Jesienią na rynku zwyczajowo dominują pozycje AAA, ale nie oznacza to, że „indyki” wpełzają do norek i zapadają w sen zimowy. Miłośnicy produkcji z tylnego szeregu wciąż mają z czego wybierać, wliczając w to parę niekonwencjonalnych gier RPG.
Choć wyznacza wkroczenie w najgorętszy okres w roku, październik w kontekście przeglądu jawi mi się wypoczynkiem po wrześniu – miesiąc temu wszak oprócz wysypu premier musiałem zmierzyć się z demami udostępnionymi w ramach Festiwalu na Steamie. Oczywiście nie oznacza to jednak braku atrakcji. Zapraszam do zapoznania się z najciekawszymi niezależnymi premierami minionego miesiąca i, jak zwykle, do wskazania interesujących tytułów, które mi umknęły.
Przez ostatnie lata studio Might and Delight zapewniało sobie bytowanie w nieprzyjaznym świecie gier wideo, wypuszczając kolejne odsłony serii Shelter, która przypadła do gustu rzeszom miłośników zwierzątek (może z wyjątkiem tegorocznej „trójki”, którą przyjęto chłodno). Teraz szwedzki deweloper postanowił spróbować czegoś bardziej ambitnego. Book of Travels jest grą… MMO. Zabrzmiało groźnie? Oczywiście nie mówimy o jakimś tam rywalu New World. To raczej miks przygodówki i RPG, w którym gracze uczestniczą w niespiesznych wędrówkach przez niezwykłą krainę. Owszem, zdarza się tu walka, ale odgrywa marginalną rolę. Kluczowe jest chłonięcie klimatu i poznawanie bogatego świata – najlepiej w towarzystwie. Wprawdzie na ten moment w Book of Travels roi się od błędów, ale to wczesny dostęp, więc do premiery (wyznaczonej wstępnie dopiero na 2023 rok) jeszcze wiele się zmieni.
Żadna inna październikowa premiera nie intrygowała mnie bardziej niż JETT: The Far Shore. Tajemnicza międzygwiezdna podróż, wyrazisty klimat i artystyczne zacięcie nasuwające skojarzenia z Odyseją kosmiczną Kubricka, zagadkowa mechanika – dzieło studiów Superbrothers i Pine Scented miało zadatki na kolejny cichy hit, może nawet nie mniejszy niż Outer Wilds. Niestety, koniec końców potencjał gry został pogrzebany przez rozwodnioną narrację, nużący trzon rozgrywki i toporne sterowanie. Efektem jest średnia ocen wynosząca raptem 65/100 wg Opencritic. Tym niemniej i tak zamierzam kiedyś zapoznać się bliżej z tym tytułem.
Studio Brainwash Gang zaskakuje mnie swoją płodnością. Zaledwie w maju wypuściło artystyczną przygodówkę The Longest Road on Earth, a już podsuwa nam kolejną grę – i znów może poszczycić się nietuzinkowym projektem. W Grotto wcielamy się we wróża zamkniętego w jaskini, do którego członkowie pewnego prymitywnego plemienia przychodzą po porady. Naszym zadaniem jest słuchać „petentów”, patrzeć w gwiazdy i wskazywać konstelacje, których metaforyczne znaczenie wydaje nam się najbardziej adekwatne do sytuacji – z nadzieją, że rozmówca nie przeinaczy sensu tego, co przekazujemy, i nie doprowadzi do katastrofy. Swoboda podejmowania wyborów w połączeniu z interesującą stylistyką i zajmującymi dialogami daje kolejny mały hit na konto „gangsterów”.
Zazwyczaj pomijam gry z gatunku horror, ale nie mogę przejść obojętnie, gdy bierze się zań studio Amanita Design. Czeski deweloper wykonuje jak gdyby następny krok po stonowanym Creaks z ubiegłego roku i z Happy Game oddala się jeszcze bardziej od swojej strefy komfortu. Tym razem urocza otoczka to przykrywka dla psychodelicznej gry grozy, w której twarz gracza ciągle balansuje na granicy uśmiechu i grymasu przerażenia lub obrzydzenia. 90% pozytywnych recenzji na Steamie jasno pokazuje, że uzdolnieni twórcy raz jeszcze trafili w dziesiątkę, dając kolejny pokaz swojej kreatywności. Dodatkową zachętę do przekonania się o tym powinna stanowić niska cena tytułu (ok. 39 zł na Steamie).
Po jednorazowym skoku w bok miesiąc temu wracamy do tradycji, czyli omawiania wersji demonstracyjnych jako bonusu do „pełniaków”. Jak można było się spodziewać – w ciągu miesiąca po steamowym festiwalu nie pojawiło się bardzo wiele nowych dem. Tym niemniej mam kilka propozycji godnych uwagi.
Zazwyczaj ignoruję wersje demonstracyjne gier, które już miały premierę, ale Stonefly pominąłem w czerwcowym przeglądzie – i teraz, po zagraniu w demo, bardzo tego żałuję. To kolejna nietuzinkowa pozycja twórców Creature in the Well. Zasiadamy za sterami miniaturowego mecha i zwiedzamy leśny świat w skali mikro, skacząc po liściach czy gałęziach, szybując i tocząc walki z robaczkami czy innymi malutkimi żyjątkami. Pojedynki oparto na ciekawych założeniach – przeciwników trzeba zazwyczaj ogłuszać, a następnie spychać z drzew. Stonefly ma w sobie mnóstwo uroku i jest łakomym kąskiem dla każdego, kto lubi niepospolite, oryginalne gry. Potrzeba tylko trochę czasu, by przyzwyczaić się do sterowania w rzucie izometrycznym.
Łatwo odbijam się od gier roguelike, tymczasem demo Swordcery przyssało mnie do ekranu na kilkadziesiąt minut (a miałem poświęcić mu nie więcej niż kwadrans). Tak na dobrą sprawę nie jest to tytuł, który zdecydowanie wyróżnia się z tłumu podobnych pozycji. Jednak ładna grafika w barwnej stylistyce fantasy, bogaty arsenał mieczy obdarzonych różnorodnymi mocami i ogólnie porządne wykonanie mogą uczynić tę pozycję kolejnym małym hitem. Polecam ją wypróbować. Miejcie tylko na uwadze, że projekt jest we wczesnej fazie rozwoju – twórcy dopiero przymierzają się do zebrania pieniędzy na jego dokończenie na Kickstarterze.
To jedna z tych gier, które na pierwszy rzut oka wyglądają bardzo znajomo, ale koniec końców nastręczają pewnych trudności, gdy próbuje się przyporządkować je do konkretnego gatunku. Spark in the Dark plasuje się między kategoriami soulslike a hack’n’slash. Mimo wysoko zawieszonej kamery, postać kontrolujemy bezpośrednio (tj. klawiaturą i myszką – jak w grze akcji), a każdy jej ruch ma swoją „masę”. Gęsty klimat, okazała grafika i zgrabne animacje czynią tę pozycję godną uwagi – ale przestrzegam przed jej dość topornym wykonaniem. Tym niemniej wielbiciele dzieł From Software może będą się dobrze bawić.
57

Autor: Krzysztof Mysiak
Z GRYOnline.pl związany od 2013 roku, najpierw jako współpracownik, a od 2017 roku – członek redakcji, znany także jako Draug. Obecnie szef Encyklopedii Gier. Zainteresowanie elektroniczną rozrywką rozpalił w nim starszy brat – kolekcjoner gier i gracz. Zdobył wykształcenie bibliotekarza/infobrokera – ale nie poszedł w ślady Deckarda Caina czy Handlarza Cieni. Zanim w 2020 roku przeniósł się z Krakowa do Poznania, zdążył zostać zapamiętany z bywania na tolkienowskich konwentach, posiadania Subaru Imprezy i wywijania mieczem na firmowym parkingu.