Poczucie przygody. Czego brakowało Wiedźminowi Netflixa?
- 9 rzeczy, których zabrakło w pierwszym sezonie Wiedźmina Netflixa
- Naturalne plenery
- Przystępność i spójność
- Geralt
- Chemia pomiędzy najważniejszymi postaciami
- Poczucie przygody
- Stabilne tempo akcji
- Mięso, krew i igrzyska
- Sensownie przedstawiony Nilfgaard
Poczucie przygody

Po co oglądamy tę głupią fantastykę na przemian z science fiction? Proste – lubimy fikcyjne światy pełne niebezpieczeństw i niestworzonych istot, bowiem są one dla nas atrakcyjne. Nic więc dziwnego, że gatunki te czerpią zwykle z Kina Nowej Przygody, aby jeszcze bardziej podkręcić tempo i przykuć uwagę widza. Dlatego też szkoda, że w Wiedźminie jest tak mało podróżowania z mieczem w ręku. Niby mamy coś w stylu „potwora odcinka”, a postacie niemal przez cały czas są w drodze. Wychodzi jednak na to, że elementy przygodowe zostały zdominowane przez bezlitosną ekspozycję. Tymczasem można je było bardziej podkreślić.
I żeby było jasne, nie rozmawiamy o bezmyślnej naparzance, bo tej daleko do obrazków rodem z Władcy Pierścieni czy Indiany Jonesa. Samą walką nie złapiemy widza za gardło, potrzebny jest też jakiś cel. W fabule pierwszego sezonu zabrakło większej tajemnicy oraz napięcia – czegoś ekstra. I może to wina adaptowanego materiału, bowiem przełożone na ekran opowiadania musiały zostać intuicyjnie ze sobą połączone. Nie sposób jednak wszystkiego usprawiedliwiać tym, że to dopiero początek i potrzeba czasu, by rozkręcić show. Wystarczy spojrzeć na otwarcie Gry o tron, które zdekonstruowało wszelkie telewizyjne schematy.
SEKCJA PLUSÓW
Cały czas wspominam o tym przeklętym smoczym odcinku, ale to właśnie on jest moim ulubionym, bo zawiera w sobie najwięcej czystej miłości do gatunku fantasy. Mamy tam sporą ekipę (mnóstwo zapadających w pamięć bohaterów, chociażby Borch Trzy Kawki), fascynujące zadanie do wykonania i nieoczywisty finał. Dość fajnie poprowadzone zostało również starcie w epizodzie ze strzygą (samo w sobie przefantastycznie nakręcone), bo mogliśmy poznać Geralta od tej bardziej... detektywistycznej strony. W ostatecznym rozrachunku jest tego jednak za mało, a szkoda, bo niektóre wątki aż się proszą o wykrzesanie z nich więcej przygodowego charakteru.
