- Zwierzęcy towarzysze z gier wideo, których najcieplej wspominamy
- Epona i inne pikselowe nieparzystokopytne
- Ochłap, Mabari, a może Amaterasu?
- Pomagierzy zawsze spadający na cztery łapy
- Miś, niedźwiedź, Okku
- Ptactwo growe i lądowe
- Sierściuchy, które mogłyby studiować filologię
- Dragon (ale nie tylko Ball)
- Jurajskie stwory w niejurajskich czasach
- Więcej niż zwierz
- Trudno cię nazwać, ale i tak jesteś słodki
- Po prostu Pikachu!
Po prostu Pikachu!
Po prostu Pikachu!
- Co to: pokemony
- Najbardziej znani przedstawiciele rodzaju/gatunku: Pikachu, Charizard, Mew i Mewtwo
- Gry, w jakich się pojawiają: seria Pokemon
- Poziom mizialności: najczęściej bardzo wysoki
Pokemonów nikomu przedstawiać raczej nie trzeba. Te zwierzakopodobne stworzenia podbiły świat już 25 lat temu! Od niemal początku ikoną całej franczyzy pozostaje Pikachu. I nic dziwnego – istota ta ma w sobie coś z małego niedźwiadka, kota i wiewiórki, a przy tym potrafi uroczo wymówić swoje imię i naprawdę skutecznie porażać wrogów elektrycznością. Ale nawet kiedy się złości, trudno oprzeć się pokusie wyciągnięcia go z ekranu w celu przytulenia.
Twórcy Pokemonów nie pierwsi i z pewnością nie ostatni wykorzystali kolekcjonowanych słodkich niby-zwierzaków. Już w 1997 roku na podobny zabieg zdecydowali się autorzy Digimonów. Te, choć zebrały spore grono fanów i doczekały się mangi, anime oraz bardziej rozwiniętych gier komputerowych, nigdy nie wyszły do końca z cienia nieco starszego brata. Nie to, żeby franczyza wciąż nie zarabiała milionów. Po prostu trochę mniej niż ta pokemonowa. Same digimony zaś wydają się ciut mniej miziaste niż ich wirtualni krewniacy – mają w sobie więcej ze smoków, a ich design przywodzi na myśl mariaż futra i metalu. Niektóre z nich do złudzenia przypominają jednak pokemony – szczególnie te niewielkie, słodkie i bardzo wierne.
Pamiętacie jeszcze tamagotchi? Pod koniec lat 90. pikselowym stworkiem opiekował się niemal każdy. Fakt, zabawa nie była jakaś specjalnie urozmaicona, a nieoryginalne „jajka” po kilku dniach padały, co przyprawiało zwierzaczka o śmierć z... rozładowania. Ale pocieszność tych kilku pikseli sprawiała, że naprawdę można się było do nich przywiązać. Wpływ mechanizmów mających wywołać emocje u posiadacza tamagotchi widzimy zresztą również we współczesnych grach.
O AUTORZE
Zawsze wolałem gry, w których ktoś mi towarzyszył. Samotna wędrówka wydawała się zwyczajnie zbyt... samotna. A kiedy fabułę urozmaicają mniej lub bardziej fantastyczne postacie zwierząt, po prostu nie mogę sobie odmówić przyjemności podróżowania w ich towarzystwie!

