Niezłe filmy, których fabuła to bełkot
Czy nietrzymająca się ładu i składu fabuła danego filmu od razu dyskwalifikuje go jako dzieło warte obejrzenia? Niekoniecznie, czego przykładem są produkcje, które wybraliśmy do naszego zestawienia – całkiem niezłe, choć próżno szukać w nich sensu.
Spis treści
- Niezłe filmy, których fabuła to bełkot
- Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie (Star Wars: The Rise of Skywalker)
- Matrix Reaktywacja / Matrix Rewolucje (The Matrix Reloaded / The Matrix Revolutions)
- Atlas chmur (Cloud Atlas)
- Vanilla Sky
- Efekt motyla (The Butterfly Effect)
- Ciekawy przypadek Benjamina Buttona (The Curious Case of Benjamin Button)
- Donnie Darko
- Źródło (The Fountain)
- Cube
Donnie Darko
- Co to: psychologiczna „teen drama” z elementami mrocznego oniryzmu i science fiction
- Rok premiery: 2001
- Reżyseria: Richard Kelly
- Gdzie obejrzeć: CDA Premium
Donnie Darko to film o dwóch różnych obliczach. Bo można oglądać go głównie z myślą o tym, że śledzimy losy zbuntowanego nastolatka, który nie zamierza iść w życiu na żadne ugody. Stąd też jego burzliwe relacje z nauczycielami, trudny kontakt z rodzicami czy nietypowy romans z nowo spotkaną dziewczyną. Wtedy dzieło Richarda Kelly’ego funkcjonuje jako naprawdę wartościowa „teen drama” z mrocznym pierwiastkiem w postaci dziwnych wizji młodego protagonisty.
Drugim, nieco mnie fascynującym obliczem Donniego Darko jest jego aspekt fantastycznonaukowy – powiedzmy to sobie głośno, całkowicie zbędny. Bo tak naprawdę przez większość filmu w ogóle nie zdajemy sobie sprawę z tego, że jego rozwinięcie w ogóle jest w planach reżysera. Dopiero na kilka scen przed końcem dowiadujemy się, że cała ta fabuła to pewnego rodzaju pętla czasowa więżąca tytułowego bohatera. I nie ma to kompletnie żadnego sensu.
Owszem, fani starali się sobie jakoś wytłumaczyć ten wątek i dorobili do niego całą ideologię. Problem polega na tym, że musieli pewne rzeczy do zastanej historii dopowiadać. Jeżeli więc trzeba wykroczyć poza scenariusz, próbując zrozumieć pewien wątek, to chyba nie muszę mówić, że Kelly odniósł niemałą artystyczną porażkę, nie potrafiąc logicznie wytłumaczyć wydarzeń zastanych na ekranie. No cóż, i trzeba było tyle kombinować? Nie można było zostać przy gatunku młodzieńczego dramatu psychologicznego?