- Czy możemy zostać superbohaterami? Nauka odpowiada
- Zaawansowana technologia
- Stymulanty
- Cyborgi
- Mutacje spontaniczne
- Modyfikacje genetyczne
- Bóg
- Zaburzenia osobowości
- Supermoc? Nie w ten sposób
Bóg

- Znany przedstawiciel: Captain Universe
- Źródło mocy: Jest manifestacją wszechświata
- Czy może istnieć? Mózg Boltzmanna to koncept raczej filozoficzny, ale zajmują się nim poważni naukowcy
Bogowie mają w komiksach różny status. Najczęściej – jak bogowie nordyccy w Marvel Cinematic Universe – są oni po prostu bardzo rozwiniętymi rasami obcych, których starożytni mieszkańcy Ziemi ze względu na różnice technologiczne uznali za istoty nadprzyrodzone. Rzadziej zdarzają się bezpośrednie odniesienia do religii (piekło i niebo w Marvelu czy DC) albo do enigmatycznych kosmicznych sił. Marvel posiada bogatą bibliotekę bytów, które nie są biologicznymi stworzeniami, a raczej personalizacjami jakichś kosmicznych sił czy praw: Eternity, Entropy, Living Tribunal, czy nawet sama Śmierć.
I tym ostatnim chciałbym się zająć w tej sekcji. Nie będę tutaj dywagował na temat tego, czy religie mają rację i czy jakiekolwiek boskie istoty istnieją, zamiast tego zajmę się tym, czy w ramach obecnie rozumianej nauki coś maksymalnie zbliżonego do wyobrażeń bogów może powstać. W szczególności odnieść chciałbym się do paradoksu mózgu Boltzmanna.

Mózg Boltzmanna jest bytem zaproponowanym przez żyjącego na przełomie XIX i XX wieku fizyka Ludwiga Boltzmanna, który miałby samoczynnie powstać w przestrzeni kosmicznej (albo jakiejkolwiek innej) w wyniku przypadkowego, lokalnego spadku entropii. Entropia jest fizyczną miarą nieuporządkowania. Do wzrostu entropii według drugiej zasady termodynamiki dąży wszechświat, w związku z czym – co bardzo poetyckie – prędzej czy później porządek przegra z chaosem. W tym jednak momencie kosmos cechuje się stosunkowo wysokim stopniem uporządkowania – zbudowany jest nie tylko z przypadkowo poruszających się cząstek, ale i posiadających konkretną strukturę planet, gwiazd i galaktyk, poruszających się względem siebie w matematycznej harmonii. Życie także jest tymczasowym tryumfem porządku – zaprzęga bowiem bezmyślne siły biochemii do bardzo ściśle uporządkowanych oddziaływań metabolicznych.
I choć widzimy, jak wszystko prędzej czy później umiera i poszerza zakres entropii, fakt powstania tak mało chaotycznego kosmosu jest dla fizyki dość niekomfortowy. Jednym z rozwiązań tego problemu jest właśnie postulowany przez Boltzmanna lokalny spadek entropii. Nasz wszechświat miałby więc powstać na zasadzie tego rodzaju fluktuacji w jakimś pierwotnym, bardziej entropicznym wszechświecie.
DEMON MAXWELLA
Druga zasada termodynamiki wydaje się na tyle przygnębiająca, że ludzie od początku jej istnienia starali się znaleźć jakieś sposoby na to, by ją oszukać. XIX-wieczny fizyk James Clerk Maxwell wymyślił nawet hipotetyczną demoniczną istotę, nazwaną później jego nazwiskiem, która miałaby moc odwracania entropii.
Demon Maxwella musiałby mieć zdolność postrzegania z osobna każdej cząsteczki i musiałby umieć bez problemu zmierzyć jej prędkość i kierunek ruchu. Co więcej, wszystko to musiałby robić bez wydatkowania energii. Mając takie umiejętności, mógłby dowolnie sterować entropią układu, dzieląc go na dwie części, a potem do jednej przepuszczając tylko cząsteczki poruszające się szybko. Prowadziłoby to do spadku entropii z czasem, gdyż materia stawałaby się coraz bardziej uporządkowana pod względem temperatury (temperatura jest definiowana jako średnia prędkość ruchu cząsteczek).
Czym zatem różni się demon Maxwella od człowieka gotującego wodę na pierogi? Niezużywaniem energii na swoje działania. Człowiek, żeby podgrzać wodę, korzystając na przykład z płyty indukcyjnej, musi wykorzystać prąd elektryczny. Prąd natomiast pochodzi w polskich warunkach głównie ze spalania węgla (wstyd!). Całkowita ilość entropii w takim układzie rośnie więc, gdyż wzrost entropii w wyniku przerobienia ładnej, uporządkowanej grudki węgla na chaotyczny popiół jest większy niż jej spadek w wyniku zmiany temperatury wody.
Ale kogo to obchodzi? Miało być o bogach i superbohaterach. Cały wic polega na tym, że skoro z niczego może powstać wszechświat, dlaczego miałby nie powstać i mózg. Teorię wzmacnia fakt, że według obecnego rozumienia fizyki kwantowej we wszechświecie przez cały czas pojawiają się i anihilują cząsteczki, a tunelowanie kwantowe pozwala im na pokonywanie bariery potencjałów i umożliwia zjawiska niemożliwe według tradycyjnego rozumienia fizyki.
Pewne interpretacje obecnie uznanych teorii naukowych mówią wręcz, że właściwie nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko bardzo mało prawdopodobne. Mem o tym, że może jutro obudzisz się martwy w przestrzeni kosmicznej, ma zaskakująco duże ugruntowanie w nauce – taka sytuacja nie tylko może się wydarzyć, ale też można obliczyć jej prawdopodobieństwo. Prawdopodobieństwo takie będzie jednak tak małe, że nic takiego nie powinno się zdarzyć przez cały czas istnienia wszechświata.
A gdyby jednak wszechświat istniał wiecznie? Obecnie najbardziej prawdopodobnym scenariuszem końca wszechświata jest tak zwana śmierć cieplna czy wynikająca właśnie z drugiej zasady termodynamiki dominacja entropii. Krótko mówiąc, kiedyś gwiazdy wypalą się, czarne dziury wyparują, a planety się rozpadną i cały kosmos będzie jedynie puchnącą w nieskończoność przestrzenią wypełnioną chaotycznym promieniowaniem. Kwestia istnienia czasu w takim stanie (skoro nie będzie żadnych uporządkowanych zjawisk, to jak niby go zmierzyć?) jest dyskusyjna, ale zakładając, że jednak nie wyparuje jak reszta zjawisk, wszechświat istotnie będzie istniał wiecznie. Nudny, czarny i pusty, ale nieśmiertelny.
Jeżeli więc mamy nieskończenie dużo czasu, to absolutnie każde zjawisko, którego prawdopodobieństwo jest większe od zera, prędzej czy później zajdzie. Nawet gdybyśmy musieli czekać na nie niewyobrażalnie długo. Także wszechświat Boltzmanna. Także mózg Boltzmanna.
Nie jest więc wykluczone, że kiedyś w kosmosie – a może już się to stało – powstanie z niczego samoświadomy byt. Nie będzie to istota biologiczna, może być złożona na przykład z promieniowania (o ile jest możliwe stworzenie świadomości z promieniowania) czy dowolnych innych cząstek. Jej zdolność oddziaływania na materię może być żadna, ale jeśli damy się ponieść wyobraźni, jestem w stanie zwizualizować sobie stworzenie potrafiące na przykład manipulować fundamentalnymi siłami kosmosu (np. byt zbudowany z grawitonów mógłby dosłownie sterować grawitacją), co daje mu w zasadzie dowolną supermoc.
Brzmi to tak fantastycznie, że trudno w to uwierzyć. Zgadzam się, prawdopodobnie nawet nie warto w to wierzyć, bo jest to raczej rodzaj eksperymenty myślowego, a nie jakieś konkretne wnioski płynące z teorii fizycznych. Z drugiej jednak strony – w mechanikę kwantową też na początku mało kto wierzył…
UWAGA! W TEJ RAMCE ZNAJDUJE SIĘ
KOSMICZNY BÓG AUTORSTWA PISARZA HARD SCIENCE FICTION
Ideę czerpiącego z fizycznych koncepcji boga znacznie lepiej ode mnie przedstawił Stephen Baxter w swoim znakomitym cyklu Xeelee sequence, a szczególnie w książce Czasopodobna nieskończoność. Cykl przedstawia niewyobrażalnie zaawansowaną kosmiczną rasę Xeelee, która prowadzi wojnę ze zbudowanymi z ciemnej materii fotinowymi ptakami.
W pewnym momencie Xeelee decydują się na ucieczkę z wszechświata ginącego w wyniku działań fotinowych ptaków. W celu zabezpieczenia swoich planów kreują anty-Xeelee, bezcielesną istotę, która – jak cząstki antymaterii, stąd jej nazwa – porusza się w czasie w tył, dzięki czemu może dokonać w przeszłości niezbędnych przygotowań.
Anty-Xeelee jest istotą w zasadzie boską, ma możliwość manipulowania funkcjami falowymi, które są matematycznym wyznacznikiem prawdopodobieństwa pojawienia się danej cząstki w określonym miejscu. Co ciekawe, książka pokazuje też interakcję człowieka z tego rodzaju nadprzyrodzonym bytem. Anty-Xeelee, zaciekawiony ludzkim umysłem, postanawia uwolnić śmiertelnika od wątłego ciała i sprawia, że jego jaźń także staje się niematerialna.