- Małe role wielkich aktorów - 10 cameo, których się nie spodziewaliśmy
- Matt Damon – Thor: Ragnarok
- Samuel L. Jackson – Iron Man
- David Bowie – Zoolander
- Keith Richards – Piraci z Karaibów: Na krańcu świata
- Shakira – Zwierzogród
- Michael Jackson – Faceci w czerni II
- Cate Blanchett – Hot Fuzz
- Keanu Reeves – Chyba na pewno ty
- Cezary Pazura – Dzień Świra
David Bowie – Zoolander

- Jak długo trwa cameo: w sumie kilkadziesiąt sekund
- Co to za film: Stillerowa komedia o zapomnianym supermodelu walczącym o powrót na szczyt
- Gdzie obejrzeć: Chili, iTunes Store
Ben Stiller, twórca Zoolandera, od początku marzył o tym, by w filmie wziął udział ten legendarny muzyk (i aktor – Bowie również w tej dziedzinie wykazywał się naprawdę niespotykanym talentem). Specjalnie z myślą o nim rozpisał scenę, którą ostatecznie zobaczyliśmy na ekranie. Na początku jednak Stiller wcale nie był pewien, czy Bowie zgodzi się w niej zagrać. Ku jego uradowaniu muzyk uznał to za świetny pomysł i niedługo potem pojawił się na planie.
Bowie jest tu Davidem Bowiem. Jego zadaniem jest ocena występu dwóch rywalizujących modeli – tytułowego Dereka Zoolandera (Ben Stiller) i Hansela McDonalda (Owen Wilson). Wygląda bardzo stylowo, emanuje charyzmą i zupełnie nie wydaje się osobą, która na aktorstwo ma w swoim napiętym grafiku niewiele czasu.
Bo David Bowie pojawiał się w filmach w przerwach pomiędzy koncertowaniem i tworzeniem muzyki. Kiedy jednak już to czynił, robił to z prawdziwym przytupem. Współczesnej widowni dał się poznać jako Nikola Tesla z Prestiżu, wcześniej zagrał Andy’ego Warhola w Basquiat – Taniec ze śmiercią, Poncjusza Piłata w Ostatnim kuszeniu Chrystusa i chyba przede wszystkim Johna Blaylocka w niestety trochę zapomnianej Zagadce nieśmiertelności. Może świadomość, że niektórzy rodzą się tak wszechstronnie uzdolnieni, bywa nieco przygnębiająca, ale już zobaczenie przez kilkanaście sekund Davida Bowiego w filmie, w którym nie spodziewaliśmy się jego udziału, może z nawiązką nam to wynagrodzić. No dobra, a przynajmniej mi wynagradza.
Bill Murray z kolei pojawił się w Zombieland. Zagrał samego siebie. Tyle że w postapokaliptycznej wersji. Fanom aktora to jednak nie przeszkadzało i udział aktora w produkcji spotkał się z niezwykle ciepłym przyjęciem widzów i recenzentów. Niektórzy nawet podwyższali oceny filmowi ze względu na sam udział w nim Murraya. To oczywiście zupełnie nieprofesjonalne. Ale tak, też bym tak zrobił.
