Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 14 marca 2003, 14:27

autor: Krzysztof Mielnik

Platformówki, które... nauczyły mnie skakać

To zastanawiające, że gatunek, który jeszcze niecałą dekadę temu tak dumnie przewodził wszystkim wydawanym ówcześnie produkcjom, w chwili obecnej – nie licząc kilku wyjątków rocznie, coraz mniej zresztą znaczących – przestał istnieć...

Spis treści

Seria „Dizzy”

Rok produkcji: 1988 – 1992

Producent: Codemasters

Grałem na: C64, Amidze, PC

Przygody człapiącego jaja (Ouć... ‘political correctness’ nakazywałaby raczej napisać: Jaja) towarzyszyły mi w przygodzie z komputerem odkąd tylko sięgam pamięcią, aż po połowę lat ’90, kiedy to ostatecznie przesiadłem się na maszyny nowej generacji. Omawianie poszczególnych odsłon, zważywszy na ich przytłaczającą ilość (choć nie wszystkie były platformówkami), zajęłoby pewnikiem miejsce kolejnego artykułu. Wszystkie one, może poza malutkimi wyjątkami, gwarantowały bowiem masę frajdy na najwyższym poziomie.

Cała historia rozpoczęła się od gry „Dizzy”, wydanej w ’88 roku. Małe jajko o znanym już Wam imieniu żyło sobie spokojnie na wsi w Katmandu. Sielanka panująca w okolicy nie podobała się mieszkającemu nieopodal czarnoksiężnikowi zwanemu Zaksem. Aby uprzykrzyć życie tamtejszym mieszkańcom, wpadł on więc na pomysł, aby podczas rozgrywanych cotygodniowo meczów krykieta, stanowiących ich główną atrakcję, wywoływać ulewy. Na to Dizzy pozwolić nie mógł! Celem do pokonania złego Zaksa było zgromadzenie czterech składników, pozwalających sporządzić specjalny wywar. Tu rozpoczęła się nasza wyprawa. Gierka polegała na chodzeniu po okolicy i rozwiązywaniu zadań, za które otrzymywało się potrzebne elementy...

„Treasure Island” zapadła w mej pamięci przede wszystkim z racji frustracji (wcale nie czuję, że rymuję;), jakie przeżywałem, starając się przejść ją z jednym li tylko „życiem” na koncie. Świetny „Prince of York Folk” (skonwertowany w ’93 roku na PC), wnoszący ciekawe patenty „Spellbound”... Ach, podobne podtytuły można by wymieniać długo. Każdy z nich krył w sobie coś, czego nie dało się dostrzec w poprzednim.

Ostatnią częścią, w którą miałem niewysłowioną przyjemność zagrać na wysłużonym Commodorku, stało się „Crystal Kingdom”. Wydanie tej gry u progu 1992 roku wzbudziło powszechną euforię wśród wszystkich fanów Dizzy’ego. Produkt ten był niemal czterokrotnie większy, niż ostatnia z gier serii. Pojawiła się możliwość wpisania kodów, pozwalająca na wkroczenie do akcji w dowolnym momencie. Również pod względem graficznym gra zdecydowanie wybiła się ponad poprzedniczki! Legenda najbardziej znanego jajka świata znalazła więc godne uwieńczenie swej kariery...

W taki właśnie sposób definitywnie skończyły się złote dla tego gatunku lata ’80.

I chociaż najpiękniejsze „perełki” w świecie platformówek miały nadejść już po wkroczeniu w następną dekadę, to właśnie miniony okres zapisał się w pamięci graczy najtrwalej, najokazalej, najcudowniej...

C.D.N

mały_miś