Zanim dali nam Killzone i Horizona, stworzyli brutalną grę o Wietnamie. Żołnierze nie byli tu bohaterami
Choć w większości przypadków gry wideo gloryfikują heroiczne wyczyny wirtualnych żołnierzy, prezentując nam wojnę niczym wielką przygodę, od czasu do czasu zdarzają się produkcje próbujące przedstawić prawdziwy obraz konfliktów zbrojnych.

Dzisiaj holenderskie studio Guerrilla Games kojarzy nam się przede wszystkim z przygodami Aloy w co prawda postapokaliptycznych, ale przy tym pięknych i kolorowych krainach. Nie zawsze jednak tak było. Starsi gracze z pewnością pamiętają serię Killzone, której pierwsza odsłona ukazała się na PlayStation 2, prezentując futurystyczną wojnę w charakterystycznych, szaroburych barwach. Nie od tego rozpoczęła się jednak przygoda omawianego studia w branży gier wideo. Guerrilla Games zaczynało bowiem swoją deweloperską ścieżkę w brudzie, pocie i krwi, pozwalając nam zasmakować trudów wojaczki w Wietnamie.
Ten cykl nie jest częścią naszego działu Premium. Decydując się na zakup abonamentu, możesz jednak pomóc w tworzeniu większej liczby takich tekstów. Dziękujemy.
Kup Abonament Premium GRYOnline.pl
Wojna jak prawdziwa
ShellShock: Nam '67 ukazał się w 2004 roku na komputerach osobistych, PlayStation 2 oraz pierwszym Xboksie. W swoim debiutanckim dziele zespół Guerrilla Games starało się nie zakłamywać rzeczywistości i zaprezentować nam wojnę taką, jaka jest naprawdę. Próżno zatem szukać tu patosu i opowieści o heroicznych wyczynach charakterystycznych dla innych strzelanek. Ich miejsce zajęła brutalna przemoc, wulgarny język, a także makabryczne pułapki zastawiane na wrogów, kończyny fruwające w powietrzu po eksplozjach oraz sceny egzekucji (dokonywanych również na ludności cywilnej). Żołnierze, których poczynania oglądaliśmy na ekranie, nie byli natomiast (super)bohaterami broniącymi demokracji, lecz zwykłymi ludźmi, których morale szorowało po dnie.
O tak, ShellShock: Nam ’67 pod względem prezentacji okrucieństwa wojny zdecydowanie nie brał jeńców. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że była to pierwsza strzelanka, na którą został wystawiony mój nastoletni wówczas umysł, starająca się pokazać mi wojnę w pełnej okazałości. Patrząc na tę pozycję z dzisiejszej perspektywy, śmiem natomiast powiedzieć, że ShellShock: Nam ’67 próbował być tym, czym ostatecznie stało się kultowe Spec Ops: The Line. Wydaje mi się, że właśnie dlatego do dzisiaj wspomina go wielu graczy.

Żołnierska kariera
Próbował, ale z różnym skutkiem. Owszem, wszystko, co powyżej napisałem, było prawdą, jednak trzeba przyznać, że wrażenie oglądania prawdziwego obrazu wojny nieco znikało, gdy przychodziło do wymiany ognia. Guerrilla Games oddało nam bowiem do dyspozycji stosunkowo łatwą pozycję, przy której nie trzeba było jakoś bardzo się napocić nawet na wyższym poziomie trudności. Choć główny bohater nie był żadnym herosem, ale zwykłym żołnierzem, podobnie jak jego koledzy po fachu, rzadko zdarzało mu się nie wyjść cało z jakiejś wymiany ognia.
A skoro mowa o strzelaniu – do naszej dyspozycji oddano rozbudowany arsenał obejmujący pistolet, karabin maszynowy, granatnik i wyrzutnię rakiet czy też miotacz płomieni. Poza tym na podorędziu bohatera znajdowała się broń biała, czyli nóż i maczeta. Choć podczas rozgrywki najczęściej stawaliśmy do otwartej walki z nieprzyjaciółmi, to jednak od czasu do czasu misje, na które była podzielona opisywana produkcja, zmuszały nas do działania po cichu i eliminowania wrogów z zaskoczenia. Pomiędzy kolejnymi zadaniami trafialiśmy do obozu, gdzie mogliśmy poznać bliżej swoich towarzyszy broni.
W tym momencie nie pozostaje mi nic innego, jak wspomnieć o głównym bohaterze. Deweloperzy pozwolili nam wcielić się w Caleba Walkera, młodego Amerykanina znanego jako „Freshmeat”. Protagonista dopiero trafiał na front, a my w trakcie rozgrywki oglądaliśmy rozwój jego wojennej kariery – od pierwszych patroli przez krwawe starcia w dżungli i wietnamskich wioskach po realizację coraz trudniejszych i brutalniejszych misji.

Hit? Nie do końca…
A zatem mieliśmy do czynienia z co najmniej bardzo dobrą strzelanką, a może nawet hitem? Cóż, niestety nie. ShellShock: Nam ’67 cierpiał bowiem na szereg bolączek, które może nie pogrzebały go całkowicie, ale jednak stanęły na przeszkodzie, by trafił na piedestał.
O tym, że niski poziom trudności nie szedł w parze z trudnymi tematami podejmowanymi przez twórców, już wspominałem. Nie bez znaczenia pozostawała również jakość oprawy graficznej, która może i prezentowała się znośnie na PlayStation 2, ale już wielu komputerowych graczy nie pozostawiało na niej suchej nitki. Wszystkiemu winien był Far Cry, który zadebiutował pół roku wcześniej i pokazał, jak może wyglądać wirtualna dżungla. Zarzuty stawiane omawianej grze dotyczyły również konstrukcji poziomów, które były do bólu liniowe, sprowadzając wietnamską dzicz do korytarzy łączących ze sobą kolejne „areny”.
W efekcie ShellShock: Nam ’67 doczekał się dość chłodnego przyjęcia ze strony branżowych mediów. Na platformie Metacritic średnia ocen dzieła Guerrilla Games mieści się w przedziale 50-58/100 (w zależności od platformy). Niemniej na przestrzeni lat opisywany tytuł zdołał zebrać wokół siebie grupkę oddanych fanów, którzy przymknęli oko na jego problemy, doceniając nietypowy jak na owe czasy sposób, w jaki ukazywał on konflikt w Wietnamie (czy też wojnę w ogóle).

Co było potem?
Choć raczej niewiele wskazywało na to w momencie premiery ShellShocka, stojące za nim Guerrilla Games miało świetlaną przyszłość. W tym samym roku holenderscy deweloperzy dostarczyli bowiem grę Killzone, która zapoczątkowała serię mającą przez długie lata być oczkiem w głowie Sony Interactive Entertainment. W dalszej kolejności twórcy powołali do życia zupełnie nową markę, czyli wspomnianego już Horizona, który stał się jednym z filarów PlayStation.
Co zaś tyczy się marki ShellShock – w 2009 roku Nam ’67 doczekał się kontynuacji w postaci ShellShocka 2: Ścieżek krwi. Za jej opracowaniem stało studio Rebellion i firma Square Enix, która w międzyczasie przejęła prawa do marki. Niestety ów projekt stał na wyraźnie niższym poziomie, a dla wielu graczy jego gwoździem do trumny był fakt, że mierzyliśmy się w nim z… zombie.

Jak dzisiaj zagrać w ShellShock: Nam ’67?
W chwili pisania tych słów debiutanckiego dzieła Guerrilla Games próżno szukać na platformach Steam i GOG, a także w cyfrowych sklepach Sony i Microsoftu. Winę za taki stan rzeczy najpewniej ponoszą kwestie licencyjne, a zwłaszcza te związane z soundtrackiem. W grze można było usłyszeć bowiem kultowe utwory z lat 60. XX wieku, które były jednym z jej najczęściej chwalonych elementów.
Niemniej w obiegu są używane egzemplarze pudełkowych wydań tej gry, których ceny zaczynają się od 20-30 zł.

Retro Gaming
Cykl Retro Gaming rozwijamy od października 2023 roku. Polecamy teksty wchodzące w jego skład. Poniżej linkujemy do pięciu poprzednich odcinków:
- Pierwszy i ostatni taki horror od Ubisoftu. W zapomnianej klasyce od twórców Alone in the Dark 4 największym wrogiem wcale nie były potwory
- Jedna z najlepszych strzelanek na PS2. Była kopalnią gagów i hołdem dla popkultury, a dziś niewielu o niej pamięta
- Mocno zapomniany Far Cry, którego mało kto zna. Instincts to pierwsze konsolowe wcielenie tej bestsellerowej serii strzelanek
- Z chaosu narodziła się jedna z najbardziej unikalnych gier w historii. Wracamy do surrealistycznego świata Sanitarium
- Klasyka niemal tak polska jak Passat i Gothic. Hit z płytek w magazynach o grach z Cezarym Pazurą u szczytu sławy