Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość pozostałe 23 listopada 2009, 10:01

autor: Grzegorz Bobrek

Uwe Boll kontratakuje trzecią częścią cyklu BloodRayne

Uwe Boll, powszechnie znany wśród graczy niemiecki reżyser, pomimo ostrej krytyki kontynuuje swoją karierę. Kolejną próbę udowodnienia światu swego wybitnego talentu będzie trzecia część filmowego cyklu BloodRayne, adaptacji gry akcji o wampirzycy walczącej z nazistami i ponadnaturalnymi siłami.

Uwe Boll, powszechnie znany wśród graczy niemiecki reżyser, pomimo ostrej krytyki kontynuuje swoją karierę. Kolejną próbę udowodnienia światu swego wybitnego talentu będzie trzecia część filmowego cyklu BloodRayne, adaptacji gry akcji o wampirzycy walczącej z nazistami i ponadnaturalnymi siłami. Tym razem inwencja reżysera umożliwiła oderwanie się od pierwowzoru – seria gier skończyła się na drugiej odsłonie w 2005 roku, a wydawca Majesco nie ma w planach, przynajmniej na razie, odkopywać tematu wampirzycy.

Prace nad BloodRayne 3: Warhammer (sami przyznacie, że tytuł niezwykle wdzięczny) rozpoczną się już w styczniu 2010 roku, a znając niezwykłą sprawność reżysera na premierę poczekamy nie dłużej niż do zimy 2011. W tytułową bohaterkę wcieli się ponownie Kristanna Loken, znana głównie z roli androida T-X z trzeciej części Terminatora.

Uwe Boll kontratakuje trzecią częścią cyklu BloodRayne - ilustracja #1

Uwe Boll wielokrotnie podejmował się już prób adaptacji gier na duży ekran. Dotychczas ukazały się między innymi: Alone in the Dark (2005), In the Name of the King: A Dungeon Siege Tale (2007), Postal (2007) i Far Cry (2008). Żaden z tych filmów nie zdobył szerszego uznania. Amerykański serwis imdb.com ukazuje skalę porażek tych arcydzieł – średnia ocena produkcji niemieckiego reżysera waha się w okolicach 3,5 punkta (na 10).

Przeważnie bardzo krytyczne opinie recenzentów nie złamały Uwe Bolla, który kilka lat temu zasłynął z niecodziennego sposobu rozstrzygania sporów o wartość jego filmów. Zamiast rzetelnie odpierać argumenty krytyków postanowił wyzwać ich na pojedynek. Ku niemiłemu zaskoczeniu znalazło się kilku chętnych do wyładowania swojej frustracji na Niemcu, ten jednak okazał się lepiej opanować boks niż sztukę reżyserii.

Na kolejne ekscesy nierozumianego reżysera z pewnością nie będziemy czekać długo. Uwe Boll wielokrotnie udowodnił, że o uznanie swoich produkcji jest w stanie walczyć do upadłego i w tym celu używać nietypowych środków.