Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 3 maja 2025, 10:00

„Rozwój” Civilization 7 to smutny obraz branży gier w jej najwyższym segmencie

Civilization 7 nie miało łatwego startu, a po ponad dwóch miesiącach wcale nie jest lepiej. Nowa odsłona serii stanowi, niestety, reprezentatywny przykład wierzchołka branży gier.

Nie oszukujmy się – choć Civilization to seria gier strategicznych, w jej przypadku nie mamy do czynienia z niszą, tylko z czołówką branży. Dziesiątki milionów sprzedanych egzemplarzy, globalna rozpoznawalność, obecność na wielu platformach, szerokie grono fanów, którzy przez lata wciąż grają zarówno w nowe, jak i w starsze odsłony tego cyklu. To wszystko mówi samo za siebie. Niestety, wraz ze swoim statusem Civilization przejęło od innych gier ze szczytu łańcucha pokarmowego wiele nielubianych przez graczy praktyk.

Najmocniej widać to na przykładzie świetnej skądinąd „szóstki”. Oprócz klasycznych dużych dodatków dostaliśmy także masę pomniejszych DLC, pakietów nacji, scenariuszy czy nawet swoistych „skinów” w postaci alternatywnych wersji znanych liderów z nieco zmienionymi bonusami. Choć mogło to irytować, nie wpływało na kondycję gry, ponieważ ta stała na wysokim poziomie i była naprawdę dopracowana – codzienna aktywność dziesiątek tysięcy graczy 9 lat po premierze i wysoka ocena na Steamie to raczej wystarczające dowody.

Civilization 7 to jednak inny przypadek. Tym razem twórcy z Firaxis w pełni upodobnili się do najbardziej nielubianych przez graczy studiów i przygotowali produkt, który idealnie wpasowuje się w najgorsze trendy dominujące wśród współczesnych gier AAA. A perspektyw na poprawę sytuacji nie widać.

Płatne beta-testy

Najlepiej zacząć od początku, czyli okresu jeszcze przed pełnoprawną premierą. Pamiętam, jak testując wtedy „siódemkę” w redakcji, dziwiliśmy się, że Firaxis chwali się „ozłoceniem” gry. Z naszej perspektywy nie sprawiała bowiem wrażenia ukończonego dzieła, tylko produkcji na owszem późnym, ale jednak etapie prac. O licznych błędach, niedokończonych elementach i problemach mogliście zresztą przeczytać w naszej recenzji.

Cywilizacja 7, 2K Games, 2025.

Po debiucie „Civki” okazało się zaś, że nasze spostrzeżenia nie były pozbawione sensu – gra, owszem, otrzymała szybkie patche, jednak nie wyeliminowały one większości jej bolączek. Gracze zderzyli się z masą bugów zarówno jedynie irytujących, jak i tych dotkliwie psujących rozgrywkę. Interfejs prezentował się tak źle, że porównać go można do tworów początkujących projektantów. AI nie radziło sobie z nowymi mechanikami, ponieważ ewidentnie nie zostało zmienione względem do tego, z którym mieliśmy do czynienia w „szóstce”. A wszystko to, przypomnijmy, za 300 złotych (lub nawet 430 złotych, jeśli ktoś zawierzył twórcom i kupił specjalną edycję). Nic dziwnego, że szybko pojawiły się wśród graczy głosy o „płatnych beta-testach”.

Poprawie pierwszego wrażenia nie pomógł też fakt, że Civilization 7 ewidentnie okrojono z zawartości. W grze do dziś nie ma ostatniej epoki, która była standardem we wszystkich poprzednich odsłonach cyklu. „Siódemka” zaś skrywała ślady po tym, że owa era rzeczywiście istnieje, ale otrzymamy ją zapewne w jakimś niezapowiedzianym jeszcze DLC. Jak to wpłynęło na nastroje wśród fanów serii, możecie się domyślić. Wszystko to sprawiło, że twórcy szybko złożyli obietnicę dokonania poprawek i zapowiedzieli, iż gra jeszcze osiągnie poziom, jakiego oczekują gracze.

Jak jednak wygląda to ponad dwa miesiące po premierze? W skrócie: nie najlepiej. Gdy po raz kolejny uruchomiłem Civilization 7, znów natknąłem się na masę problemów. Mimo licznych patchy w grze wciąż nie sposób uniknąć graficznych glitchy pokroju piechoty maszerującej po oceanie czy statków wychodzących na ląd. AI nadal nie radzi sobie z nowymi mechanikami – w szczególności z nowym sposobem zarządzania armiami. Interfejs do dziś jest popsuty, tyle że po prostu w nieco inny sposób. Generowane mapy w dalszym ciągu wyglądają wyjątkowo nienaturalnie i choć jest nieco lepiej, w ich miejsce wolałbym już przyjąć twory z naprawdę wiekowej „trójki”. Biorąc jednak pod uwagę drogę, jaką obrali twórcy, trudno było spodziewać się czegoś innego.

Więcej niedopracowanych DLC, gracz wytrzyma

Firaxis, wydając Civilization 7, od początku zakładało bowiem przejście na bardzo agresywną monetyzację tego tytułu. Zamiast dopracowanej „podstawki” i kolejnych dużych dodatków otrzymaliśmy okrojoną grę w standardowej wersji, którą następnie można latami rozbudowywać za pomocą nie pojedynczych, obszernych DLC, tylko szeregu „kolekcji”, w ramach których deweloperzy stopniowo dawkują graczom dostawy kolejnych przywódców, nacji czy elementów gameplayowych, takich jak cuda i tym podobne.

Taki model rozwoju brzmi oczywiście bardzo opłacalnie, ale oznacza też jeden obowiązek – ciągłą pracę nad regularnie dostarczaną zawartością. Firaxis stanęło zaś przed problemem, jakim jest konieczność tworzenia wspomnianej treści przy jednoczesnym porządkowaniu olbrzymiego bałaganu w tym, co już wydano. Oczywiście nie mogło się to udać, co widać teraz gołym okiem. No bo i podstawowa gra wciąż nie została doprowadzona do akceptowalnego stanu, i DLC również są popsute.

Wystarczy wspomnieć o kwestii, która jak soczewka skupia problemy aktualnego modelu rozwoju Civilization 7. Jeden z pierwszych wydanych dodatków wprowadził do gry Wielką Brytanię. Wśród jej unikalnych cech była także specjalna jednostka: pancernik HMS Revenge. Brakowało mu jednak pewnego, być może nieistotnego, elementu – unikalnego modelu. Okręt jej królewskiej mości dysponował bowiem tym samym modelem 3D co generyczny pancernik dostępny dla wszystkich innych nacji. Twórcy po prostu nie zdążyli go przygotować przed premierą DLC i dopiero po fakcie rozpoczęli prace nad wizualną reprezentacją jednostki, co zresztą sami przyznali. Nietrudno wysnuć teorię, że opóźnienie mogło być wynikiem konieczności wprowadzania poprawek w podstawowej wersji gry.

Model HMS Revenge okazał się taki sam, jak generycznych pancerników innych nacji.Moon__Star, Reddit

To oczywiście niejedyna tego typu wpadka. Inną jest dość kompromitująca powtarzalność tego samego buga w kolejnych wydawanych DLC. W pierwszym pakiecie nowych nacji nie działały poprawnie warunki ich odblokowywania. W drugim wyeliminowano ten błąd w stosunku do poprzednich cywilizacji, jednak powtórzył się on w przypadku najnowszych. Przy trzecim dodatku wydawać by się mogło, że twórcy będą już o tym pamiętać, tymczasem zaliczyli spektakularną powtórkę. Znów naprawiono warunki odblokowywania poprzednio dodanych nacji, jednak bug przeniósł się na najnowsze.

Na tym etapie piętrzące się problemy zaczynały być wręcz zabawne. Szczególnie że wspominam tu przecież tylko o kilku ważniejszych przykładach, a takich anomalii było więcej. Wisienką na torcie okazała się zaś prezentacja poprawek interfejsu gry, w której pojawiły się nowe ekscytujące błędy interfejsu.

Firaxis zapomniało, dla kogo robi Civilization

Nie powinno więc dziwić, że Civilization 7 nie jest w najlepszej kondycji. Aktualnie zaledwie 49% opinii graczy na Steamie jest pozytywnych, a gdy przyjrzymy się najnowszym recenzjom, wynik okaże się jeszcze niższy (42%). Cały czas spada też liczba regularnie uruchamiających „Civ 7” graczy. Bardzo szybko okazało się, że więcej osób chętniej wraca do „szóstki”. Półtora miesiąca później lepszymi statystykami mogła się pochwalić nawet piąta odsłona serii. Dwa miesiące po premierze „siódemka” zaliczyła zaś trajektorię spadku zainteresowania grą w stopniu podobnym do niezbyt lubianego Beyond Earth.

Widać więc, że coś jest naprawdę nie tak z Civilization 7. Przecież gdyby gra trafiała w gusta fanów serii, to nawet agresywna monetyzacja czy wpadki nie zniechęciłyby aż tak wielu osób. Po spędzeniu z „siódemką” dłuższego czasu mam jednak po prostu wrażenie, że twórcy zapomnieli już, dla kogo tworzą ten cykl. Wiele elementów najnowszej jego odsłony sugeruje bowiem, że zaprojektowano ją z myślą o rozgrywkach sieciowych, a nie singlowych, które są przecież najpopularniejszą formą zabawy w Civilization.

SteamDB

Takie podejście tłumaczyłoby wiele dziwnych decyzji kreatywnych. Nastawienie na potyczki PvP dobrze wyjaśniałoby chociażby niesamowicie nudne, ale bardzo porządnie zbalansowane mapy, w których nie ma miejsca na kreatywny chaos. To z zabawą sieciową współgra mechanika „levelowania” przywódców i odblokowywania nowych bonusów. Wreszcie to do rywalizacji przez internet pasuje podzielenie gry na mniejsze segmenty w postaci epok, które oferują potencjalną możliwość rozgrywania krótkich i dynamicznych meczów.

To wszystko sprawia też, że Civilization 7 nie sposób po prostu „naprawić” z punktu widzenia gracza singlowego, takiego jak ja. Wiele z modyfikacji, które są źródłem licznych problemów, sięga fundamentów tej odsłony cyklu, nie da się ich więc zwyczajnie wyciąć bądź radykalnie zmienić. Wszystko to razem sprawia, że „siódemka” jest właściwie grą skierowaną do całkowicie innego odbiorcy. Odbiorcy preferującego szybkie rozgrywki sieciowe bądź krótsze sesje ze z góry określonymi celami, a nie gracza spędzającego dziesiątki godzin w czystym strategicznym sandboksie.

Naprawdę życzę tej grze jak najlepiej, ponieważ chciałbym móc czerpać satysfakcję z obcowania z najnowszą częścią jednej z moich absolutnie ulubionych serii w świecie elektronicznej rozrywki. Z każdą kolejną aktualizacją i DLC zaczynam jednak tracić nadzieję. Za pewien czas może się okazać, że muszę po prostu zacisnąć zęby i poczekać kolejną dekadę na potencjalną „ósemkę”. Miejmy nadzieję, że twórcy, planując kolejną odsłonę cyklu, wyciągną wnioski z problemów, z jakimi zmagają się dzisiaj.

Przemysław Dygas

Przemysław Dygas

Na GRYOnline.pl opublikował masę newsów, nieco recenzji oraz trochę felietonów. Obecnie prowadzi serwis Cooldown.pl oraz pełni funkcję młodszego specjalisty SEO. Pierwsze dziennikarskie teksty publikował jeszcze na prywatnym blogu; później zajął się pisaniem na poważnie, gdy jego newsy i recenzje trafiły na nieistniejący już portal filmowy. W wolnym czasie stara się nadążać za premierami nowych strategii i RPG-ów, o ile nie powtarza po raz enty Pillars of Eternity lub Mass Effecta. Lubi też kinematografię i stara się przynajmniej raz w miesiącu odwiedzać pobliskie kino, by być na bieżąco z interesującymi go filmami.

więcej