Dynastia Tudorów. Seriale historyczne, z którymi zdasz maturę
- Seriale historyczne, z którymi zdasz maturę
- Mad Men
- John Adams
- Downtown Abbey
- Kompania braci
- The Crown
- Dynastia Tudorów
- Rzym
- Karol II – Władza i namiętność
- Wolf Hall
Dynastia Tudorów

- Co to: męsko-romantyczne podboje Henryka VIII
- Gdzie obejrzeć: Amazon Prime Video
- Rok produkcji: 2007-2010
WIARYGODNOŚĆ HISTORYCZNA
Dynastia Tudorów to przede wszystkim rozrywka pełna dramaturgicznego przerysowania i kinowego napięcia pomimo względnej poprawności w uchwyceniu charakteru głównego bohatera. Największym grzechem dzieła jest świadome wykluczenie z fabuły historycznych postaci. Henryk VIII miał bowiem w rzeczywistości dwie siostry (jeśli liczymy te, które dożyły dorosłości – dwie inne zmarły jako dzieci). W serialu pojawia się tylko jedna z nich, Maria. Takich wybryków znajdziecie zdecydowanie więcej, dlatego też nie radziłbym się wzorować na tym tytule przy pisaniu rozprawki argumentacyjnej.
„Henryk VIII wręcz kipi seksem i męskością”. Taką opinię wystosowała gazeta „San Francisco Chronicle” w swojej pochlebnej recenzji Dynastii Tudorów. Król Anglii to w tym przypadku suma młodocianych impulsów i wrodzonych przywódczych umiejętności. Sprawdza się jako wojownik, polityk i lowelas. Serial nie ukrywa swych tendencji do tanich klisz i zagrywek rodem z opery mydlanej. Niech za opinię posłuży fakt, że sezony charakteryzuje nie tyle liczba bitew, co liczba zawartych małżeństw.
Rok po zakończeniu całego serialu, który zdołał się zmieścić w czterech sezonach, powstała Gra o tron. I może porównywanie tych dwóch dzieł to jedno z bardziej niewdzięcznych zadań, ale wbrew pozorom ma ono głębszy sens. Ekranizacja Pieśni lodu i ognia od początku wydawała się bardziej dojrzała, choć potrafiła przesadzić ze swym rozrywkowym tonem. Fundamentalna różnica polega jednak na tym, że reprezentowała ona gatunek fantasy, podczas gdy Dynastię Tudorów uważa się za dramat historyczny.
Daleko mi jednak do stwierdzenia, że serial ten prezentuje słaby poziom. Całość ogląda się ciurkiem, a szczególnie pozytywne wrażenie wywierają postacie, które potrafią zapaść w pamięć (jak i potężnie zirytować). Sam Neill wciela się w rolę kardynała Thomasa Wolseya, po pas zanurzonego w bagnie politycznych intryg, a Natalie Dormer pojawia się w roli Anne Boleyn, czyli trochę lżejszej wersji Margaery Tyrell. Broni się także główna rola Jonathana Rhysa Meyersa, choć ucieka ona czasem w przesadę. Jeżeli utonęliście pod nagłym przypływem nazwisk, to bardzo mi przykro – taki urok produkcji kostiumowych.
