- 10 rzeczy, które polski Wiedźmin robił lepiej od serialu Netflixa
- Jaskier
- Ballady
- Yennefer
- Humor
- Erotyka
- Przemoc
- Ellander
- Eyck z Denesle
- Smok
Jaskier
Aby odróżnić jedno wcielenie Jaskra od drugiego, pozwólcie, że postać z polskiego serialu będę nazywał Jaskrem, a tę z produkcji Netflixa – Osłem. Jeśli ktokolwiek zastanawia się dlaczego, niechaj za wyjaśnienie posłuży obrazek:

Dobrze, przyznaję, Joey Batey wygląda lepiej w tej roli niż Zbigniew Zamachowski. Ale na tym jego przewagi się kończą. Polskiego Jaskra można nazwać postacią z grubsza wielowymiarową – płynnie przechodzi od sprośności i niemądrych żarcików do inteligentnych (w miarę) dysput z Geraltem tudzież innych scen, w których pokazuje wrażliwą duszę (już pal licho, na co patrzył, kiedy mówił: „Smoku, jesteś piękny”). I nietrudno dopatrzeć się w nim barda „słynnego od Buiny po Jarugę”, gdy zaczyna plumkać na lutni. Oraz śpiewać. Zwłaszcza śpiewać.
Osioł zaś… jest Osłem. Nie, tak naprawdę jest znacznie gorszy, bo oryginalnego Osła koniec końców każdy polubił. Postaci granej przez Joeya Bateya zaś nie lubię. Ani trochę. Czy Wy, fani Wiedźmina, wyobrażacie sobie, by Geralt w jakiejkolwiek sytuacji pobił Jaskra (a były chwile, gdy grajek aż prosił się, by mu złoić skórę)? No właśnie, ja też nie. A przecież od tego właśnie zaczyna się znajomość obu panów u Netflixa. Potem nie jest ani trochę lepiej, Batey ma do zaoferowania wyłącznie świńskie dowcipasy i numery wioskowego głupka. W założeniu miał bawić widza (jako przeciwwaga dla przesadnie burkliwego Geralta), w praktyce tylko irytuje. I nawet sięgając po lutnię, nie jest w stanie poprawić swojego wizerunku.
