Battlefront ma już 10 lat. Ta gra wciąż wygląda lepiej niż wiele nowości z 2025 roku
W Battlefrontach DICE czuć miłość do Gwiezdnych wojen, przysłoniętą przez chciwość tych-złych-korporacji. Gry miał swoje problemy, a od premiery pierwszej z nich minęło właśnie 10 lat, zastanówmy się więc - czy jest sens wracać do Battlefronta?
- EA przejmuje pałeczkę
- Moc reklamy
- Przywiązanie do szczegółów się opłaca
- Wszystko pięknie, ale gdzie kampania?
Niebawem będziemy obchodzić pewną specyficzną rocznicę. Otóż 18 grudnia 2015 roku w Polsce do kin wszedł epizod 7 Star Wars – czyli Przebudzenie Mocy. Pierwszy zrealizowany od czasu zakupu Lucasfilmu przez Disneya. Długo można by mówić o tym, jakie oczekiwania pokładano w tym widowisku i jakie nadzieje budziło – w końcu były to pierwsze kinowe Gwiezdne wojny od 10 lat. Promocja filmu i reklama rozmaitych produktów powiązanych z gwiezdną marką były wprost oszałamiające. Postacie z odległej galaktyki wyskakiwały nie tylko z pudełek płatków śniadaniowych i cukierków, Yoda spoglądał na nas bowiem z opakowania papieru toaletowego, a Vader – z butelki Domestosa. Pomijając prezentację trzech nowych postaci – Rey, Finna i Poe Damerona – generalnie była to jazda na sentymencie na całego. Ale jeden rodzaj produktów wtedy nie obrodził – gry komputerowe. Dlatego na każdą czekaliśmy jak na zbawienie.
EA przejmuje pałeczkę
Zanim Ubisoft stał się najbardziej znienawidzoną firmą w branży gier, ten wątpliwy zaszczyt przypadał Electronic Arts. Dlatego informacja o tym, że w 2013 roku to właśnie ten gigant pozyskał wyłączne prawa do gier spod znaku Star Wars z jednej strony zmroziła graczy, a z drugiej dała nadzieję. Bo jednak EA poza licznymi wadami kilka rzeczy zrobiło całkiem dobrze – patrzę na ciebie, Battlefieldzie (choć oczywiście i w tej serii trafiały się słabsze odsłony).
Ostatnią „starwarsową” grą (pomijając pozycje z klockami LEGO) było średnie Force Unleashed 2, a nadzieja na dobrą produkcję Star Wars umarła wraz z anulowaniem Star Wars 1313 i zamknięciem LucasArts. Wydawało się, że gorzej już być nie może. Cokolwiek EA by nie zaserwowało – bralibyśmy w ciemno. No i w końcu dowiedzieliśmy się, co szykują „Elektronicy”. Nowego Battlefronta. Nie „trójkę”, a swoisty reboot serii uśpionej wiele lat wcześniej. Spece z DICE, weterani strzelanek z serii Battlefield, wykorzystali swój silnik Frostbite oraz doświadczenie z poprzednich gier wojennych i wskoczyli do odległej galaktyki. Na główkę. Największe ryzyko: powstanie Battlefield w skórce Star Wars. Spoiler: trochę tak było, a trochę nie.
Te poprzednie Battlefronty
Battlefront DICE z 2015 nie jest pierwszą grą z tego cyklu ani pierwszym FPS-em osadzonym w świecie odległej galaktyki. Oczywiście nie wspominam o takiej klasyce jak Dark Forces i Jedi Knight. Dwie części Battlefronta zadebiutowały w latach 2004 i 2005, a stworzyło je studio Pandemic. Dystrybutorem było LucasArts, a w Polsce Licomp Empik Multimedia. Obydwie wspomniane gry miały zarówno tryb single player, jak i multi, który za sprawą fanów Star Wars żył dość długo po premierze. Co ciekawe, powstawał nawet Battlefront 3, nad którym pracowało studio Free Radical Design. W 2008 dowiedzieliśmy się, że gra była tworzona pod egidą Activision Blizzard. Jak się później okazało – w owym 2008 roku była ona „niemal gotowa”. Niedługo później jej produkcję jednak „zamrożono” i zaczęły się wzajemne oskarżenia. FRD twierdziło, że LucasArts skąpi nakładów na marketing, a Lucas – że studio nie dotrzymuje terminów. Nie sposób w tym miejscu ocenić, jak faktycznie było – ważne, że sporo materiałów z owej anulowanej wersji (m.in. screeny i nagrania gameplayów) wyciekło do sieci. Za czasów „starych” Battlefrontów pojawiło się też dużo pochodnych gier. Była pozycja z tego cyklu na Nintendo DS-a, była na komórki i na PSP. Electronic Arts, przejmując prawa do gier spod znaku Gwiezdnych wojen, zdecydowało się zresetować numerację i Battlefront z 2015 roku nie ma żadnego numerka, a kolejna część, wydana w 2017, nosi tytuł Battlefront II.


