Kłopoty w raju. Hideo Kojima – wszystko, co musicie wiedzieć
- Hideo Kojima – wszystko, co chcieliście wiedzieć, ale baliście się zapytać
- Różowe lata osiemdziesiąte
- No trzymajcie mnie, bo skończę robić tę serię, no trzymajcie!
- Kłopoty w raju
Kłopoty w raju
Z silną pozycją w Konami Hideo Kojima mógł sobie pozwolić na jeszcze więcej zabawy z fanami. Metal Gear Solid V: The Phantom Pain (grę, która miała być oczywiście ostatnią odsłoną serii robioną przez Kojimę, a złośliwy los sprawił, że faktycznie tak się stało, choć to nie Hideo o tym zadecydował) zapowiedziano po raz pierwszy na Spike Video Game Awards 2012 jako zupełnie nową markę The Phantom Pain, tworzoną rzekomo przez szwedzkie studio Moby Dick. Fani MGS-a nie zawiedli – na podstawie kilku poszlak udało im się dociec, że to żadna nowa marka i żadni Szwedzi, tylko stary Kojima znowu próbujący zrobić ich w konia.
Natomiast Silent Hills – nową odsłonę podupadłej, acz kultowej serii, którą przekazano Kojimie – zapowiedziano, wypuszczając do sieci tajemnicze demko horroru zatytułowane P.T. Jego ukończenie, co bez solucji nie było łatwą sprawą, ujawniało, iż w rzeczywistości jest to zapowiedź nowego projektu twórcy cyklu Metal Gear i jednocześnie nowa odsłona serii Silent Hill.

Kiedy jednak do premiery The Phantom Pain zostało ledwie kilka miesięcy, z Konami zaczęły dobiegać niepokojące doniesienia. Początkowo nie dawaliśmy im wiary. Wydawało się nierealne, aby człowiek, który był w zasadzie twarzą japońskiej firmy, mógł zostać z niej usunięty. Nie minęło jednak wiele czasu, a w 2015 roku otrzymaliśmy potwierdzenie tych informacji. Kojima nie tylko został zwolniony – rozwiązano też jego zespół, całkowicie skasowano Silent Hills i wymazywano informacje o jego udziale w produkcji wcześniejszych gier. 30 lat, jakie Hideo Kojima spędził w Konami, nagle stało się niczym.
Niejasna natura tych wydarzeń sprawiła, że wiele osób uznało je za kolejną zagrywkę Kojimy – szokującą kampanię reklamową MGSV, wymyśloną przez człowieka, który uwielbia grać na emocjach fanów. Ba, nawet dziś, 4 lata po zwolnieniu, gdy Kojima kończy tworzyć nową grę we własnym studiu, nie brakuje zwolenników teorii, że to wszystko jest częścią jakiegoś wyjątkowo wymyślnego planu reklamowania Death Stranding. Lata zabawy z graczami nauczyły ich nieufności i doszukiwania się spisków oraz większego planu we wszystkim, co robi Kojima.
ŻYCIE PRYWATNE
Chociaż Kojima to prawdziwy celebryta świata gier, ujawniający niejednokrotnie naturę showmana, dba on przy tym o zachowanie w sekrecie szczegółowych informacji na temat swojego życia prywatnego. Wiemy wprawdzie, że mieszka w okręgu Setagaya w Tokio, że od wielu lat jest żonaty i ma dziecko, ale imię małżonki czy nawet płeć dziecka pozostają nieznane.

Do dziś nie wiemy, dlaczego tak naprawdę Hideo został usunięty z Konami. Najbardziej wiarygodna i chyba najmniej sensacyjna teoria zakłada, że poszło po prostu o pieniądze. Kojima chciał uczynić The Phantom Pain swoim największym dziełem i był gotów szlifować grę do oporu, pompując w nią kolejne miliony dolarów aż do punktu, w którym nie miałyby one szansy się zwrócić. Szefostwo wielkiej korporacji w końcu powiedziało temu dość. Teorię te potwierdzają zresztą wypowiedzi samego Kojimy, nonszalancko wygłaszane w czasach, gdy jeszcze miał posadę w Konami:
Szczerze mówiąc, mam zamiar dotknąć wielu tabu i poważnych zagadnień, które mogą okazać się ryzykowne. Nie jestem nawet pewien, czy uda mi się wydać grę, a jeżeli tak, to czy w ogóle znajdzie ona wystarczającą liczbę nabywców. Jako twórca chcę jednak podjąć to ryzyko.
Hideo Kojima
Sławny deweloper musiał mieć świadomość, jak ryzykowne są jego wypowiedzi i działania:
Nie powinienem tego mówić przy ludziach zarządzających Konami, ale w przyszłości chciałbym poświęcać mniej uwagi pieniądzom, danym demograficznym i tak dalej. Chcę być wolnym strzelcem i robić gry, o których zawsze marzyłem. Praca twórcza wymaga dużej ilości pieniędzy, ale branżowy biznes powoli wypala mnie od środka.
Hideo Kojima
Pewny własnego geniuszu artysta chcący bez chodzenia na kompromisy tworzyć ponadczasowe dzieło kontra liczący pieniądze zarząd, któremu coraz trudniej temperować zapędy wizjonera – to konflikt, który łatwo sobie wyobrazić. Dość wiarygodnie brzmią też doniesienia o tym, że prezes Konami zapatrzył się na rynek gier mobilnych, potrafiący zapewnić zyski porównywalne z dochodami z gier AAA przy znacznie niższych nakładach finansowych, i działania Kojimy były mu nie na rękę. Zaskakujące są natomiast plotki o skandalicznym traktowaniu pracowników w Konami i utrudnianiu znalezienia nowej pracy tym, którzy zostali zwolnieni razem z Hideo – to ciężkie do uwierzenia, by ludzie zarządzający tak wielką firmą mieli okazać się tak bardzo małostkowi. Niezależnie od powodów zwolnień konflikt na pewno można było zakończyć w bardziej elegancki sposób.
STAN LEE VS. HIDEO KOJIMA
Przypatrując się karierze japońskiego twórcy i jego relacjom z Konami, trudno oprzeć się wrażeniu, że już gdzieś widzieliśmy podobny schemat działania. Stan Lee, człowiek, którego talent w dużej mierze przyczynił się do sukcesu Marvela i MCU, w 1939 roku rozpoczął pracę w Timely Comics (późniejsze Marvel Comics). Początkowo był zaledwie asystentem i nikt nie traktował go szczególnie poważnie. Z czasem – za sprawą nowatorskich jak na tamte czasu i tamto medium metod promocji – wbrew włodarzom Timely/Marvela, stał się ojcem komiksowej rewolucji w Ameryce.
Stan Lee dokonał tego poprzez autokreację swojej osoby na kartach komiksu (bezpośrednio zwracał się do swoich czytelników we wstępach i posłowiach zeszytów komiksowych) oraz dzięki charakterystycznemu i rozpoznawalnemu stylowi, który przyjął. Wkrótce każdy fan Spider-Mana czy Tony’ego Starka wiedział, kto jest ojcem uwielbianych superbohaterów (nawet pomimo faktu, że przecież Stan Lee ich nie narysował!). Nieszczególnie podobało się to ówczesnemu szefowi Stana, Martinowi Goodmanowi. Z opublikowanych dotychczas książek i biografii (m.in. Stan Lee. The Man Behind Marvel, polskie wydanie: Stan Lee. Człowiek-Marvel) wiemy, że Goodman wielokrotnie torpedował pracę sławnego redaktora, krzyżując mu plany i zmuszając Stanleya do forsowania swoich pomysłów w mniej spektakularny, ale równie skuteczny sposób (przykładowo, pierwszy komiks o Spider-Manie Stan „przemycił” w zeszycie Amazing Fantasy vol. 1 w 1962 roku, ponieważ Goodman nie zgodził się na publikację historii o Człowieku Pająku). Pozycja pracownika, który wówczas nie zajmował kierowniczego stanowiska w firmie, nie mogła podobać się bowiem lubiącemu kontrolę szefostwu. Widzicie tu podobieństwo?
Nowy początek
Wyrzucenie z Konami to był cios, który nie znokautował pięćdziesięciosześciolatka. Kojima dokonał czegoś naprawdę imponującego – w ciągu czterech lat zbudował od zera nowe studio deweloperskie i właśnie kończy w nim pracę nad projektem klasy AAA. Projektem, który z każdej strony krzyczy, że tym razem Japończyk został spuszczony ze smyczy i tworzy bez jakiegokolwiek nadzoru.
Death Stranding to dzieło skrajnie dziwne i intrygujące – obejrzeliśmy już sporo zwiastunów fabularnych, widzieliśmy gameplaye, a i tak nie mamy większego pojęcia, czym będzie ta gra ani jaką opowie historię. Chyba nie przesadzę, pisząc, że to najbardziej tajemnicza produkcja wysokobudżetowa naszych czasów. A że tworzy ją Hideo – równie dobrze to, co już o niej wiemy, może okazać się fałszywym tropem.
Sam Kojima zaś jest w siódmym niebie, bo choć ciągle nie udało mu się dostać do Hollywood, znalazł sposób, by wciągnąć je w swój świat. Do pracy nad Death Stranding zwerbował znanych aktorów, takich jak Norman Reedus i Mads Mikkelsen, oraz słynnego reżysera – Guillermo del Toro. Po latach udało mu się spełnić swoje wielkie marzenie – i zrobił to na własnych warunkach.
Historia japońskiego producenta to fenomen w branży – tam, gdzie poległ Peter Molyneux, gdzie przegrał Chris Roberts, gdzie poddał się John Carmack, Kojima postawił pomnik, który ciężko będzie zburzyć. Wszyscy tego potrzebowaliśmy. I nie chodzi tu tylko o etos pracy, o jego burzliwe losy w Konami, ale również o owo niezbędne w tej branży megalomaństwo i autokreację. Interaktywna rozrywka potrzebuje kogoś, kto wyjdzie przed szereg, gdy mainstreamowe media będą donosić o szkodliwości gier. Kojima – czy akceptujemy jego świat, czy też nie – tworzy dzieła niejednoznaczne, pogłębione i w wielu aspektach właśnie artystyczne. Taki wizerunek zmienia zasady gry.
Z wielką mocą wiąże się jednak także wielka odpowiedzialność, by przytoczyć raz jeszcze słowa zmarłego niedawno Stana Lee. Hideo ma przed sobą nie tylko premierę jego najbardziej bodaj „hermetycznej” produkcji – przed nim również sprawdzian z bycia celebrytą branży. Czy pozostanie wirtuozem i dyrygentem elektronicznej rozrywki i czy sprosta jako autorytet? To dopiero jest wyzwanie. Przekonamy się, czy to mu się udało, już 8 listopada.
