Transformers: Zemsta Upadłych (Transformers: Revenge of the Fallen) – wielka rodzina robotów. Te rzeczy uratowały złe filmy przed katastrofą

- 10 rzeczy, które uratowały złe filmy przed katastrofą
- Batman v Superman: Świt sprawiedliwości (Batman v Superman: Dawn of Justice) – Batman Bena Afflecka
- Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi (Star Wars: The Last Jedi) – powrót Yody i wykorzystanie Mocy
- Transformers: Zemsta Upadłych (Transformers: Revenge of the Fallen) – wielka rodzina robotów
- Hellboy (2019) – rola Davida Harboura
- Wolverine (The Wolverine) – sceny akcji i stary, dobry Hugh Jackman
- Van Helsing – dużo kampu i przekonujące potwory
- Jurassic World: Upadłe królestwo (Jurassic World: Fallen Kingdom) – dinozaury
- Godzilla (1998) – Godzilla i jej potężny przemarsz przez Nowy Jork
- Kowboje i obcy (Cowboys & Aliens) – pomysł na połączenie westernu z science fiction
Transformers: Zemsta Upadłych (Transformers: Revenge of the Fallen) – wielka rodzina robotów

- Co to: kosmiczne roboty kontra kosmiczne roboty z domieszką wybuchów i szczyptą ludzkiego dramatu
- Rok premiery: 2009
- Reżyseria: Michael Bay
- Gdzie obejrzeć: Netflix, Amazon Prime Video, Chili, iTunes Store, Rakuten, Player, Canal+
Michael Bay to ojciec filmowej serii Transformers, choć jego tacierzyństwo ma znamiona bardzo toksycznego. Co prawda nie bije swoich dzieci, ale nieustannie faszeruje je sterydami w postaci chorej wręcz liczby efektów specjalnych. Im dalej w las, tym więcej wybuchów, a mniej fabuły. Co prawda pierwsza część zapisała się na kartach historii jako blockbuster co najmniej udany, czego nie można powiedzieć o odsłonie numer dwa (nie wspominając już o młodszych braciach, którzy są poniżej wszelkiej krytyki).
Bo Zemsta Upadłych nie jest filmem całkowicie tragicznym – jego problem polega na tym, że to niemalże kopia poprzednika. Ci sami bohaterowie przeżywają te same rozterki, toczą bardzo podobne bitwy, walczą o tak samo ważny artefakt, a wszystko kończy się względnym happy endem. Ów sequel udowadnia tak naprawdę, że scenarzyści nie mają pomysłu na interesujący rozwój tegoż filmowego uniwersum.
Co natomiast lubię w drugiej części nieco bardziej? A to, że roboty już zaaklimatyzowały się na naszej planecie i zdążyły stworzyć zgraną pakę, która, kiedy tylko nie zostaje wykorzystywana w spektakularnych scenach akcji, rzuca żartami na lewo i prawo, budząc sympatię widzów. Więcej tu radości z obcowania z samymi transformerami, ale to wszystko zasługa tego, że niezbędna ekspozycja została już odbębniona w poprzednim filmie.
BUMBLEBEE
Wyżej ubliżam wielu odsłonom Transformers, ale z pewnością nie należy do nich najnowszy reprezentant uniwersum pod tytułem Bumblebee. To naprawdę znakomity film pełen świeżości i dynamiki, który – uwaga, uwaga – nie został nakręcony przez Michaela Baya. Ba, to reboot serii, mający zapewnić jej drugie, lepsze życie. Oby się to udało, ja szczerze kibicuję.