Pożyteczne piractwo, na które przymyka się oko. Jak wskrzesza się gry retro?

- Amerykańska Biblioteka Kongresu to biblioteka aleksandryjska gier komputerowych
- Pożyteczne piractwo, na które przymyka się oko
- Detektywi od tropienia starych gier
- Legalna sprzedaż = mozolna droga przez prawnicze niuanse
- Walka z taktowaniem procesora – kiedyś gry działały inaczej
- Retrogry znowu w pudełkach? To zależy tylko od nas!
- Nowe gry w big boxach – czy to ma sens?
Pożyteczne piractwo, na które przymyka się oko
Przeciętny gracz zainteresowany retrogamingiem może w ogóle nie dostrzegać problemu dostępności starych gier, bo przecież wystarczy wpisać odpowiednią frazę w Google’a, by po jednym kliku mieć możliwość albo ściągnięcia gry za darmo, albo nawet uruchomienia jej bezpośrednio w oknie przeglądarki. Różne strony sypiące hasłami „abandonware” czy „museum” mają w ofercie tysiące starych tytułów. Tyle że – jak by nie było – jest to szara strefa niedziałająca do końca legalnie. Marcin Paczyński mówi wprost:
Nie ma czegoś takiego jak „abandonware”, bo minęło ileś lat od premiery. Jeśli właściciel nie ogłosi oficjalnie, że udostępnia swój produkt za darmo, na przykład jako „open source”, to każda gra, każdy tytuł ciągle do kogoś należy i nie można sobie robić z nim, co się komu podoba – udostępniać, sprzedawać.
Same strony zresztą nie ukrywają tego, że działają nie do końca legalnie. W FAQ można znaleźć informacje o tym, że pomimo oferowania gry za darmo nie wyklucza się faktu, iż w danym kraju ich ściąganie „może być niezgodne z prawem” i właściciele danej strony „nie biorą za to żadnej odpowiedzialności”. Mimo swojej sporej darmowej biblioteki zachęcają do kupowania starych gier tam, gdzie jest to możliwe – na Steamie, GOG-u, Amazonie, eBayu.

Powodów, dla których takie serwisy ciągle istnieją w sieci, jest kilka. Pierwszy i chyba najważniejszy to po prostu dobra wola i przymykanie oka, bo część devów bardzo pozytywnie podchodzi do takich projektów. Richard Garriott, słynny twórca serii Ultima, mówi, że jest to dobre „i dla graczy, i dla właścicieli praw autorskich. […] Lepiej, że gra jest dostępna w takiej formie, niż miałaby przepaść na zawsze”. Tim Schafer, autor m.in. Grim Fandango i Psychonauts, nie owija w bawełnę: „Czy to jest piractwo? No pewnie! Ale co z tego? Żadna z tych gier nie przynosi nam już realnego dochodu pozwalającego się utrzymywać […] kradnijcie sobie! Dzielcie się tą miłością do gier!”.
Legendarnym twórcom klasycznych gier na pewno łatwiej przyklaskiwać takiemu dostępowi, bo w wielu przypadkach sami nie mają już praw do produkcji, które kiedyś z pasją tworzyli. Te zostały w rękach wydawców, korporacji, często wielokrotnie zmieniając właścicieli. Dlaczego więc one nie walczą z udostępnianiem za darmo swoich tytułów? Prawdopodobnie dlatego, że i w ich przypadku również nie ma to żadnego istotnego wpływu na ich dochody. Wręcz odwrotnie – uruchomienie prawniczej machiny, by takie strony zdjąć, pochłonęłoby pewnie znacznie bardziej konkretne kwoty i wyrządziło szkody wizerunkowe, bez żadnego konkretnego zysku w zamian. Z dużych firm jedynie Nintendo walczy z emulatorami i rozpowszechnianiem swoich starych gier, ale to dlatego, że – jak już wspomniałem – ma je w swojej ofercie i opiera na nich jedną z funkcji swojego abonamentu.

Piracka kopia prosto od Atari!
Stosunek dużych wydawców i właścicieli marek do pirackich stron ze starymi grami dobrze oddaje niedawna sytuacja z premierą takiej klasyki jak Gunship 2000 z 1991 roku. Gra została wprowadzona ponownie do sprzedaży na Steamie oraz GOG-u, ale fani szybko odkryli, że kryje się za nią piracka kopia wprost ze strony Myabandonware.com! Rozpoznano ją po wersji nieuwzględniającej najnowszego patcha i z ówczesnym zamiennikiem DRM-u ograniczającym pełną funkcjonalność, nie wspominając o pozostałych na liście pilotów ksywkach jakichś randomowych ludzi – świeża instalka pokazywała tam devów z MicroProse.
Pracownik Atari ewidentnie poszedł na łatwiznę, a sklepy zaufały słynnej marce, nie sprawdzając dokładnie dostarczonego produktu. Na szczęście ta wpadka została szybko zauważona.