Schizma z TESO – aby zapobiec aktom kanibalizmu. Co Bethesda musi ogarnąć, żeby TES 6 się udało
- Bethesda, ogarnij to, a The Elder Scrolls 6 się uda. Nasze pomysły
- Schizma z TESO – aby zapobiec aktom kanibalizmu
- TES 6 potrzebuje wizji i przełomu
Schizma z TESO – aby zapobiec aktom kanibalizmu
Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego Bethesdzie tak bardzo nie spieszy się z TESVI? Jeśli choć raz o tym pomyśleliście, na pewno ustaliliście przyczynę. Tak, to The Elder Scrolls Online. Między tą grą a „pierwotnym” The Elder Scrolls wcale nie ma tak głębokiej przepaści, jak mogłoby się wydawać. Zespół z ZeniMax Online dołożył starań, by miłośnicy Skyrima odnaleźli się również w TESO – ku niezadowoleniu entuzjastów gatunku MMORPG spod znaku WoW-a – i wielu faktycznie doznało nawrócenia. Czy niżej podpisany też się do nich zalicza? Nie potwierdzam i nie zaprzeczam.

W tej sytuacji TES 6 musi być postrzegane przez zarząd ZeniMax Media (spółki matki Bethesdy) jako potencjalna wewnętrzna konkurencja dla produktu, który już ugruntował sobie pozycję na rynku i przynosi stały, zapewne niebagatelny przychód. Innymi słowy, zarząd nie życzy sobie mieć w portfolio dwóch gier, które by się wzajemnie „kanibalizowały”. Chcecie wiedzieć, czy obecny czas to dobry czas dla Bethesdy, aby zacząć puszczać parę z ust na temat The Elder Scrolls VI? Monitorujcie, ile osób gra w TESO. Cóż, trend malujący się na wykresie raczej Was nie uszczęśliwi... Tak, w tej grze istnieją mikropłatności.
No chyba że... hmm... No chyba że Bethesda wymyśli, jak TESVI mogłoby koegzystować z The Elder Scrolls Online. Osadzenie akcji tego pierwszego poza kontynentem Tamriel, w jakimś zupełnie nieznanym, dzikim rejonie planety Nirn? Stopniowe przekształcanie tego drugiego w MMORPG z krwi i kości, coraz mniej przystępne dla graczy singlowych? Prawdę mówiąc, trudno mi wyobrazić sobie scenariusz, w którym te dwa byty stałyby się prawdziwie rozłączne względem siebie. Aczkolwiek projektanci gier zaskakiwali nas przecież już nie raz i nie dwa.

Nie obawiajcie się jednak. Bethesda czuje presję i nie zamierza zwlekać w nieskończoność. Już zwiastun (teaser) z 2018 roku był tego świadectwem. Szacuję, że minie jeszcze jakieś pięć lat, a potem TESVI zacznie nabierać namacalnych kształtów – bez względu na to, czy TESO do tego czasu wyzionie ducha, czy też nie. Otwarte pozostaje tylko pytanie, jakie to będą kształty...
Technicznie pieszczoty – aby odciążyć moderów
Wspominaliśmy już o technologicznych innowacjach, które Bethesda obiecuje wdrożyć w swoim silniku na potrzeby Starfielda oraz – w domyśle – The Elder Scrolls VI. To zbożny zamiar i należy mu przyklasnąć. Zwłaszcza jeśli w parze z obsługą graficznych błyskotek na miarę dziewiątej generacji konsol pójdą chociażby nowe narzędzia dla animatorów – zdaje się, że na tym polu twórcy Skyrima są do tyłu bardziej niż na jakimkolwiek innym. W każdym razie wizerunkowi Bethesdy na pewno nie zaszkodziłoby, gdyby materiałami z nowej gry zdołała zrobić na graczach takie wrażenie jak półtorej dekady temu, kiedy to zapowiadała Obliviona. Tak, tak, marzenia ściętej...

Niemniej innowacje to nie wszystko, co powinni mieć na uwadze inżynierowie pracujący pod okiem Todda Howarda. Równie ważna jest solidność ich rzemiosła. Nieomal do rangi porzekadła urosło rozpowszechnione w sieci twierdzenie, że gdzie deweloper Bethesdy nie może, tam modera pośle – by dokręcił optymalizację, naprawił błędy, załatał dziury. A gdyby tak dla odmiany zwolnić moderów z tego „obowiązku” i jeszcze przed premierą dopieścić grę, aby „po prostu działała”? Chyba nic nie zaszokowałoby antyfanów bardziej.
Paradoksalnie mogłoby to pomóc scenie moderskiej, która zamiast łatać dziury w asfalcie, mogłaby zająć się od razu wytyczaniem nowych dróg w nieznane.
