Honorowe wzmianki. 10 najlepszych gier 2004 roku
Spis treści
Honorowe wzmianki
- Battlefield Vietnam
- Star Wars: Battlefront
- The Sims 2
- Ninja Gaiden
- Richard Burns Rally
- Silent Hill 4 The Room
- Halo 2
- Unreal Tournament 2004
- Splinter Cell: Pandora Tomorrow
- Sid Meier’s Pirates! 2004
- Joint Operations: Typhoon Rising
- EverQuest II
- Metroid Prime 2: Echoes
- Thief: Deadly Shadows
FlatOut

Wspomina Krzysztof „Draug” Mysiak
Na dzisiejszym rynku samochodówek zieje dziura w kształcie FlatOuta. Z jednej strony mamy BeamNG.drive’a, z drugiej Wreckfesta, ale między nimi jest jeszcze luka na grę właśnie taką jak FlatOut – skupioną na rywalizacji wraków i destrukcji podobnie jak Wreckfest, jednak niesilącą się na realizm torów wyścigowych i osadzającą akcję w plenerze, gdzie rozwałka jest bardziej „pierwotna” i widowiskowa. Mam nadzieję, że studio Bugbear w swoim najnowszym dziele, zanim wypuści je z Early Accessu, jeszcze uraczy mnie takim powrotem do korzeni.

Wspomina Jacek „Stranger” Hałas
W grach wyścigowych zazwyczaj największą frajdę sprawiają mi hotlapy i rozgrywanie „czystych” wyścigów, ale dobrze zrealizowana rozwałka też może być fajna. FlatOut od razu znalazł się na moim radarze i przypomniał mi czasy rozbijania się samochodami w Destruction Derby z pierwszego PlayStation. Wszystko tu zagrało – grafika, widowiskowa destrukcja, fajne trasy i świetny soundtrack. Z perspektywy czasu najmilej wspominam chyba „dwójkę”, choć nie uważam „jedynki” za znacznie słabszą. Fajnie, że studio Bugbear nie zostało zamknięte i choć Wreckfest pod pewnym względami różni się od swego przodka, to i tak mój licznik w grze wskazuje ponad 100 godzin.
Burnout 3: Takedown
Wspomina Norbert „Brucevsky” Szamota
Ponad dwie dekady od premiery, a próżno szukać tytułu, który zdołałby się zbliżyć do poziomu Burnouta 3 wśród arcade’owych ścigałek. Czy można wymarzyć sobie lepszy prezent świąteczny? Wiele sobie wtedy obiecywałem po Takedownie, wkładając płytę do napędu zimą 2004 roku. Wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach, zachęcona notą 10/10 w „Neo Plusie”. Mimo to i tak nie byłem przygotowany na oszałamiające tempo zmagań, na tak znakomitą oprawę, na ten kapitalny soundtrack, który rozbrzmiewa mi w głośnikach nawet wiele lat później, i na ogólną spektakularność rywalizacji zaprojektowanej przez mistrzów ze studia Criterion. Przez kolejne tygodnie Burnout 3 zapewniał mi rozrywkę najwyższych lotów. Walka o złote medale – z podłączoną do konsoli kierownicą, z samochodem mknącym po autostradzie 300 km/h i prześlizgującym się pomiędzy ciężarówkami oraz ślamazarnymi osobówkami – zapisała się w mojej pamięci jako jedno z najlepszych growych doświadczeń. A tryb Crash? Co tu dużo gadać – od tamtego czasu sprawdza się idealnie w roli party game i na oldskulowych spotkaniach ze znajomymi. Burnout 3: Takedown jest najwyraźniej za szybki, by zdołał go dopaść upływ czasu.
Need for Speed: Underground 2
Wspomina Marcin „Nicek” Nic
Ahhh... czasem mam ochotę wrócić do 2004 roku, znowu po raz pierwszy zasiąść za kierownicą samochodu Ford Focus i ścigać się na ćwierć mili niczym Dominic Toretto. Szybcy i wściekli królowali w kinach, a kultura tuningu samochodowego powoli przedostawała się do mainstreamu. A NFS: Underground 2 idealnie uchwycił jego esencję. Niezapomniany soundtrack, a przede wszystkim świetny model jazdy sprawiły, że ten tytuł to jeden z najlepszych NFS-ów w historii. Sam nie pamiętam już, ile czasu spędziłem nad modernizacją mozolnie zdobywanych aut, które były niczym płótno.
Star Wars: Knights of the Old Republic II – The Sith Lords

Wspomina Zbigniew „Canaton” Woźnicki
Seria KotOR do dzisiaj jest jedną z najlepszych gier BioWare. Przedstawia okres, obok późniejszego SWTOR-a, który mnie najbardziej interesuje w uniwersum Gwiezdnych wojen, czyli Starą Republikę i jej zmagania z Imperium Sithów. KotOR II jest praktycznie pod każdym względem lepszy od swego poprzednika i o ile bardziej preferuję Revana jako głównego bohatera, tak już finałowe starcia w „dwójce” były znacznie lepsze.
Syberia II

Wspomina Zbigniew „Canaton” Woźnicki
Syberia II to wciąż świetna przygodówka, która momentami potrafi napsuć krwi (np. zagadką z lemingiem w wiosce Jukoli). Mimo to historia nadal okazuje się angażująca, zwłaszcza sam początek w Romansburgu i klasztorze. Wypada jednak trochę gorzej w porównaniu z tą z „jedynki”. Odarcie z technologii na rzecz mistycyzmu nie do końca mi podeszło, ale to jedynie kwestia samej atmosfery gry. Pod względem rozgrywki pozycja ta utrzymuje poprzedni poziom i jest godną kontynuacją.
Counter-Strike: Source

Wspomina Zbigniew „Canaton” Woźnicki
Gdy większość osób zagrywała się w CS-a 1.6, ja znacznie więcej godzin poświęciłem Source. Być może szukałem czegoś lepszego graficznie i dobrze wspominam tytuł Valve. Dotyczy to nie tylko standardowej rozgrywki, ale i masy map tworzonych przez społeczność, które wywracały gameplay do góry nogami i oferowały np. ślizganie się po skomplikowanych etapach, niczym w Elastomanii, gdzie jedno dotknięcie przeszkody kończyło się śmiercią.

Wspomina Konrad „Eklerek” Sarzyński
O, to o mnie! Setki godzin w kawiarenkach internetowych i wspólne granie ze znajomymi w CS-a 1.6 to obok Tibii jedno z najważniejszych doświadczeń z początków mojej przygody z gamingiem. Counter-Strike: Source był dla mnie prawdziwą rewolucją, choć nie tylko ze względu na zmiany w grze. Bo to mniej więcej wtedy kupiłem znacznie mocniejszy komputer i miałem w domu dostęp do internetu, co pozwoliło grać już nie tylko lokalnie, ale i z mnóstwem toksycznych ludzi w sieci.
A sama gra? Ależ to się stało wypukłe, plastyczne, szalenie realistyczne! CS 1.6 nie czarował grafiką, która była typowo pikselowa i płaska, w dużej mierze umowna. Source wprowadził dużo dokładniejsze modele i poczucie przestrzeni, dosłownie jakby ktoś napompował płaskich graczy i broń, a mapy przestały być tanimi makietami. Trochę mi zajęło przyzwyczajenie się do nowej rzeczywistości, w której chodzenie i strzelanie czuło się zupełnie inaczej, ale była to zmiana bardzo przyjemna. Może z wiekiem człowiek faktycznie staje się zgorzkniały, ale CS2 sprawia mi dużo mniej frajdy, niż wtedy był w stanie dostarczyć poczciwy CS: Source.
Vampire: The Masquerade – Bloodlines

Wspomina Zbigniew „Canaton” Woźnicki
To jeden z najlepszych tytułów RPG, z jakimi miałem do czynienia. Nigdy nie grałem w papierowy oryginał, ale wirtualny Wampir: Maskarada porwał mnie całkowicie. Atmosfera gry jest niesamowita, a opcja dokonywania wyborów i rozwiązywania zadań na kilka sposobów sprawia, że do gry można powracać wiele razy i wciąż odkrywać coś nowego. Jedyną wadę stanowi dość drewniany system walki, z którego nie zawsze da się zrezygnować – do dzisiaj przeklinam starcie z wilkołakiem w parku.
Prince of Persia: Warrior Within

Wspomina Filip „fsm” Grabski
Dusza wojownika to najlepsza część nowego Księcia Persji. Mroczna, wciągająca, z dobrze wykorzystanym pomysłem potwora ścigającego nas przez całą grę (patent zapożyczony z Resident Evila, ale jest dobry, więc nie narzekam) i gitarowym soundtrackiem. W sumie to właśnie te sekwencje, gdy Dahaka goni księcia, a w tle słychać instrumentalne I Stand Alone zespołu Godsmack, zapamiętałem najlepiej. Oklaski!
{ramkaniebieska}
Warhammer 40,000: Dawn of War
Wspomina Mateusz „Krake” Zelek
Warhammer 40,000: Dawn of War jest dla mnie produkcją bardzo osobistą – kupiłem go przez czysty przypadek jakiś czas po premierze. Początkowo totalnie nie mogłem przekonać się do rozgrywki, więc grę sobie odpuściłem. Wróciłem po jakimś czasie i wsiąkłem bez pamięci – zarówno w lore Warhammera, jak i samo Dawn of War. Uwielbiałem fakt, że każda frakcja diametralnie różni się od pozostałych, a mimo to nie czułem braku balansu, co często zdarzało się w ówczesnych strategiach. Mijały dziesiątki i setki godzin, podczas których niekiedy walczyłem za Wyższe Dobro, innym razem za Boga Imperatora, a jeszcze kiedy indziej kierowałem hordą Waaagh! Do dzisiaj uważam tę serię za jeden z najlepszych RTS-ów w historii i regularnie do niej wracam. Głównie za sprawą licznych modów, które zwykle dodają nowe stronnictwa bądź przebudowują gameplay. Dawn of War spowodowało również, że aktywnie zacząłem się wdrażać w modelarstwo, chociaż to hobby przyszło bardzo późno w moim życiu. Pudełkowe wydania „jedynki” są prawdziwą perłą mojej kolekcji gier na PC.
Metal Gear Solid 3: Snake Eater

Wspomina Hubert „hexx0” Śledziewski
Obecne w trzecim MGS-ie elementy survivalowe początkowo trochę zniechęciły mnie do tej gry. Chyba po prostu spodziewałem się podkręconej „dwójki” – produkcji jeszcze bardziej spektakularnej fabularnie, oferującej więcej akcji niż skradania się. Mój błąd. Na szczęście w drugim podejściu do Snake Eater wiedziałem już, czego się spodziewać, więc to mozolne przedzieranie się przez dżunglę przestało być katorgą, a stało się wyzwaniem. Fabuła zaś okazała się tak głęboka i dojrzała, że w pełni zrozumiałem ją dopiero wiele lat po pierwszym przejściu gry. Niezmiernie się cieszę, iż Konami wydało remaster MGS-a 3 na PC, odbierając mi jedyny powód do wyciągania PlayStation 2 z szafy. Oby tylko MGS4 został potraktowany w taki sam sposób.