Źródło problemu z polskimi kryminałami. Największe grzechy polskich seriali kryminalnych

- Katalog polskich kryminałów
- Suma wszystkich nieszczęść w polskich kryminałach
- Jak zachwyca, kiedy nie zachwyca?
- Źródło problemu z polskimi kryminałami
- Pretendenci
- Glina wraca, czyli stare psy znowu w mieście
Źródło problemu z polskimi kryminałami
Moda na takie monotonne prowadzenie opowieści zaczęła się w czasach Oficera (2004). TVP 2 reklamowało z pompą swoją produkcję jako serial nowej generacji, skupiony na jednym dużym wątku, rozwijanym przez cały sezon. Wtedy nie było to tak częste, choć się zdarzało (Ekstradycja, Sfora). Połowę odnoszących sukcesy seriali kryminalnych tamtych czasów tworzono w formacie proceduralnym, czyli z nową sprawą co odcinek lub dwa, pomiędzy którymi przewijał się jakiś wątek nadrzędny (Kryminalni, Glina, Oficer). Serial Macieja Dejczera o działającym incognito Kruszonie (Borys Szyc) konsekwentnie dryfował w stronę klimatu osamotnienia, ciągłego napięcia, szpiegowskiej paranoi i zaszczucia.
Polska popkultura znajdowała się wtedy pod ogromnym wpływem skandynawskiego kryminału – czyli opowieści o wzorcu zimnym i melancholijnym. Z powieściowych i serialowych przygód policjanta Kurta Wallandera – jednego z najpopularniejszych bohaterów tego nurtu, a przy tym rozwodnika – wynosiliśmy poczucie sprawiedliwości, ale też dojmujący smutek. Wpływy tego prądu pozostały w naszym kraju, literaturze i scenariuszach na długie lata, a półki księgarń w tym czasie uginały się pod kolejnymi wydaniami powieści Stiega Larssona, Camilli Lackberg czy Henninga Mankella.
W rodzimym kinie przez lata królowały z kolei ciężkie dramaty stojące jedną nogą w poetyce kina moralnego niepokoju, jak np. Dług. Z drugiej strony na imprezę wprosił się Wojciech Smarzowski, którego dzieła nurzają widza i bohaterów w mroku i bólu, a przy tym pokazują polską rzeczywistość od najgorszej strony (nawet jeśli czasem reżyser wplata w scenariusz całkiem cięty humor sytuacyjny i słowny) – jak chociażby Drogówka, formalnie kryminał, a w praktyce gorzka wiwisekcja systemu. Takie filmy potęgowały przeświadczenie, że polski widz, czy to kinowy, czy telewizyjny, potrzebuje kolejnej porcji emocjonalnego biczowania.