Eyck z Denesle. 10 rzeczy, które w polskim Wiedźminie są lepsze
- 10 rzeczy, które polski Wiedźmin robił lepiej od serialu Netflixa
- Jaskier
- Ballady
- Yennefer
- Humor
- Erotyka
- Przemoc
- Ellander
- Eyck z Denesle
- Smok
Eyck z Denesle

Całe polowanie na złotego smoka to konkurencja, w której polski serial wgniata swój netflixowy odpowiednik w ziemię – a różnice między obiema produkcjami na tym polu można skupić, niczym w soczewce, w postaci Eycka z Denesle. Dobra, każdy parsknął śmiechem, widząc w tej roli Marka Walczewskiego (albo przynajmniej każdy, kto wcześniej miał do czynienia z 13 posterunkiem – czyli zapewne większość Polaków). Jednak skojarzenia ze Stępniem szybko wyparowywały, bo Walczewski zagrał jak należy „bogobojnego i cnotliwego rycerza bez skazy i zmazy”, który „gada głupio, ale jak wlazł na konia, lepiej mu w drogę nie wchodzić”.
A Jordan Renzo w Wiedźminie Netflixa? Nie wiem, może statystyczny amerykański widz nigdy nie słyszał o Don Kichocie, skoro archetyp błędnego rycerza trzeba było przedstawić mu jako przygłupa w pełnej zbroi, który rzuca się na pierwszego lepszego potwora jak berserker, a potem zjada go, dostaje niestrawności (braliście się za boki z uciechy?) i… zaraz potem kończy żywot, uśmiercony w krzakach ze spuszczonymi portkami (no teraz to już musieliście ryknąć śmiechem…). Jak i przez kogo? Nieważne. Dlaczego? Chyba tylko dlatego, że odcinek był zbyt krótki, by zmieścić w nim i ckliwe rozmowy Geralta z Yennefer w łóżku, i rycerski pojedynek ze smokiem – a przecież są rzeczy ważne i ważniejsze…
