Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Publicystyka

Publicystyka 29 sierpnia 2016, 13:16

Wojny zbyt prawdziwe – dlaczego deweloperzy boją się współczesnych konfliktów?

W grach odwiedzaliśmy już fronty wojen zarówno przeszłych, jak i przyszłych. Ale tytułów bazujących na współczesnych konfliktach w zasadzie brak. Dlaczego deweloperzy nie podejmują tak ciężkich tematów?

Wbrew temu, co sugerowałby skrajnie pesymistyczny ton niemal każdego serwisu informacyjnego, żyjemy w jednej z najbezpieczniejszych epok w historii ludzkości. Przeciętny obywatel bardziej rozwiniętych państw nie musi bać się epidemii, grabieżczych najazdów z sąsiedniego kraju czy szalejącej przestępczości. Nie wszędzie jest jednak tak różowo. Na Ziemi toczy się obecnie kilkadziesiąt konfliktów: zarówno tych na szeroką skalę, pochłaniających tysiące ofiar, jak trwająca już od pięciu lat i skutkująca katastrofą humanitarną wojna domowa w Syrii, jak i pomniejszych, regionalnych potyczek z partyzantami w Angoli, Demokratycznej Republice Konga czy Iranie. Ale o ile literatura, kino czy telewizja starają się poruszać te kwestie, o tyle twórcy gier wideo niezbyt chętnie sięgają po tematykę współczesnych starć.

Niedawne IS Defense to dowód na to, że poważny temat może stać się podstawą dla naprawdę bardzo prostej gry. - 2016-08-29
Niedawne IS Defense to dowód na to, że poważny temat może stać się podstawą dla naprawdę bardzo prostej gry.

Spójrzmy na inne media. Książek, szczególnie reportaży, o dzisiejszym Iraku, Afganistanie czy Syrii w księgarniach znajdziemy aż nadto. Z kolei na srebrnym ekranie w ostatnich latach mogliśmy zobaczyć zarówno rozgrywające się współcześnie zwykłe „akcyjniaki”, jak np. Ocalony, jak i inteligentne polityczne dramaty, w których wyspecjalizowała się Kathryn Bigelow. Wśród seriali nagrody zbiera kontrowersyjny Homeland, w planach jest również Black Flags – ekranizacja bestsellera opowiadającego o powstawaniu i wzroście potęgi tzw. Państwa Islamskiego. Tymczasem gry wideo stoją jakby w rozkroku pomiędzy futurystycznymi produkcjami w fikcyjnych realiach a nieustającym zamiłowaniem do tematyki II wojny światowej. Od czasu do czasu w interaktywnej rozrywce pojawia się interwencja militarna Stanów Zjednoczonych w Wietnamie, za sprawą kolejnego Battlefielda przeniesiemy się też na pola bitew I wojny światowej – a współczesnych konfliktów nadal brakuje. Co nie oznacza, że nie znaleźli się deweloperzy, którzy by tego podejścia nie spróbowali. Niestety, zazwyczaj przedsięwzięcia te kończyły się marnie.

Twórcy przedostatniej części Medal of Honor zaryzykowali i pozwolili graczom wziąć udział w operacjach w Afganistanie – po czym zostali wprost zalani falą protestów. - 2016-08-29
Twórcy przedostatniej części Medal of Honor zaryzykowali i pozwolili graczom wziąć udział w operacjach w Afganistanie – po czym zostali wprost zalani falą protestów.

Wspomnijmy chociażby Medal of Honor z 2010 roku – tytuł, który pozwalał graczowi przeżyć operacje oparte na prawdziwych wydarzeniach z inwazji na Afganistan. O ile pod względem samej rozgrywki dzieło studia Danger Close okazało się całkiem solidnym FPS-em, tak tuż po premierze zdecydowanie głośniej niż o samej grze zrobiło się o kontrowersjach wokół niej. Wzbudziła je głównie możliwość wcielenia się w talibów w trybie multiplayer. Sami twórcy stwierdzili, że wymagały tego realia: „Tak jak w dziecięcych zabawach ktoś musi być policjantem, a ktoś złodziejem, w Medal of Honor niektórzy gracze wcielą się w terrorystów”.

Nie przekonało to jednak opinii publicznej – ówczesny minister obrony Wielkiej Brytanii wezwał do bojkotu tego tytułu, nazywając go „obrzydliwym” oraz „antybrytyjskim”: „Szokuje mnie fakt, że ktokolwiek pomyślał, iż akceptowalne jest naśladowanie zbrodni talibów wobec naszych wojsk”. W podobnym tonie wypowiadał się jego kanadyjski odpowiednik. Ostatecznie zewnętrzne naciski zmusiły Danger Close do zastąpienia nazwy „talibowie” neutralnymi „siłami przeciwnymi”, ale nawet wówczas gry nie dopuszczono do sprzedaży na terenie amerykańskich baz wojskowych ze względu na szacunek dla żołnierzy biorących udział w konflikcie. Dla deweloperów Medal of Honor okazało się przedostatnią produkcją, jaką stworzyli; po wydaniu chłodno przyjętej kontynuacji w 2012 roku zespół z Los Angeles został rozwiązany, zaś kultowa marka FPS-ów odstawiona przez wydawców na półkę.

Choć krążyły pogłoski, że studio Atomic Games ukończyło prace nad Six Days in Fallujah, tytuł prawdopodobnie nigdy nie ujrzy światła dziennego. - 2016-08-29
Choć krążyły pogłoski, że studio Atomic Games ukończyło prace nad Six Days in Fallujah, tytuł prawdopodobnie nigdy nie ujrzy światła dziennego.

Na tę chwilę trudno znaleźć jakiekolwiek większe produkcje, które nawiązywałyby do tematyki współczesnych wojen. Jest jednak pewna nadzieja, że polski Sniper: Ghost Warrior 3 zdecyduje się na poruszenie kwestii wojny rosyjsko-gruzińskiej z 2008 roku – ogrywany przez jednego z naszego redaktorów fragment rzucał nas właśnie do Gruzji i dziwne byłoby całkowite pominięcie sprawy Abchazji oraz Osetii Południowej. By dowiedzieć się czegoś konkretnego, próbowaliśmy skontaktować się ze studiem CI Games – niestety, najwidoczniej nie chce ono ujawniać żadnych szczegółów z fabuły swego najnowszego dzieła.

Jeszcze gorszy los spotkał Six Days in Fallujah. Tytuł, tworzony przez studio Atomic Games, miał przedstawiać prawdziwe wydarzenia z operacji Phantom Fury w Faludży, gdzie w listopadzie 2004 roku starły się ze sobą siły amerykańskie oraz iraccy rebelianci. Jak twierdzili sami deweloperzy, o rozpoczęcie prac nad grą poprosili ich żołnierze, którzy brali udział w walkach. Szybko jednak okazało się, że opinia publiczna nie jest pozytywnie nastawiona do tego pomysłu. Nie pomógł fakt, że twórcy przeprowadzili wywiady z historykami, dowódcami wojskowymi, członkami marines, a nawet irackimi bojownikami i że określali swoją produkcję mianem survival horroru właśnie ze względu na nacisk położony na psychologiczny aspekt bitwy. Ramię w ramię przeciwko Six Days in Fallujah stanęli weterani, wysoko postawieni urzędnicy oraz organizacje pacyfistyczne, twierdząc, że tworzenie gry o traumatycznych wydarzeniach sprzed niespełna pięciu lat świadczy o braku wrażliwości i szacunku dla osób, które zginęły w Faludży. Firma Konami, która miała wydać dzieło Atomic Games, najwidoczniej przerażona negatywnym odbiorem tytułu wycofała się z tego niecały miesiąc po oficjalnej zapowiedzi (!), zaś samo studio od pół dekady nie stworzyło żadnej gry.

Activision może wysłać serię Call of Duty w kosmos, ale nie daj Boże, by miała ona trafić we współczesne realia. - 2016-08-29
Activision może wysłać serię Call of Duty w kosmos, ale nie daj Boże, by miała ona trafić we współczesne realia.

Trudno więc dziwić się deweloperom, że niechętnie przeznaczają duże pieniądze na gry pokazujące współczesne konfrontacje zbrojne. Skoro istnieje niebezpieczeństwo, że tytuł – niezależnie od swej jakości – i tak wzbudzi kontrowersje, po co ryzykować? Znacznie łatwiej napisać scenariusz z sensownie zarysowanym fikcyjnym konfliktem, który nie spotka się z oburzeniem weteranów. Tak właśnie czynią największe marki: akcja Battlefielda 3 toczy się przecież w dużej mierze na Bliskim Wschodzie, z kolei w Modern Warfare 2 odwiedzamy Afganistan, zawsze jednak w ramach wymyślonej przez scenarzystów wojny. Ale nawet niezależni deweloperzy wolą nie wtykać kija w mrowisko – choć oczywiście są odosobnione przypadki czerpiące z występujących na świecie sytuacji zapalnych, takie jak chociażby polskie IS Defense, w którym mierzymy się z inwazją bojowników z tzw. Państwa Islamskiego. Tutaj jednak kontrowersje posłużyły za napęd dla marketingu, sama gra ma bowiem niewiele do zaoferowania – to bardzo ograniczona strzelanka, w której naszym jedynym celem jest zabijanie kolejnych fal wrogów.

Przyczyny takiego stanu rzeczy można szukać w postrzeganiu interaktywnej rozrywki: choć branża rok w rok udowadnia, że potrafi podejmować poważne tematy, dla wielu to nadal tylko zabawa dla dzieci lub niezbyt dojrzałych dorosłych. „Pamiętajmy, że mówimy tu o grach wideo, czyli bardzo młodym medium” – przypomina Timo Ullman ze studia Yager Development. – „Nadal uczymy się, jak podchodzić do niektórych zagadnień”. Timo wraz ze swoim zespołem ma na koncie wydane w 2012 roku Spec Ops: The Line – tytuł skupiony nie na jak najbardziej efektownej akcji, a na tragicznej historii o tym, co czyni wojna z osobami przez nią dotkniętymi. Ale nawet tak poważna produkcja nie została osadzona w prawdziwych realiach. Ullman tłumaczy, że deweloperzy nie chcieli rezygnować z pełnej narracyjnej swobody: „Postawiliśmy sobie za cel opowiedzenie historii, która mierzyłaby się z problemami niejednoznaczności pojęć dobra i zła oraz szczerych intencji, prowadzących do katastrofalnych konsekwencji. Unikając tematyki trwających obecnie konfliktów, ustrzegliśmy się też popadnięcia w sztampowość. Gdybyśmy osadzili Spec Ops: The Line w Iraku czy Afganistanie, odbiór fabuły byłby pewnie kompletnie odmienny”. Fikcyjne starcia nie ograniczają zresztą kreatywności nie tylko scenarzystów, ale i projektantów rozgrywki.

Twórcy Spec Ops: The Line czerpali inspiracje z „Jądra ciemności” Josepha Conrada i filmowego „Czasu apokalipsy”, toteż gra momentami zmienia się z klasycznego TPS-a w psychologiczny horror. - 2016-08-29
Twórcy Spec Ops: The Line czerpali inspiracje z „Jądra ciemności” Josepha Conrada i filmowego „Czasu apokalipsy”, toteż gra momentami zmienia się z klasycznego TPS-a w psychologiczny horror.

Jak bowiem pokazuje trwająca obecnie wojna z tzw. Państwem Islamskim w Syrii, niewiele zależy już od pojedynczego żołnierza. O ile bowiem kurdyjska milicja potrafiła w bardziej tradycyjny sposób odzyskać chociażby Kobane, tak największe straty dżihadyści ponoszą za sprawą nalotów syryjskich sił rządowych, Amerykanów oraz Rosjan. Część z nich to zresztą zasługa nie klasycznych myśliwców, ale bezzałogowych dronów – dopadły one chociażby egzekutora ISIS, „Jihadi Johna”. Jak realistycznie oddać taką specyfikę starć w grze wideo i jednocześnie nie zanudzić gracza? To ciężki problem, szczególnie w przypadku FPS-ów. W strategiach jego rozwiązanie byłoby nieco łatwiejsze, choć trudno też być podekscytowanym, gdy ma się świadomość, że jedyną karą w razie niepowodzenia misji będzie utrata kilku dronów...

Choć studio 11 bit nie zdecydowało się na umiejscowienie This War of Mine w ramach rzeczywistego konfliktu, tytuł i tak zmienił postrzeganie gier wojennych. - 2016-08-29
Choć studio 11 bit nie zdecydowało się na umiejscowienie This War of Mine w ramach rzeczywistego konfliktu, tytuł i tak zmienił postrzeganie gier wojennych.

Co ciekawe, podobnych wątpliwości jak możliwość wcielenia się w talibów nie wzbudzała nigdy opcja wskoczenia w buty nazistów. Np. we wcześniejszych odsłonach Call of Duty jedna ze stron nazywała się „Państwa Osi”, ze swastyką oraz krzyżem celtyckim na flagach. Nie było więc wątpliwości, że część graczy musi walczyć jako zwolennicy reżimu, który pochłonął miliony ofiar i po dziś dzień kładzie się cieniem na historii Europy. Tym bardziej więc intrygujący jest powód, dla którego nie słychać było w związku z tym głośniejszych protestów.

Ale oczywiście tego typu kwestie to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Osadzone we współczesnych wojnach gry wideo, z założenia skupione na rywalizacji jednej strony z drugą, mogłyby służyć podsycaniu antagonizmów. Był to zresztą jeden z argumentów, które ostatecznie przyczyniły się do wycofania z Medal of Honor możliwości wcielania się w talibów: co, jeśli osoby o ekstremistycznych poglądach znajdą przyjemność w strzelaniu do żołnierzy amerykańskich czy brytyjskich? I o ile wizja dżihadystów, którzy z padem w ręku śmieją się złowieszczo z każdego „headshota” podczas rozgrywki w sieci wygląda w najlepszym wypadku mało prawdopodobnie, a w najgorszym – po prostu komicznie, tak już samo rozumowanie na pewno nie jest błędne.

Weźmy na warsztat This War of Mine, produkcję, w której wcielamy się w cywili w oblężonym mieście. Trudno nie domyślić się, że tytuł polskiego studia 11 bit czerpie inspiracje z konfliktu na Bałkanach, który miał miejsce w latach 90. Warszawiacy nie postawili jednak graczy w roli Bośniaków, Serbów czy Chorwatów. „Mieszkańcy tamtych regionów nadal mają do siebie – co zrozumiałe – ogromny żal za wydarzenia z wojny jugosłowiańskiej” – tłumaczy jeden z deweloperów, Paweł Miechowski. „Zamiast skupiać się na tym, że cywile są ofiarami bez względu na otoczenie, narodowość czy religię, wywoływali kłótnie o przyczyny dramatu, jaki rozegrał się w Sarajewie”. Ponadto skoncentrowanie się na tematyce, a nie na politycznym i historycznym tle, poszerzało grono odbiorców: „W ten sposób uczyniliśmy grę uniwersalną dla każdego, choćby pochodził z tak odległej od europejskich konfliktów Ameryki Południowej”.

Ale choć twórcy się do tego nie przyznają, jednym z głównych powodów omijania szerokim łukiem tematyki współczesnych wojen jest też bez wątpienia fakt, że zmusza ona do przyjęcia pewnej postawy politycznej. W historii napisanej kilkadziesiąt lat temu sprawa jest znacznie prostsza: wrogami są naziści lub komuniści, zaś „ci dobrzy” to alianci, przeważnie Amerykanie. Toczące się teraz starcia pozostają natomiast w odcieniach szarości. Stany Zjednoczone walczą dziś z talibami, jednak niechętnie przyznają się do tego, że za czasów zimnej wojny popierały ich działania przeciwko Sowietom. Inwazja na Irak była uzasadniana m.in. niebezpieczeństwem posiadania broni masowego rażenia przez Saddama Husajna, nigdy jednak nie znaleziono dowodów, by taka broń w ogóle istniała.

Czy wyobrażacie sobie na przykład skalę kontrowersji, jaką wywołałaby niesławna scena ataku białym fosforem w Spec Ops: The Line, gdyby dzieło Yager Developments nie było osadzone w fikcyjnej wariacji Dubaju, a w Faludży, gdzie Amerykanie rzeczywiście użyli tego środka, a jego ofiarami byli nie tylko rebelianci, ale i ludność cywilna? W opinii publicznej gry wideo nie są jeszcze traktowane na równi z kinem czy literaturą; poruszanie przez deweloperów ciężkich politycznych tematów niekoniecznie jest mile widziane, bo przecież „to tylko rozrywka”.

Na ten moment deweloperzy zdecydowanie wolą zajmować się perspektywą trzeciej wojny światowej niż trwającymi aktualnie konfliktami. - 2016-08-29
Na ten moment deweloperzy zdecydowanie wolą zajmować się perspektywą trzeciej wojny światowej niż trwającymi aktualnie konfliktami.

Ale dobra wiadomość jest taka, że interaktywna rozrywka zaczyna coraz dobitniej domagać się prawa głosu. Każdego roku na rynku pojawiają się tytuły, mierzące się z naprawdę poważnymi zagadnieniami. Papers, Please zmagało się z dyskryminacją i totalitaryzmem, nadchodzące Need To Know oraz Orwell skupią się na problemie utraty prywatności i inwigilacji. A skoro deweloperzy chcą i mogą z sukcesami podejmować taką tematykę, to zapewne kwestią czasu jest, kiedy zaczną produkować gry odnoszące się do tak ważnych spraw jak trwające konflikty.

„Interaktywna rozrywka to także sposób na opowiadanie historii, który jednak potrzebował czasu, by dojrzeć i wytworzyć odpowiednie środki, umożliwiające przedstawianie trudnych tematów” – twierdzi Miechowski ze studia 11 bit. – „Gry nie muszą skupiać się na akcji czy komedii; mogą być też dramatem bądź tragedią. To tylko kwestia czasu, by zaczęły radzić sobie z tym tak dobrze jak filmy”. Wtóruje mu Timo Ullman: „My mieliśmy dobre powody, by nie korzystać ze współczesnych konfliktów, ale użycie ich jako tła przez innych deweloperów bynajmniej nie jest niemożliwe”. A skoro sugerują to sami twórcy gier, to kto wie? Może kolejna produkcja pokroju właśnie This War of Mine czy Spec Ops: The Line będzie toczyć się w dzisiejszym Kabulu albo Aleppo...

Jakub Mirowski

Jakub Mirowski

Z GRYOnline.pl związany od 2012 roku: zahaczył o newsy, publicystykę, felietony, dział technologiczny i tvgry, obecnie specjalizuje się w ambitnych tematach. Napisał zarówno recenzje trzech odsłon serii FIFA, jak i artykuł o afrykańskiej lodówce low-tech. Poza GRYOnline.pl jego materiały na temat uchodźców, migracji oraz zmian klimatycznych publikowane były m.in. w Krytyce Politycznej, OKO.press i Nowej Europie Wschodniej. W kwestii gier jego zakres zainteresowań jest nieco węższy i ogranicza się do wszystkiego, co wyrzuci z siebie FromSoftware, co ciekawszych indyków i tytułów typowo imprezowych.

więcej