Batman v Superman v Oczekiwania fanów v Oczekiwania wytwórni v Styl Snydera v Dwaj różni scenarzyści v Marvel. Liga Sprawiedliwości Snydera to dobry film!
- Liga Sprawiedliwości to dobry film, ale historia jego powstania jest ciekawsza
- Batman v Superman v Oczekiwania fanów v Oczekiwania wytwórni v Styl Snydera v Dwaj różni scenarzyści v Marvel
- #ReleaseTheSnyderCut
- Liga sprawiedliwości Zacka Snydera – recenzja
Batman v Superman v Oczekiwania fanów v Oczekiwania wytwórni v Styl Snydera v Dwaj różni scenarzyści v Marvel
Powiedzmy to sobie wprost. Batman v Superman to ciąg przepięknych obrazów, ale średniawy film, w którym fabułę sklejono na ślinę. Po części to wina Snydera i jego scenarzystów (Davida Goyera i Chrisa Terrio, który dołączył później). Jeśli żadnemu z nich nie zapaliła się lampka przy scenie „save Martha”, to nie wiem, komu powinna się zapalić. Drobne zmiany mogłyby uczynić tę sekwencję sensowną – np. gdyby Clark powiedział, by Batman ratował jego matkę, a potem do Nietoperza dotarłoby, że ten obcy na sterydach to czyjś syn, zwykły chłopak z Kansas. Ale tak się nie stało i film Batman v Superman przeszedł do historii jako paliwo do memów oraz satyrycznych filmików. I to mimo faktu, że prócz zdjęć broniła się muzyka (to tam zadebiutował znakomity motyw dla Wonder Woman od Junkie XL), postać Batmana i aktorstwo.

Niestety to, co zaczynało się jako całkiem ambitny thriller z superbohaterami, skończyło jako przeładowany CGI bełkot, w którym upchano materiał na pięć filmów. Youtuber Filmento wysnuł teorię, że zgryz częściowo wynikał z faktu, że szkielet wiodący do wielkiego starcia z kleksem CGI nakreślił inny scenarzysta niż ten, który kończył film. Zaczynał David Goyer, który woli efekciarskie rozpierduchy (choć pomagał przy Mrocznym rycerzu), a kończył i nadpisywał, zwłaszcza pierwsze akty, znany z offu oraz Operacji Argo Chris Terrio.
Do części problemów – tak jak upadku kinowego Justice League – przyczyniło się spanikowane studio. Spóźnionemu Warner Bros. paliło się pod siedzeniem po sukcesie Marvela/Disneya, więc studio to próbowało nadgonić kilka lat budowania uniwersum przed Avengersami w jednym filmie. Z tego powodu wciśnięto w obraz milion wątków i zapowiedzi do Batman v Superman. Film zarobił ostatecznie 873 miliony dolarów, ale uczynił to kosztem reputacji wytwórni i po części reżysera. Dlatego przy następnym projekcie – wyczekiwanym Justice League – przydzielono Snyderowi dwóch aniołów stróżów, w tym Geoffa Johnsa, scenarzystę komiksowego DC, którzy mieli pilnować, by Ligę kręcono w lżejszy sposób.
Batman v Superman wybroniło się komercyjnie, ale Justice League nie miało już tego szczęścia. Film, który zobaczyliśmy w kinie... cóż. Przy odrobinie wysiłku mogliśmy się znośnie bawić. Jeśli oczywiście przetrawiliśmy byle jaką papkę, czerstwe żarciki i wątki poszatkowane przez montażowy blender tak, aby wszystko dało się upchnąć w dwóch godzinach. Film przyniósł 657 milionów dolarów, co przy budżecie rzędu 300 milionów i dużo wyższych oczekiwaniach wyglądało na porażkę. To niespójny obraz, który sprawia wrażenie, jakby kręciło go dwóch różnych reżyserów o tak odmiennym podejściu, że bardziej się nie da. I tak właśnie było.
Whedon na ratunek, tylko że nie
Pierwotnie Justice League miało być trylogią przeciągającą bohaterów przez wszystko, co najgorsze – choć ze szczyptą humoru – by na koniec odzyskali nadzieję i stanęli do walki. Studio naciskało, by zredukować projekt do dwóch filmów, na co Snyder się zgodził. Poszedł też na dalsze kompromisy, ocieplił ton filmu. Kiedy jednak prace były na ukończeniu, wydarzyła się tragedia. Taka prawdziwa i niszcząca człowieka. Adoptowana córka Snydera popełniła samobójstwo. Reżyser oraz żona (producentka) jeszcze przez jakiś czas próbowali radzić sobie z tragedią poprzez pracę, ale lecieli na oparach. Snyder odpuścił, zabrał z pracy laptop z nieobrobioną wersją i postanowił zająć się wielodzietną rodziną.

Dzieci (część z adopcji) i żona byli dla niego ważniejsi niż ambicje i szarpanie się o kontrolę nad dziełem. Kiedy Snyder już przetrawił traumę, opowiadał, że z utraconą córką, Autumn, łączyła go szczególna więź. Dziewczyna była zdolną pisarką i dzieliła pasje ojca do bombastycznych historii sf, fantasy czy nawet grozy. To było dla niego ważne – utalentowana córka i wyrwa, którą po sobie zostawiła. A co z Justice League? Pozbawioną ostatecznych efektów specjalnych wersję zamierzał pokazywać znajomym jako ciekawostkę.
Tymczasem Warner było przerażone, bo w materiale, który zostawił Snyder, widziało powtórkę z mrocznego tonu Batman v Superman (choć z większą ilością humoru i bez „save Martha”). Dostrzegali na horyzoncie widmo finansowej porażki, więc ściągnęli Jossa Whedona, wtedy jeszcze bez bagażu zszarganej skandalami reputacji. W końcu było to midasowe dziecię kina i telewizji, które wydało na świat Buffy, Firefly, kilka udanych komiksów i wreszcie Avengers. Zebrał już jedną drużynę bohaterów i wypchnął ją do wyścigu po miliard dolarów, więc co mogło pójść nie tak? Miał zresztą dla DC nakręcić Batgirl. Chyba już nie nakręci…

Widzicie, spotkałem się – także w rozmowach z redaktorami GOL – z pytaniem, po co oglądać tę wersję reżyserską, skoro byliśmy na tym w kinie / widzieliśmy to na VOD? Dlatego że w tej chale, którą widzieliście w kinie, materiału Snydera było może 30–40 minut, i to z przerobionym kontekstem. Pierwotnie chodziło tylko o lekkie poprawki, ale ostatecznie Whedon zastąpił Snydera i z polecenia WB wywalił, co się dało, a potem nakręcił lżejszego, prostackiego blockbustera z tak bezbarwnym złoczyńcą, że aż zęby bolały. I efektami, przez które pękało szkliwo. Podobno zrobił, co mógł, ale wyszło jak zawsze. Zack Snyder nigdy nie oglądał tej wersji.
Plan na kinowe uniwersum DC się zmienił, WB postawiło na luźno lub wcale niepowiązane ze sobą obrazy i momentami to nawet procentowało. Raz było rewelacyjnie (Joker), trzy razy sympatycznie i dochodowo (Aquaman, Wonder Woman, Shazam), a ostatnio średnio (Birds of Prey) i fatalnie (Wonder Woman 1984). Ben Affleck wcielający się w Batmana u Snydera opuścił pokład, zostawił solowy projekt o Batmanie, który przejął Matt Reeves. W międzyczasie wydarzył się Covid, który wszystko zamroził, ale miesiące wcześniej rozpoczęło się coś jeszcze.
