- Recenzujemy Tenet, Czarną Wdowę oraz inne filmy, których nie widzieliśmy
- Tenet
- Czarna Wdowa
- Pętla
- Power
- Nowi mutanci
- Wonder Woman 1984
Power

- Co to? Czysta definicja poprawności, czyli film oryginalny Netflixa w pigułce
- Reżyser: Henry Joost, Ariel Schulman
- Data premiery: 14 sierpnia 2020
- Ciekawy koncept fabularny – tabletki zapewniające temporalne supermoce;
- Charyzmatyczny tandem aktorski, Foxx i Gordon-Levitt, robicie to dobrze;
- Zwolnione tempo wygląda tu spektakularnie (a mamy 2020 rok);
- Porządnie zrealizowany, poprawnie napisany…
- …jednocześnie mało odkrywczy na poziomie samego prowadzenia historii;
- Nuuudny drugi plan.
Opinie o Netfliksie są różne, ale na pewno trzeba mu przyznać jedno: nikt tak dobrze nie dotrzymuje terminów. Co prawda, nowe produkcje ogłaszane są zaledwie miesiąc przed premierą, a więc w momencie, w którym są praktycznie gotowe do wyświetlenia na naszych ekranach. Nie zmienia to faktu, że kiedy Netflix mówi „A”, to następne w kolei zawsze jest „B”. Ostatnio platforma zorganizowała ściśle określoną ofensywę rynkową, starając się zapełnić lukę po kinie superbohaterskim. W tych smutnych czasach bez Marvela i DC fajnie jest sobie czasem obejrzeć coś świeżego i niezobowiązującego o gościach z nadludzkimi zdolnościami. Najpierw więc było doskonale przyjęte The Old Guard z Charlize Theron, teraz w sukurs idzie mu Power.
Kiedy słyszymy o filmie superhero bez udziału znanego z popkultury herosa, to musi nas zaciekawić sam pomysł wyjściowy na fabułę. W tym przypadku Power spełnia swoje zadanie wręcz doskonale. Na ulicach Nowego Orleanu pojawia się tajemniczy narkotyk, który w losowy sposób wpływa na każdego potencjalnego konsumenta (ale najczęściej kończy się to zyskaniem jakiejś supermocy). Sytuacja w mieście wymyka się spod kontroli, a substancja szybko staje się czymś w rodzaju zakazanego owocu. Do potencjalnego źródła rozsiewu tabletek stara się dotrzeć dosyć osobliwa trójka bohaterów – glina, wojskowy i dilerka. Każdym z nich żądzą inne motywy, ale razem mogą zdziałać o wiele więcej niż osobno.
Relacje te zostają wygrane wręcz fantastycznie i wielka w tym zasługa dwóch utalentowanych aktorów z wielkim stażem w Hollywood. We wściekłego żołnierza wciela się wiecznie buntowniczy Jamie Foxx (którego znacie z tytułowej roli w Django Quentina Tarantino), a w roli policjanta zobaczymy sympatycznego Josepha Gordona-Levitta, który po kilku latach przerwy w końcu wraca do poważnego grania (nie licząc dziwnego epizodu w niemieckiej produkcji). Cała reszta obsady po prostu sobie jest i nie wychodzi poza pewne utarte schematy. I to raczej nie jej wina, bardziej obstawiałbym na brak pomysłów scenarzystów, jeżeli chodzi o rozwinięcie pozostałych charakterów. Szczerze mówiąc, nic w tym zaskakującego czy też godnego pogardy. To, niestety, standard w obecnych blockbusterach.
Na chwytliwym koncepcie i sprawnie rozpisanych relacjach wzbogaconych o wartościowe kreacje aktorskie można oprzeć cały film. Dlatego też Power ostatecznie broni się jako artystyczna całość, choć nie odkrywa Ameryki w kontekście narracyjnej oryginalności. Pomysł ma w tym przypadku prymat nad fabułą. A gdzieś między tymi dwoma elementami plasuje się akcja – wartka i przyjemna dla oka ze znakomitym wykorzystaniem slo-mo. Każdy spisywał ten środek stylistyczny na wymarcie, a tu się okazuje, że nie tylko Matrix potrafił bawić się tempem przeszywających ciała pocisków.

DRUGA OPINIA
Ach, gdyby tylko Netflix przestał pokazywać całą fabułę filmu w zwiastunach, byłoby tu miejsce na jakąś niespodziankę. Tymczasem największym zaskoczeniem jest fajny scenariuszowy pomysł na pozyskiwanie i używanie niezwykłych umiejętności, cała reszta wpisuje się w schemat niezłego filmu na Netfliksie, na który byśmy narzekali bardziej, gdyby przyszło nam zapłacić za seans w kinie. Z drugiej strony, taka namiastka wysokobudżetowego filmu jest w tych czasach jak znalazł – dostępna na wyciągnięcie ręki. Jamie Foxx jest uniwersalnym, zdolnym aktorem (który musi wygłaszać frazesy typu „to nie jest film, to życie”), Joseph Gordon-Levitt jest rzadkim widokiem w ostatnich latach, więc miło się na niego patrzy, a Rodrigo Santoro jest zawsze charyzmatycznym złoczyńcą. To wszystko plus kilka fajnych efektów daje efekt kolejnej produkcji, która szybciutko wylądowała w światowym TOP 10 streamingowego giganta.
Filip „fsm” Grabski
