Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość gry 19 kwietnia 2010, 10:19

autor: Daniel Kazek

W co pograć za darmo - część 3

Trzy tygodnie minęły jak z bicza strzelił. Przez ten czas zebraliśmy informacje o kolejnych pięciu bezpłatnych grach, na które jak nam się wydaje warto rzucić okiem. Tym razem jest to: gra akcji inspirowana starymi filmami (Attack of the 50ft Robot!), przeglądarkowa wersja Zorka (Legends of Zork), logiczna platformówka (Gear), sieciowy FPS z wilkołakami w roli głównej (Wolf Team) oraz polskie wyścigi dla najmłodszych (Buggy Race).

Trzy tygodnie minęły jak z bicza strzelił. Przez ten czas zebraliśmy informacje o kolejnych pięciu bezpłatnych grach, na które jak nam się wydaje warto rzucić okiem. Tym razem jest to: gra akcji inspirowana starymi filmami (Attack of the 50ft Robot!), przeglądarkowa wersja Zorka (Legends of Zork), logiczna platformówka (Gear), sieciowy FPS z wilkołakami w roli głównej (Wolf Team) oraz polskie wyścigi dla najmłodszych (Buggy Race).

Archiwum artykułów:

  1. Część 2 - Combat Arms, osu!, FarmVille, Igneous, Peggle: World of Warcraft Edition, Peggle Extreme
  2. Część 1 - Hedgewars, Frets on Fire, Warsow, Out of Order, Theseus: Return of the Hero

Attack of the 50ft Robot!

Lata pięćdziesiąte XX wieku to w przemyśle kinematograficznych bardzo specyficzny okres. Coraz większą popularnością zaczynały wówczas cieszyć się produkcje sci-fi/horror, głównie klasy B, które dziś na większości twarzy budzą jedynie uśmiech politowania. Attack of the 50ft Robot! inspirowany właśnie takimi filmami (np. tym o ogromnej kobiecie), przenosi nas w ten charakterystyczny czas. I trzeba przyznać robi to w niesamowity sposób.

W co pograć za darmo - część 3 - ilustracja #1

W grze przeistaczamy się w gigantycznego robota oglądanego z perspektywy TPP. Już samo menu stylizowane jest na stare kino samochodowe, gdzie wyświetlany jest pokaz z rozgrywki. W głównym trybie zabawy bierzemy czynny udział w tejże projekcji, występując w roli bezdusznego robota niszczącego elementy miejskiej infrastruktury (coś w stylu Godzilli). Aglomeracja podzielona jest na sektory, których odblokowanie następuje w chwili zrujnowania wskazanej budowli lub też szeregu innych obiektów. Może to być np. wieżowiec, stacja benzynowa, jak i efektownie eksplodująca elektrownia jądrowa. Oczywiście drobni ludzie nie przyglądają się bezczynnie destrukcji, tylko próbują jakoś reagować. Takich samobójczych bądź co bądź ataków dopuszczają się czołgi oraz helikoptery, wyglądające jak marnej jakości zabawki, co jest kolejnym nawiązaniem do technologicznego zacofania filmów z połowy ubiegłego wieku. Na koniec robimy jeszcze porządek z kosmitami, których w bardziej stereotypowy nie sposób chyba było przedstawić.

Degradacja środowiska przebiega w bardzo dynamicznej atmosferze. Zazwyczaj wystarczy jeden cios aby konstrukcja dosłownie zawaliła się jak domek z kart. Co więcej, pomniejsze budynki da się nawet podnosić i ciskać nimi w inne, wybrane cele. Tak samo rzecz ma się z czołgami czy pozostałymi pojazdami. Aktów zniszczenia możemy zresztą dopuścić się na wiele zróżnicowanych sposobów. Nasz robot potrafi np. wzbić się w powietrze i z ogromnym hukiem wylądować, roztrzaskując w drobny mak wszystko dookoła. Na wyposażeniu mamy ponadto laser, którym można razić odległe obiekty, wystarczy tylko rzucić... głową.

W co pograć za darmo - część 3 - ilustracja #2

Gra jak widzicie po screenach jest czarno-biała, przez co momentalnie wprowadza w odpowiedni klimat. Jedyne kolory jakie się przewijają to czerwień (laser, pasek zdrowia) albo róż, służący do oznaczeń celów. W Attack of the 50ft Robot! na pewno warto zagrać, gdyż tematyka jest dość niecodzienna, a i wykonanie niebanalne. Program korzysta z dobrodziejstw biblioteki PsyhX, do działania potrzebując karty grafiki z Pixel Shader 3.0. Twórcy zaimplementowali ponadto funkcję 3D, która wymaga założenia specjalnych okularów. Szkoda tylko, że ten wirtualny film z robotem wielkim na 50 stóp, jest raczej krótkometrażową produkcją.

  1. Oficjalna strona

Legends of Zork

„You are standing in an open field west of a white house, with a boarded front door. There is a small mailbox here” - te słowa przeszły do historii elektronicznej rozgrywki. Tak właśnie zaczyna się Zork: The Great Underground Empire, która przed dwudziestoma laty rozsławiła gatunek tekstowych przygodówek. Uruchomiony w zeszłym roku Legends of Zork to powrót do popularnego niegdyś uniwersum.

Przeglądarkowa wersja marki od samego początku wzbudzała wiele kontrowersji. Jeden z jej z autorów określił ją mianem casual hardcore i coś w tym trzeba przyznać jest, bo jak wiemy, jeśli coś jest do wszystkiego, to z reguły jest do niczego. Według obiegowej opinii gra niewiele ma wspólnego z oryginalną przygodą, a już na pewno pozbawiona jest osobliwego klimatu, z którym kojarzona jest seria. Produkcja w mojej ocenie nie jest jednak taka zła jak się ją kreuje, choć mogłaby być też lepsza.

W co pograć za darmo - część 3 - ilustracja #3

Legends of Zork rozpoczynamy podobnie jak ma to miejsce w słynnym protoplascie. Razem z innymi graczami (bo to przecież MMO) wcielamy się w postać zwolnionego pracownika FrobozzCo International, rozbijając namiot nieopodal słynnego białego domu. W ten sposób rozpoczynamy nowe życie poszukiwacza przygód. Rozgrywka opiera się na zasadach cRPG, czyli rozwijaniu swoich statystyk i pogoni za kolejnymi poziomami doświadczenia. Dzięki nimi odblokowujemy nowe obszary fantastycznej krainy, po której poruszamy się z wykorzystaniem podręcznej mapy. Każdy rejon posiada tzw. bazę (jak White House, Frostham itd.) gdzie odwiedzamy sklepy, inwestujemy w umiejętności, bijemy się z innymi graczami o sławę i generalnie wykonujemy szereg innych czynności.

Lokacje najczęściej opisane są jednak bardzo ogólnie, a ich eksploracja sprowadza się do nudnej jak flaki z olejem walki z potworami. Program oblicza wtedy prawdopodobieństwo wygranej, po czym rzuca kostką. Jeśli wylosowana liczba okaże się mniejsza od szacunku, starcie rozstrzygane jest na naszą korzyść. Dla urozmaicenia czasem trafiamy na pułapki (z którymi jednak też „walczymy”), albo też do sekretnych lokacji, choć poza innym obrazkiem i ewentualną walką z bossem, niczego nadzwyczajnego i tak w nich nie doświadczamy. Sam system walki może i nie byłby taki zły, ale powtarzalność i przewidywalność tych wydarzeń, potrafi bardzo szybko zniechęcić do zabawy.

W co pograć za darmo - część 3 - ilustracja #4

Mimo to istnieje też i jasna strona programu. Mam tu na myśli questy, które są w miarę długimi, podzielonymi na kilka części opowiadaniami, przypominającymi, że mamy tu jednak do czynienia z jednym z Zorków. Wprawdzie nie uczestniczymy w nich interaktywnie, tylko je poznajemy czytając, niemniej choćby właśnie dla nich warto zagrać w tę grę. Takie jest moje zdanie. Teksty naszpikowane są absurdalnym ale i inteligentnym humorem, co z miejsca wprowadza sporo ożywienia do rozgrywki.

Codziennie w grze do rozdysponowania mamy 30 punktów ruchów, które da się spożytkować na potyczki z monstrami albo powroty do bazy. Wystarcza to średnio na kilka, kilkanaście minut zabawy. Legends of Zork z tego co zauważyłem, bardzo zmienił się od czasu debiutu. Gruntownej przebudowie uległ m.in. interfejs, tak więc jeśli ktoś sparzył się na starcie produkcji, może skusi się i da jej jeszcze jedną szansę?

  1. Oficjalna strona

Gear

Gear to druga (po Attack of the 50ft Robot!) w tym przeglądzie produkcja amerykańskich studentów zrzeszonych pod nazwą DigiPen Institute of Technology, a trzecia w ogóle jaka pojawiła się w naszym cyklu. W ostatnim odcinku prezentowaliśmy Was bowiem Igneous, tytuł który również wyszedł spod rąk tych utalentowanych twórców.

Gear należy do gatunku platformówek, choć takich bardziej logicznych, wymagających od gracza oprócz małpiej zręczności niekiedy także zastanowienia się nad problemem. Głównym bohaterem programu jest mały robocik, którego jedna ręką składa się z wystrzeliwanego na linie trybika. Za jego pomocą można przymocować się do określonych punktów, które w wybranym kierunku obracają naszym podopiecznym. I tak niczym Tarzan w dżungli wędrujemy przez świat przedostając się z platformy na platformę, od czasu do czasu zmagając się też z przeszkodami natury umysłowej.

W co pograć za darmo - część 3 - ilustracja #5

W grze nie ma żadnych wrogów, ani czasu. Naszym celem jest po prostu dojść do mety poziomu, najlepiej odnajdując po drodze wszystkie małe trybiki i pewien szczególny chip, który zawsze jest schowany w sekretnej lokacji. Szare komórki przydają się, kiedy trzeba poprawnie poobracać skrawkiem mapy, czy nawet całym poziomem, żeby przejść dalej. Pojawiają się również obszary wodne, kiedy to nasz hak przyjmuje funkcję turbiny, prowadząc naszego sympatycznego bohatera w wyznaczonym kierunku. Poziomów ogólnie jest dziesięć, plus etap z bossem. Niemal każdy z nich utrzymany jest w różnej stylistyce, zabierając nas do lasu, fabryki, na wybrzeże, a innym razem np. do zwariowanego, papierowego świata.

W Gear troszeczkę brakowało mi jednak bardziej rozbudowanych elementów logicznych. Levele z reguły są dość proste i w przeważającej liczbie bazują na zdolnościach manualnych. Właściwie tylko poziom Mind Mapping poważniej zmusza do zastanowienia, przy czym autorzy umożliwiają nawet jego natychmiastowe przejście, tak jakby nie wierzyli w umiejętności graczy.

W co pograć za darmo - część 3 - ilustracja #6

Wspomniane już chipy pozwalają na możliwość edycji zaliczonych poziomów, choć nie sądzę by można to było uznać za trafną nagrodę za trud ich zlokalizowania. Tym bardziej, że z tymi podzespołami może być mały kłopot. Kiedy się zginie po ich odszukaniu, z niewiadomych przyczyn nie zaliczają się one wówczas do statystyk (tak bywało akurat w moim przypadku). To jednak drobna kwestia techniczna, którą w ostatecznym rozrachunku można chyba twórcom wybaczyć. Gra, w której obserwujemy ręcznie rysowaną grafikę, zdobyła jedną z nagród Indie Game Challenge 2010 oraz miała swoje pięć minut także podczas Independent Games Festival 2010. To chyba najlepsza rekomendacja, by tytuł ten zagościł na ekranach Waszych monitorów.

  1. Oficjalna strona

Wolf Team

Nie mogło naturalnie zabraknąć w naszym cyklu miejsca dla FPS-a. W tym odcinku chciałbym Wam przybliżyć Wolf Team od Aeria Games, firmy która w swoim portfolio ma takie popularne tytuły jak Shaiya czy serię Twelve Sky. Co grę wyróżnia w natłoku konkurencji? Na pewno to, że za wyjątkiem człowieka, umożliwia też wcielenie się w postać wilkołaka.

Takie dwie strony konfliktu to oczywiście dwa różne światy. Wątli ludzie potrafią korzystać z różnego rodzaju broni, co daje im przewagę na otwartych przestrzeniach, pozwalając ostrzeliwać agresorów z dystansu. Wilkołak z kolei żeby zaatakować musi blisko podejść, przez co reprezentanci tego gatunku najlepiej czują się w małych pomieszczeniach lub korytarzach. Oprócz tego poruszają się szybciej niż ludzie, są od nich wytrzymalsi oraz potrafią chodzić się po ścianach. To sprawia, że w zależności od wybranej strony, by dopaść przeciwka trzeba działać w oparciu o różne strategie. Szczególnie, że przyjmując rolę mutanta, w akcji uczestniczymy z perspektywy TPP.

W co pograć za darmo - część 3 - ilustracja #7

Decydując się na człowieka mamy pełną gamę środków zniszczenia do wyboru. Różne karabiny, strzelby, pistolety w formie wsparcia, ewentualnie jakieś granaty, co tylko dusza zapragnie. Co ciekawe, wybierając się na misję można zabrać ze sobą aż cztery zestawy broni, które następnie wybiera się po każdym respawnie. Jedynym czynnikiem, który warunkuje ich użycie jest liczba tzw. war points, czyli punktów przyznawanych za poszczególne osiągnięcia na polu bitwy (fragi, zajmowanie strategicznych lokacji etc.). Dzięki temu jeśli nagle uznamy, że okoliczności potyczki się zmieniły i przyda nam się snajperka, po odrodzeniu wystarczy tylko zmienić asortyment. Warto też zauważyć, że nasz rynsztunek można ulepszać, zwiększając np. silę rażenia danej pukawki lub przyspieszając czas jej przeładowania.

Wilkołaki do osiągnięcia swoich celów, poza elementem zaskoczenia, wykorzystują także szereg zdolności. Ich rodzaj zależy jednak od przybranej formy i tak przeistaczając się w odmianę podstawową możemy wykonywać szybkie ataki z powietrza, klasą lodową zamrażać oponentów, a po zainwestowaniu w ducha, nawet zniknąć z ich pola widzenia. Wariantów postaci włącznie z modyfikacjami jest dziewięć, a ich dostępność w grze znów zależy od liczby punktów walki i ustawień samego meczu.

Występujące tryby rozgrywki w Wolf Team z pewnością nie wybijają się ponad przeciętność. Jest to klasyczny Deathmatch, mordowanie w drużynie (z możliwością cucenia towarzyszy), podkładanie bomb lub też zajmowanie konkretnych sektorów na mapie. Jak widać nic nowego, choć można tu bawić się różne sposoby. Przykładowo powołać dwie drużyny wilkołaków lub samych ludzi, jednak z możliwością transformacji w dowolnym momencie.

W co pograć za darmo - część 3 - ilustracja #8

Gra oparta jest na systemie mikrotransakcji, ale jak mogę zapewnić, nie wpływa to negatywnie na balans między sprzętem dostępnym za wirtualne pieniądza, a tym płatnym. Zresztą na start dostajemy od programu całkiem przyzwoity rynsztunek, który w połączeniu z prezentami za konkretną liczbę zabójstw, może wystarczyć na wiele tygodni zabawy. Co mnie też osobiście ucieszyło, broń snajperska jest tu podstawowym, nielimitowanym wyposażeniem.

Wolf Team to na pewno ciekawa gra, ale do ideału dużo jej brakuje. Zastrzeżenia można mieć zwłaszcza do oprawy graficznej, która jest mimo wszystko dość przestarzała. Poza tym postaci poruszają się bardzo sztucznie, a modele (jednakowe dla wszystkich) w mojej ocenie są po prostu brzydkie. Podczas gry towarzyszyły mi zresztą częste lagi, co jak wiemy potrafi nieźle wyprowadzić z równowagi. Tak czy inaczej sądzę, że perspektywa wcielenia się w wilkołaka jest jednak na tyle kusząca, że grę tę, każdy maniak shooterów powinien chociaż wypróbować.

  1. Oficjalna strona

Buggy Race

Ta gra pewnie nigdy by nie zawitała do przeglądu, gdyby nie fakt, że jest ona autorstwa ludzi, którzy pracują również nad innym, o wiele ambitniejszym projektem niż darmowe wyścigi. Twórcy, a są to nasi krajanie, poza Buggy Race, przygotowują rasowego RPG-a o tytule Black Ice Tales - wspomnę o nim co nieco na końcu.

Wracając do Buggy Race, to mamy tu do czynienia z prostymi jak konstrukcja cepa wyścigami dla najmłodszych. Przy czym od razu trzeba zaznaczyć, że chodzi tu naprawdę o dzieci, bo jak sądzę każdy mogący nazywać się już nastolatkiem, po prostu wzdrygnie się na widok tej gry. Najłagodniej rzecz ujmując.

W co pograć za darmo - część 3 - ilustracja #9

Podchodząc do programu, przyznam szczerze, że z początku spodziewałem się produktu stricte sieciowego, cos na wzór Zero Gear, który swego czasu był darmowy na Steamie. Niestety, Buggy Race to pozycja tylko z trybem zabawy jednoosobowej, w której swoje siły sprawdzamy w rywalizacji z komputerowymi przeciwnikami. Na jej potrzeby przygotowano osiem wyścigów po bezdrożach, oddając nam do dyspozycji tytułowe buggy (dwie wersje). Zmagania zaczynamy od terenów górskich, a z czasem przenosimy się na plaże, czy też do śnieżnej doliny. Aby wziąć udział w kolejnych zawodach trzeba zwyciężać, w czym pomagają (albo wprost przeciwnie) porozrzucane na trasie przedmioty. Miejsca drugie i trzecie, mimo iż nagradzane ładnym pucharem, nie uprawniają niestety do awansu.

Cały problem Buggy Race polega jednak na tym, że to gra technicznie ułomna. Podczas ścigania lepiej unikać wpadania na pobocze, bowiem pojazd potrafi wówczas zachować się w kompletnie nieprzewidywalny sposób. Samochodzik może nagle się zatrzymać, obrócić o 180 stopni albo zacząć wykonywać ekwilibrystyczne ewolucje w powietrzu. Doprawdy trudno to przewidzieć. Przyznacie, że w wyścigach o sukcesie powinny decydować wyłącznie umiejętności gracza, a nie tego typu czynniki trzecie, które na domiar złego podnoszą w nieodpowiedni sposób poziom trudności.

W co pograć za darmo - część 3 - ilustracja #10

Z drugiej zaś strony trzeba też pamiętać, że jest to pozycja dla brzdąców, których radować będzie przede wszystkim możliwość jazdy i podziwiana świata. Gra poza tym jest darmowa, zrobiona jak się domyślam w przerwach nad poważniejszą produkcją. Dla niektórych może i okaże się niegrywalna, ale wtedy wystarczy ją zwyczajnie skasować. Jeśli więc Szanowni Czytelnicy szukacie jakiejś gierki dla swoich pociech, Buggy Race może im mimo wszystko dostarczyć trochę frajdy. O ile nie są już na etapie Need for Speeda, czy innych poważniejszych reprezentantów gatunku rzecz jasna. Rozgrywka jest tu bardzo kolorowa, pozbawiona przemocy, a pojazd reaguje z odpowiednim opóźnieniem, czyli z myślą o małym odbiorcy.

Jeśli natomiast chodzi o wspomniany na wstępie Black Ice Tales, to jest to nieukończona jeszcze gra cRPG utrzymana w konwencji dark fantasy, która w produkcji znajduje się już od trzech lat. Jeśli wierzyć twórcom, szykuje nam się właściwie drugi Wiedźmin, choć oczywiście nietrudno też założyć, że na słowach może się tylko skończyć. Niemniej nasi rodacy sprawiają wrażenie dość aktywnych w swoich staraniach, o czym świadczą chociażby systematyczne uaktualnienia i bogata w szczegóły oficjalna strona gry. Czas pokaże co z tego wyniknie.

  1. Oficjalna strona