filmomaniak.pl Newsroom Filmy Seriale Obsada Netflix HBO Amazon Disney+ TvFilmy
Filmy i seriale 12 września 2007, 12:43

autor: Arkadiusz Grzegorzak

Uwe Boll - artysta niezrozumiany

Dwa lata temu miałem okazję robić wywiad z Uwe Bollem. W rozmowie okazał się on być sympatycznym, zakochanym w kinie facetem. Opowiadał o swojej walce, o blaskach i cieniach bycia niezależnym filmowcem.

Spis treści

Uwe Boll, najbardziej kontrowersyjny reżyser filmów dla mas, odpiera atak fanów, robi unik i wyprowadza śmiertelny cios. Publiczność wrze (ze złości). Boll unosi ręce do góry w geście tryumfu. „Jedno zdanie, dla naszych widzów doktorze Boll?”. „Ja” – odpowiada Uwe, a potem cedzi do reporterskiego mikrofonu: „Bloodrayne 2, Postal, Dungeon Siege...”.

Uwe Boll kontratakuje!

No i proszę, w tym roku Uwe Boll przygotował dla nas nie jedną, a trzy ekranizacje gier komputerowych. Wróć, nie ekranizacje, tylko luźne adaptacje ekranowe. Jak dobre są te filmy, czy doktorowi Bollowi wreszcie się poprawiło? – o tym właśnie jest artykuł, który czytacie.

Zawsze być może jeszcze raz gorzej

Wypada zacząć od Bloodrayne 2: Deliverance. Pierwsza część była przygodowym horrorem w realiach bliżej nieokreślonego średniowiecza. W filmie wystąpiła plejada gwiazd na czele z Michaelem Madsenem, Benem Kinglsey’em oraz Kristanną Loken i jej nagimi piersiami, ale nie za wiele to pomogło. Bloodrayne to słaby film ze źle zaaranżowanymi walkami, scenariuszem, który ciągnie się jak sejmowe obrady i muzyką rodem z włoskiego kina lat siedemdziesiątych. Każdy, kto oglądał, chyba się ze mną w tej materii zgodzi.

Zatem uda mi się pewnie zaskoczyć Szanownych Czytelników, gdy wyjawię straszną prawdę: oryginalna Bloodrayne przy kontynuacji jawi się niczym Obywatel Kane! Część druga jest gorsza i to duuuużo gorsza.

Zacznijmy od fabuły. Oto oglądamy naszą dzielną Rayne w realiach Dzikiego Zachodu. Ma ona powstrzymać grupę wampirów chcących stworzyć podwaliny nowego świata w miasteczku Deliverance. Dostajemy więc mix westernu i horroru gore, bo krew leje się potokami. Pomysł może i dobry, choć z grami o seksownej wojowniczce nie mający nic wspólnego... Problem w tym, że wykonanie filmu jest koszmarne. Blodrayne 2: Deliverence to sequel-prosto-na-video (ang. direct-to-video – często używa się skrótu dtv) a.k.a. sequel dvd. Ilekroć natkniecie się na to pojęcie, miejcie się na baczności. To prawie tak, jakby na pudełku napisać: badziew.

Sequele na video korzystają z okropnej receptury: bierzemy niezbyt nowy, ale i niezbyt stary DOBRY film, który podobał się publiczności. Następnie na kolanie piszemy scenariusz „kontynuacji”. Może być zupełnie nielogiczny, może nawet nie mieć nic wspólnego z oryginałem, ważne natomiast, żeby planów zdjęciowych było jak najmniej, a całość dało się nakręcić w około 20 dni. Następnie aplikujemy miniaturowy budżet. Pieniądze są niczym przyprawy: jak najmniej, bo potrwa nie wyjdzie! Wszystko to koniecznie w „zalewie” braku szacunku dla oryginalnego materiału, siebie jako twórcy (tfu-rcy?) i swego filmu! Voila!

A teraz będziecie musieli naprawdę wysilić swoje szare komórki: wyobraźcie sobie, że robimy sequel dvd z filmu Uwe Bolla. Co wychodzi? Sromota! Film nakręcony jest „z ręki” – to znaczy kamera nieustannie drga, w wyniku czego kadr jest tak roztrzęsiony, że można dostać ataku apopleksji. Barwy są szare, mętne, wyblakłe, improwizowane chyba bez wcześniejszych storyboardów.

Najgorzej jest jednak ze scenariuszem i grą aktorską. Fabuła praktycznie nie istnieje i szkoda na nią czasu. Głównym przeciwnikiem Rayne jest Billy the Kid, który okazuje się być... wampirem z Transylwanii i żałosną mimikrą Drakuli. Dobry (w innych rolach) aktor Zack Ward, który tą postacią wpisze się do panteonu najgorszych filmowych wampirów wszech czasów. Jego kreacja jest manieryczna, przesadzona, irytująca. Aktor w wywiadach wspominał, że nie zajmował się studiowaniem postaci Kida po tym, jak reżyser powiedział mu, że to rumuński wampir mający trzysta pięćdziesiąt siedem lat... Skoncentrował się. Biednie to wyszło. W rolę Rayne wciela się Natassia Malthe. Może to wina zbyt małej ilości dubli, ale jej gra również pozostawia sporo do życzenia. Malthe dobrze wypadła w D.O.A., tutaj ma minę, jakby sama do końca nie mogła uwierzyć, w czym występuje.