Embrace the Void. 7 osiągnięć w grach, dla których oszukiwałem

- 7 osiągnięć w grach, dla których musiałem oszukiwać
- Go outside
- 100th Anniversary
- Found in the Shuffle
- True Commitment
- Embrace the Void
- Hail to the King
Embrace the Void

- Tytuł gry: Hollow Knight
- Odsetek osób, które zdobyły to osiągnięcie (na Steamie): 3,0%
- Metoda oszustwa: skorzystanie z glitcha niezwyciężoności
Sposobu, w jaki zdobyłem osiągnięcie „Embrace the Void” z Hollow Knighta, wstydzę się szczególnie. Po części dlatego, że jest to jedna z moich ulubionych gier, a po trosze w związku z tym, że wiem, iż – mimo wysokiego stopnia trudności – było ono w moim zasięgu. Wykazałem się po prostu brakiem cierpliwości.
„Acziwment” ten został wprowadzony do metroidvanii studia Team Cherry wraz z DLC Gods & Glory. Rozszerzenie to bazuje na walkach ze znanymi z „podstawki” i poprzednich dodatków bossami – kilku z nich otrzymało co prawda nowe formy, ale w większości są to znane już starcia. Trudność polega na tym, że zostały one pogrupowane w cztery panteony; każdy z nich to seria dziesięciu potyczek, w trakcie których nie możemy dać się pokonać. W razie wpadki trzeba zaczynać od nowa (jest to tak zwany tryb boss-rush; błagam, darujcie sobie tylko żarty z wielokrotnym wymawianiem tej nazwy w szybkim tempie).
O ile pierwsze dwa panteony były łatwe, o tyle w trzecim trzeba już było się napocić (a niech cię, Zote, Szary Księciu – a mogłem pozwolić ci umrzeć w Greenpath). W czwartym natomiast problematyczny okazał się ostatni boss – Pure Vessel. Na szczęście po pierwszym dotarciu do pojedynku z nim można było potrenować walkę w Hall of Gods, bez konieczności powtarzania za każdym razem poprzedzających ją dziewięciu starć. W końcu się udało – miałem upragnione 112% ukończenia gry... lecz jednocześnie zyskałem dostęp do ostatniego, piątego panteonu.
To właśnie on okazał się wyzwaniem dla mojej cierpliwości. Zadanie polegało na pokonaniu wszystkich czterdziestu bossów w jednym ciągu. I tak, każda porażka oznaczała powrót na start tego maratonu. Co więcej, seria czterdziestu walk została wzbogacona o dwa dodatkowe pojedynki – w pierwszym przeciwnikiem był Nightmare King Grimm (widoczny na powyższym screenie), a w drugim ulepszona wersja prawdziwego finałowego bossa gry. Zawziąłem się. Próbowałem i próbowałem. Kiedy jednak po raz trzeci padłem w ostatnim starciu – a nie zliczę, ile razy zginąłem w drodze do niego – powiedziałem sobie: „Dość. Szkoda czasu”.
Nie chciałem jednak, żeby poświęcone na trening godziny poszły na marne. Miałem zostać bez żadnej nagrody? Tak nie mogło być! Dlatego też poszperałem w sieci... i znalazłem glitch niezwyciężoności (ang. invincibility glitch). Jak sugeruje nazwa, chronił on przed wszelkimi obrażeniami. Jego aktywacja okazała się bardzo prosta – trzeba było nacisnąć lewy bumper (pod którym domyślnie kryło się wyświetlanie mapy), następnie wdusić lewy spust (odpowiedzialny za super dasha), a potem znów LB. Jeśli wszystko wykonaliśmy poprawnie, postać zaczynała świecić na różowo, ale mogliśmy nią normalnie chodzić. Wtedy wystarczyło już tylko – cały czas trzymając lewy trigger! – skorzystać z dream naila (Y na padzie) i wychylić lewy analog w górę, by bohater zaczął się teleportować. W momencie gdy zamigotał na biało, należało puścić wszystkie przyciski. Tak oto zyskałem czasową nieśmiertelność.
Nie muszę chyba dodawać, że wtedy piąty panteon poszedł mi jak z płatka. Koniec końców nie byłem jednak z siebie dumny – nawet mimo faktu, że ostatecznie pokonałem jego finałowego bossa we wspomnianej wcześniej Hall of Gods. To był, niestety, jeden z tych przypadków, gdy cel nie uświęcał środków. Jeśli mimo to zechcecie pójść w moje ślady, mam dla Was dobrą (a może złą?) wiadomość – glitch niezwyciężoności wciąż działa, choć nie w domyślnej wersji Hollow Knighta; trzeba wrócić tej opatrzonej numerem 1.4.3.2. Cóż, życzę miłej zabawy.