#ReleaseTheSnyderCut. Liga Sprawiedliwości Snydera to dobry film!
- Liga Sprawiedliwości to dobry film, ale historia jego powstania jest ciekawsza
- Batman v Superman v Oczekiwania fanów v Oczekiwania wytwórni v Styl Snydera v Dwaj różni scenarzyści v Marvel
- #ReleaseTheSnyderCut
- Liga sprawiedliwości Zacka Snydera – recenzja
#ReleaseTheSnyderCut
Popkultura powoli uczy się słuchać fanów, ale dla wielu edukacja była bolesna. Disney załapał dopiero przy The Mandalorian, a Warner Bros – przy Snyder Cut.
Tak wyrazista osoba jak Snyder musiała przecież znaleźć swoich fanów. Jak się okazało, tych miłośników zebrało się naprawdę wielu (mimo że jego filmy są „za mroczne”). I z biegiem wydarzeń dołączali do nich kolejni. Coraz więcej ludzi z tej grupy – oraz internetowi recenzenci – zaczęło zauważać, że sytuacja z Justice League jest nie w porządku i że studio praktycznie wykastrowało całkiem interesującą wizję.

Przyznam, że niektórzy w sieci wypowiadają się jak egzaltowani kosmici, a przynajmniej przybysze z innego wymiaru. Hejterzy wojujący z każdym, komu nie leżał Snyder, oczywiście też się znaleźli, a ja współczuję ludziom, którzy oberwali od takich napastników. Niby dzień jak co dzień w Internecie, ale cały ten atak pozostawił jednak brzydką rysę na całokształcie. Niemniej wiele fanek i fanów Snydera to po prostu zorganizowane i konsekwentne skurczybyki, które doprowadziły do małej rewolucji. A z biegiem czasu skurczybyki te dostawały coraz więcej amunicji.
Do sieci wyciekały kolejne, na początku skąpe, informacje o tym, jak wyglądała pierwotna wizja Snydera. To intrygowało, przynajmniej na papierze miało sens, a posmaku i poczucia straty czegoś ciekawego dodały koncept arty przedstawiające np. terraformowane tereny oraz bardziej drapieżnego Steppenwolfa. Było coś magicznego w składaniu tych wyobrażeń do kupy. Krążyły nawet pogłoski i spekulacje, że wersja reżyserska ukaże się w formie komiksu. Materiały nęciły i nakręcały pytanie: „Co by było, gdyby… ?”.
Wyobraźnia została tak bardzo napompowana, że w końcu fani skrzyknęli się pod sztandarem #ReleaseTheSnyderCut. Tag zaczął trendować, a ludzie za nim stojący dokonywali coraz bardziej spektakularnych osiągnięć. Dość powiedzieć, że przedstawiciele ruchu byli widoczni na zlotach, w tym ComicConach, a petycja o wypuszczenie filmu doczekała się prawie 180 tysięcy podpisów. Zebrali też pół miliona dolarów na Amerykańską Fundację Przeciwdziałania Samobójstwom (eng. American Foundation for Suicide Prevention), mając w pamięci, co stało się z córką Snydera. Reżyser był im za to wdzięczny.

Możliwe, że Snyder Cut skończyłoby pomiędzy miejskimi legendami, ale stało się inaczej. Autor postanowił dołożyć do pieca i potwierdził zdjęciem wrzuconym na Twittera, że owszem, taka wersja istnieje. Gwiazdy stanęły murem za reżyserem i dzieliły się wiadomym hashtagiem – jak się okazało, Snyder nie jest najlepszym publicznym mówcą, zwłaszcza na Twitterze, gdzie każdy zwrot może doprowadzić do eksplozji, ale ekipy filmowe go uwielbiają. Kula śnieżna nabrała rozpędu.
Warner Bros. przez jakiś czas szło w zaparte i udawało, że nie ma takiego filmu, ale zostało wykupione przez AT&T, doszło do zmian w zarządzie i nagle istnienie obrazu dostrzeżono. Więcej, dostrzeżono w nim potencjał dla nowej platformy, HBO Max, która bardzo potrzebowała mocnych tytułów, by przyciągnąć subskrybentów. Po długich negocjacjach Snyder dostał 70 milionów na dokrętki, machina ruszyła, a Internet co jakiś czas dostawał całkiem intrygujące trailery. Zaczęło się od pamiętnego teasera z Cohenowskim Hallelujah, które dla jednych podbiło statystyki żenadometru, a dla innych było tryumfalnym okrzykiem faceta, który wrócił, choć postawiono na nim krzyżyk.
HBO Max przez jakiś czas nie było pewne, w jakim formacie wypuści tytuł, ale ostatecznie pozwoliło na premierę w formie prawie czterogodzinnego filmu. Mają rozmach, trzeba przyznać.
Snyder Cut a przyszłość
Snyder już od dawna nie był uzależniony od sukcesu tego filmu. Gdy otrząsnął się z żałoby, postanowił wrócić do poczciwych zombiaków i nakręcił dla Netflixa Army of the Dead, które debiutuje w maju i być może odpali nowe uniwersum. A Justice League? Reżyser dokończył film, by zrealizować wizję. A w celu zapewnienia sobie pełnej swobody twórczej zrezygnował z honorarium.
I tym sposobem dochodzimy do dnia dzisiejszego. Już pisałem, jaki jest ten film. Pytanie, czy to wystarczy, by przekonać kogokolwiek, by dał zielone światło kontynuacji oraz czy będzie wola, by takową nakręcić. Taki był pierwotny plan, na to samo wskazuje zakończenie wierne oryginalnemu zamysłowi. Cóż, tym razem wszystko w naszych, widzów, rękach. Jeśli słupki będą się zgadzać, a dostatecznie liczni fani odpowiednio głośno i wyraźnie zażądają kontynuacji – może coś z tego być. Hashtag #RestoreTheSnyderVerse już krąży po obrzeżach sieci i czeka, by zaatakować. HBO Max potrzebuje spektakularnego sukcesu, najlepiej na miarę Gry o Tron. Nie wiem, czy Justice League Snydera będzie takim taranem, ale swoje już zrobiło. Pokazało, że nawet gdy w grę wchodzą grube miliony dolarów, warto zaufać fanom i twórcom, którzy mają specyficzny styl.
Widzicie, Snyder już nie potrzebował tego filmu, ale my – tak. Takiego widowiska po prostu nam brakowało. Choć Ligę wypuszczono na VOD, z otwartym zakończeniem, to jest to kompletne, pełne doświadczenie kinowe. Może nawet bardziej niż ostatnie Marvele. Idzie zrozumieć, czemu Snyder zaszarżował z Hallelujah i dedykacją filmu córce. Wierzył w ten projekt. Już wiemy dlaczego.
