Spójny i konsekwentnie prowadzony wątek główny. 8 rzeczy, którymi Mandalorianin ocalił Star Wars
- 8 rzeczy, którymi The Mandalorian ocalił Star Wars
- Wyrazisty główny bohater
- Baby Yoda!
- Mnóstwo easter eggów
- Spójny i konsekwentnie prowadzony wątek główny
- Aktorski debiut Ahsoki Tano
- Chemia między bohaterami
- I wreszcie – „Mando” to nie odgrzewany kotlet
Spójny i konsekwentnie prowadzony wątek główny

- Czy widzieliśmy to w trylogii sequeli: nie
- Gdzie najbardziej tego zabrakło: w całej trylogii sequeli
- Najlepiej widać to: w Mandalorianinie (s02e02)
To chyba jednocześnie największa wada trylogii sequeli i największa zaleta Mandalorianina. W serialu od początku widać, że Jon Favreau nie błądził po omacku, tylko miał przyszykowany plan na kilka sezonów. Niemal każdy element wydaje się tu nieprzypadkowy, ma swój cel, którego showrunner tej produkcji może nie zdradza od razu, niemniej nie jest on skleconym naprędce pomysłem na ugłaskanie fanów. Być może w pierwszym sezonie nie okazuje się on szczególnie bogaty – w kontekście wątku Mando i Baby Yody poza stopniowym budowaniem relacji między przybranym dzieckiem a opiekunem nie dzieje się zbyt dużo. Znacznie lepiej serialowi robi jednak fabularna ubogość niż dziesiątki niedokończonych wątków trylogii sequeli.
J.J. Abrams i Rian Johnson stworzyli tak różne filmy, że poza głównymi bohaterami i uniwersum nie łączy ich niemal nic. Zaczynając od sfery wizualnej, poprzez konstrukcję fabularną, aż po przynależność gatunkową. Jestem pewien, że oceny nowej trylogii byłyby znacznie wyższe, gdyby wszystkie trzy filmy wyreżyserował jeden z nich. Abrams zdobyłby uznanie fandomu przywiązanego do starej trylogii, Johnson – miłośników zmian. Tymczasem ich wspólna-niewspólna wizja sprawiła, że ostatecznie niezadowoleni pozostali zarówno jedni, jak i drudzy.
Spójność i konsekwencja koncepcji nie oznacza jednak rezygnacji z niezależności w realizacji poszczególnych elementów składowych. Za kolejne odcinki „Mando” odpowiadają przecież różni scenarzyści i reżyserzy. Nad wszystkim czuwa jednak Jon Favreau. Szkoda, że podobnie nie stało się w przypadku nowej trylogii. Najpewniej Disney od teraz będzie przykładać do tego baczną wagę. Zanim jednak marka odbuduje zaufanie i do kin wejdą kolejne epizody głównego cyklu, prawdopodobnie musi minąć jeszcze co najmniej kilka lat. A do tego czasu triumfy zapewne święcić będzie Mandalorianin. Oraz jego spin-offy. I jeżeli zachowają one jakość serialu Favreau, to będzie to naprawdę dobra wiadomość.
