Wybuchowy Wiedźmin Michaela Baya. Serial Wiedźmin w 7 dziwnych konwencjach
Każdy z nas zrobiłby to lepiej. Sprawniej nakręciłby Wiedźmina dla Netflixa. W końcu tyle jest tam do poprawy. Sodden, logika, pancerze Nilfgaardu, scenariusz. Możliwe, że wymagałoby to nawet skoku do kompletnie innej konwencji.
Wybuchowy Wiedźmin Michaela Baya
Możliwe, że to jedyna szansa, by ujrzeć Geralta na pełnym wizualnym wypasie. Z wszystkim bajerami, które zawsze pragnęliśmy zobaczyć. Ze smokiem wielkim jak Pałac Kultury. Z efektami, które zwalą nas z nóg. Z walkami za grube miliony. Pytanie tylko, ile bylibyśmy w stanie zapłacić za błyskotki. Ponoć wszystko jest kwestią ceny, ale czy radowalibyśmy się, gdyby Geralt trafił pod opiekę króla pirotechnicznego porno – Michaela Baya? Albo kogoś pokroju Rolanda Emmericha?
Wyobraźcie to sobie. Tak, wszystko wyglądałoby pięknie – choć kadry potraktowano by dziwnym, jadowicie podkręconym filtrem. Walki byłby poezją destrukcji, ostrza miały dodatkowe ostrza, a wybuchy generował każdy kontakt dwóch powierzchni przy tempie tarcia wyższym niż spacerowe. Vesemira zagrałby Anthony Hopkins. Złoty Smok (a być może i cały Kontynent) okazałby się prastarym transformerem. Ciri, Triss i Yen uprzedmiotowiono by do takiego stopnia, że już nie tylko lewicujący krytycy zawyliby z bólu, ale praktycznie każdy, kto skończył szesnaście lat.
Zostało jeszcze 51% zawartości tej strony, której nie widzisz w tej chwili ...
... pozostała treść tej strony oraz tysiące innych ciekawych materiałów dostępne są w całości dla posiadaczy Abonamentu Premium
Abonament dla Ciebie