Ubisoft znów podpadł graczom. Twierdzi, że „wsparcie dla gier nie może trwać wiecznie”, a mikropłatności „wzbogacają” wrażenia z gry
Po nagłośnieniu ostatnich wypowiedzi Ubisoftu gracze głośno dają do zrozumienia, co sądzą o poglądach wydawcy na mikropłatności i wieczne wspieranie gier.

Ubisoft nie wierzy w „wieczne” wspieranie gier, za to uważa, że mikrotransakcje mogą przełożyć się na więcej „frajdy” z grania. Takie stwierdzenia miały paść 10 lipca, m.in. w trakcie spotkania z akcjonariuszami francuskiego wydawcy (w tym graczami; via GameFile / GamesRadar).
Zapewne nikogo nie zaskoczy, że część inwestorów zażądała od przedstawicieli spółki odniesienia się do akcji „Stop Killing Games”. Inicjatywa, która jeszcze miesiąc temu wydawała się skazana na porażkę, w 10 dni zebrała pół miliona podpisów od obywateli Unii Europejskiej. Obecnie petycja zbliża się do celu dodatkowego: 1,4 mln głosów (na wypadek, gdyby część podpisów została uznana za nieważne), a akcję poparł także wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego.
Nie dziwi więc, że akcjonariusz, który wcześniej zapytał Ubisoft o „woke”, zażądał też otwartej deklaracji, czy wydawca popiera tę inicjatywę. Yves Guillemot, prezes firmy, napomknął, że spółka „pracuje nad tym” i nawet wspomniał o niezapowiedzianym projekcie: nowej odsłonie serii Ghost Recon.
Długie wsparcie, ale nie na wieki
Francuz stwierdził, iż Ubisoft daje graczom jasne informacje na temat swoich gier oraz tego, jak długo będzie można w nie grać. Nadmienił także o „opłacie w wysokości jednego euro” za zakup „kolejnej wersji” danego tytułu (co, jak wskazuje dziennikarz Stephen Totilo z Game File, najpewniej odnosi się do promocji na The Crew 2 z września, kiedy to grę można było kupić za 1 euro / 4 złote po wyłączeniu serwerów „jedynki”), co jest „niewielką opłatą” za możliwość kontynuowania zabawy.
Guillemot podkreślił też, że „taki rodzaj problemu” nie jest unikalny dla Ubisoftu.
Wszyscy wydawcy gier wideo borykają się z tym problemem. Dostarczasz usługę, ale nic nie jest z góry przesądzone i w pewnym momencie usługa może zostać zawieszona. Nic nie jest wieczne. Robimy wszystko, co w naszej mocy, aby upewnić się, że wszystko pójdzie dobrze dla każdego gracza i nabywcy, ponieważ oczywiście wsparcie dla wszystkich gier nie może trwać wiecznie.
[…] ostatecznie świadczenie usługi może zostać przerwane, ponieważ z czasem oprogramowanie staje się przestarzałe. Wiele narzędzi staje się nieaktualnych 10 lub 15 lat później. Nie są już one dostępne. Dlatego właśnie wydajemy nową wersję. Mamy więc wersję drugą, a następnie trzecią. Ale najwyraźniej jest to kwestia dalekosiężna i pracujemy nad nią.
Prezes Ubisoftu zdaje się tu odnosić do (jak pisaliśmy) błędnej interpretacji celów SKG, która miała być jednym z powodów względnie niskiego poparcia akcji w pierwszych 11 miesiącach. Dla przypomnienia: organizator akcji wyjaśniał pod koniec czerwca, że nie chodzi mu o wymuszanie na wydawcach nieskończonego wspierania ich gier, lecz o przygotowanie przez nich planów na wypadek zakończenia świadczenia usługi, by pozwolić graczom na kontynuowanie zabawy (w rozmowie z tvgry Ross Scott pół żartem, pół serio stwierdził, iż mogłoby to zwiększyć ceny gier o ok. 50 groszy).
Monetyzacja = frajda?
Ubisoft udostępnił także nowy „uniwersalny dokument rejestracyjny” (via InsiderGaming). W tymże zarząd firmy podkreśla, że „adaptacja monetyzacji w sposób respektujący wrażenia gracza” jest jedną z kluczowych kwestii mających „wzbogacić życie i środowisko graczy”, by ci „mogli w pełni cieszyć się grą” przy zachowaniu pełnego bezpieczeństwa.
Takie stwierdzenie można by obronić: jako deklarację niewprowadzania mikrotransakcji psujących graczom zabawę. Zwłaszcza że w tym samym punkcie wydawca podkreśla potrzebę pozwolenia graczom na cieszenie się grą bez wydawania dodatkowych pieniędzy. Dalej Ubisoft wspomina o „uczciwym i przejrzystym podejściu do monetyzacji” przez oferowanie „angażujących i immersyjnych” wrażeń oraz radości z gry.
Jednakże firma podaje też, że opcjonalne sposoby monetyzacji stosowane przez Ubisoft w grach premium dają graczom większą frajdę z grania przez personalizację ich awatarów lub szybszą progresję, a mikrotransakcje mają wzbogacać doświadczenia nabywców.
Gracze nie widzą „frajdy” w mikropłatnościach Ubisoftu
W zasadzie łatwo zrozumieć, co Ubisoft miał na myśli w obu punktach. Zdaniem firmy możliwość personalizacji gry ma być jej opcjonalną, ale istotną składową, pozwalającą nabywcom czerpać więcej radości z rozgrywki, czy to przez zmianę wyglądu bohaterów, czy też przyspieszenie zdobywania postępów. Nikt też chyba nie oczekuje od wydawców, że będą aktywnie wspierać swoje gry przez 15 lat, zwłaszcza gdy zawierają one poważne i trudne (lub wręcz niemożliwe) do usunięcia luki bezpieczeństwa.
Niemniej umówmy się: większość graczy gwałtownie zareaguje na sugestię, że monetyzacja „wzbogaca” ich wrażenia z gry. Dość rzucić okiem na pierwsze reakcje w mediach społecznościowych: Ubisoft wyraźnie nie zyskał w oczach fanów gier wideo po nagłośnieniu cytatów z tego dokumentu (choćby i niekompletnych).
Owszem, część internautów nie ma nic przeciwko kupowaniu DLC jako formy wspierania twórców – o ile ci okazują szacunek swoim fanom i tworzą dobre gry. Tymczasem w ostatnich latach Ubisoft miał problemy zwłaszcza z tym ostatnim punktem. Co prawda firma nie wydawała absolutnie katastrofalnych tytułów, ale umówmy się: ani Assassin’s Creed: Shadows, ani Star Wars: Outlaws, ani tym bardziej Skull and Bones nie były hitami godnymi „jednego z liderów branży gier wideo” (jak spółka określa siebie od lat w oficjalnych dokumentach).