- Na jaki film pójść do kina w Polsce, gdy wreszcie je otworzą?
- Ojciec (The Father)
- Cruella
- Nomadland
- Mortal Kombat
- Godzilla vs. Kong
- Ciche miejsce 2 (A Quiet Place Part II)
- Na rauszu (Druk)
- Obecność 3: Na rozkaz diabła (The Conjuring: The Devil Made Me Do It)
- Minari
Minari

- Co to: kolejny koreańskojęzyczny film po Parasite, który zrobił furorę w USA
- W kinach od: 11 czerwca (zaplanowano także pokazy przedpremierowe w kinach studyjnych)
- Reżyseria: Lee Isaac Chung
Pamiętacie Parasite? To ta całkowicie pokręcona, multigatunkowa, quasi-tarantinowska tragikomedia wprost z Korei Południowej, którą zachwycał się dosłownie cały świat. Dawno żaden tytuł azjatycki nie cieszył się tak wielką sławą – zgarnął bowiem wiele Oscarów, a także zapowiedziano jego amerykańską, serialową ekranizację. Dziennikarze filmowi z całego świata byli pewni, że dzieło to wpłynie na uzyskanie lepszej pozycji dalekowschodnich produkcji na współczesnym rynku. I rzeczywiście, długo nie trzeba było czekać na potwierdzenie tychże dywagacji, bowiem równie wielkie zamieszanie wywołało w ostatnich miesiącach Minari.
To produkcja zdecydowanie mniej eksperymentalna i szalona od Parasite, ale równie wartościowa od strony artystycznej. Opowiada o koreańskich imigrantach próbujących podążyć za amerykańskim snem i zarobić w USA wystarczająco dużo, aby myśleć o stabilnej przyszłości. Głowa rodziny, Jacob, postanawia założyć własną farmę. Żona nieco kwestionuje jego zaradność, a dziećmi opiekuje się w dużej mierze bardzo dziwna babcia. A dziwna dlatego, że nie potrafi nawet gotować.
I to by było chyba na tyle, jeżeli chodzi o właściwe streszczenie filmu – to po prostu przejmujący, pełen ciepła i uroku dramat rodzinny, która ogląda się z uśmiechem. Nie martwcie się jednak, nie przebija przez niego żaden patos, banał czy nuda. Powiem więcej: to tak, jak oglądać animację studia Ghibli w wersji aktorskiej, ale pozbawioną wszelakich elementów fantastycznych. Poza tym Minari potrafi parę razy zaskoczyć zwrotami akcji, chwycić za gardło czy po prostu zabawić się gatunkową konwencją.
OD AUTORA
Kocham kino i kocham chodzenie do kina. Wykorzystywałem każdą chwilę, w której obostrzenia pozwalały na udanie się do pobliskiego multipleksu czy „studyjniaka”, nie przepuszczę i kolejnej okazji. Samo doświadczenie przebywania w takim miejscu – ten duży ekran, wszędobylska ciemność i wspólnotowe przeżywanie dzieła sztuki – po prostu mnie kręci i pozwala mi w pełni skupić się na oglądanym filmie. W domu zbyt często sięgam podczas seansów po rozpraszacze w postaci mediów społecznościowych.
Chcesz poczytać trochę więcej tekstów mojego autorstwa? Zapraszam na mój fanpage – LudoNarrator.
