eastwooda na 92. urodziny
- 49 ról głównych i drugoplanowych na dużym ekranie
- 14 wyreżyserowanych filmów, w których nie wystąpił
- 12 ścieżek dźwiękowych (+ 1 Claudia’s Theme)
- 5 brudnych Harrych
- 4 Oscary
- 3 bezimiennych rewolwerowców
- 2 lata na stanowisku burmistrza
- 1 główna rola w serialu
- 1 Walt Kowalski
1 Walt Kowalski

Gran Torino, 2008, reż. Clint Eastwood
Gran Torino zostało kompletnie pominięte przez Akademię, nie otrzymując w 2009 roku nawet nominacji do Oscara. Mimo to film szybko stał się kultowy, a Walt Kowalski szturmem wdarł się do kanonu najbardziej wyrazistych Eastwoodowych kreacji. Główny bohater strzela z palców, grozi strzelbą, przegania nastoletnich bandytów i dokonuje symbolicznego poświęcenia, niejako wchodząc w polemikę z samym sobą z czasów Bez przebaczenia. To jeden z tych filmów, które znacznie lepiej ogląda się, dokładnie znając przebieg kariery twórcy.
To, że stary wyga ma polskie pochodzenie, nie wydaje się w Gran Torino szczególnie istotne. Ot, delikatne zaznaczenie, że podobnie jak inni bohaterowie, też urodził się w rodzinie imigrantów. Kluczowe okazuje się balansowanie przez Walta na linii tutejszy – obcy. Podział, który na początku wydaje się oczywisty, potem zostaje zakwestionowany. Społeczność Hmong (czyli pokazanego w filmie środowiska imigrantów z Laosu) doceniła zaś Eastwooda za poświęcenie kilku scen na obrazy z codziennego życia mniejszości.
Film został zrealizowany za około 30 milionów dolarów, a zarobił aż 270 milionów. To wynik niezwykły również ze względu na stosunkowo krótki czas produkcji. Eastwood zaczął kręcić latem 2008 roku, by oddać gotowy film wytwórni jeszcze w tym samym roku. Muzykę skomponował jego syn Kyle Eastwood oraz Michael Stevens, Clint zaś zaśpiewał jeden z kawałków (no dobra, wymruczał). Poza tym współpracował ze starą, sprawdzoną ekipą – montażystą Joelem Coxem, operatorem Tomem Sternem i producentem Robertem Lorenzem.
OD AUTORA
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że o karierze Clinta wiem dużo. Swego czasu obejrzałem wszystkie filmy po 1960 roku, które wyreżyserował, w których grał i do których skomponował muzykę. Nie udało mi się tylko dotrzeć do jednego, w którym odpowiadał za produkcję (Pod niebem Henrietty, 1995). Łyknąłem wówczas też kilka biografii, niezliczoną ilość wywiadów i każdy chyba news dotyczący jego filmowej przyszłości. Miałem nawet przyjemności wygłosić na temat życia i twórczości Clinta prelekcję na jednym z przedpandemicznych Pyrkonów. Dziś nie wszystkie filmy Clinta podobają mi się tak samo. Bardziej krytycznie spoglądam też na jego życie poza planem. Mimo wszystko nie mogę nie przyznać – to jedna z największych żyjących legend kina. I nawet jeśli niektóre z jego filmów okazują się koniec końców w pewien sposób naiwnymi historiami o białych rycerzach, to te pozostałe – wybitne, genialne, niebanalne – w pełni rekompensują słabsze momenty w jego twórczości. A i one mają swoich wielbicieli na całym świecie. Eastwooda można nie lubić, Eastwooda można mieć dość, ale nie sposób nie zadziwić się, jak udało mu się pozostać na szczycie przez 60 już lat. 200 lat, Clint!