Potęga making of. Historie o powstawaniu gier są ważne
Spis treści
Potęga making of
Te mechanizmy potrafią zresztą działać na inne produkty. Na początku wspominałem o McLarenie F1. Wiecie, lubię szybkie, ryczące wozy, które do tego ładnie skręcają, ale większość super- i hipersamochodów to już w moich oczach przesada. Niewątpliwie ładne rzeczy, ale czy mają zastosowanie w praktyce? Z jednym wyjątkiem – pojazdem stworzonym przez ekipę pewnego obsesyjnego, dążącego do perfekcji Brytyjczyka – Gordona Murraya.
Coś w tej historii konstruktorskiej sprawiło, że stwierdziłem: tak, jeśli kiedyś życie da mi możliwość, muszę przejechać się tą maszyną. Że układ tłoków, łożysk, sprężyn, kabli i reszty części pracujących pod karoserią składa się na coś więcej niż przedmiot użytkowy – składa się na perfekcję i na historię, którą chcę poznać, której chcę dotknąć, doświadczyć, zanim zostanie wymazana (za rozwalenie jednego z egzemplarzy możemy podziękować Elonowi Muskowi) – bo przecież wszystko przemija.
Cóż... Wiemy, jak jest. Marne szanse, że zasiądę za kółkiem prawdziwego auta tej marki albo że w ogóle będzie mnie stać (dziś te wozy chodzą po kilkadziesiąt milionów złotych – macie drobne?) na stanie obok takiego. Ale pierwsze czy drugie Diablo (w sumie te gry mają sporo wspólnego z McLarenem – to owoce lat 90. i pionierskiego, oślego uporu, a ich potencjał odkryto i wydobyto przypadkiem) po lekturze Zostań na chwilę i posłuchaj mogę spokojnie odpalić. I też spojrzę na nie choć trochę inaczej niż wcześniej. I znowu będę się świetnie bawić.