autor: Przemysław Zamęcki
The Last Remnant - recenzja gry
Cztery słowa. jRPG. Square-Enix. PC. Niemożliwe? A jednak. The Last Remnant to ciekawa propozycja na rynku zdominowanym przez produkcje amerykańskie i europejskie.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Młodzi chłopcy i dziewczęta o wyglądzie emo, poubierani w ciuszki jak ze szkolnego teatrzyku, ratujący świat przed wypacykowanymi złymi typkami o zimnym spojrzeniu. W japońskich erpegach roi się od tego typu indywiduów. Schematyczni główni bohaterowie, obowiązkowo nieświadomi swojego przeznaczenia, dysponujący niezwykłymi możliwościami, przemierzają krainy pełne dziwacznych istot, nierzadko będących skrzyżowaniem jajka niespodzianki z chatką na kurzej stopce. Czy jednak istnienie takiego stwora jest mniej prawdopodobne od spotkania pod mostem typowego trolla z nordyckich mitów, tylko dlatego, że jego koncepcja narodziła się w głowach ludzi, którym niewiele brakuje, aby względem nas chodzili na głowie? Miliony fanów tego typu produkcji zakrzykną w tym miejscu, że oczywiście nie. I będą mieli rację. Gry RPG pochodzące z kraju śmiesznego akcentu i automatów pachinko nie są wcale gorsze od produkcji powstających w studiach amerykańskich lub europejskich. Są po prostu inne. A na pecetowym rynku zalewanym przez piątą wodę po kisielu każdy przypadek wydania jRPG-a należy traktować jak prawdziwy skarb. Może niekoniecznie od razu bezcenny, ale na pewno warty zauważenia i zainteresowania się nim. Tak właśnie jest z The Last Remnant – tytułem, za którego powstanie odpowiada słynne Square-Enix.
Powiedzmy sobie szczerze. Gra jakiś czas temu ukazała się w wersji przeznaczonej na konsolę Xbox 360. Nie zachwyciła, zbierając raczej średnie noty. Głównie z powodu sporej konkurencji i sporej liczby technicznych niedoróbek. W końcu jednak doczekaliśmy się wersji PC i to ponoć mocno „podrasowanej”. Jak mocno – będą mogli sprawdzić posiadacze lepszego sprzętu, ustawiając chociażby maksymalną jakość wszystkich efektów i rozdzielczość 1920x1200 pikseli. The Last Remnant zbudowane zostało w oparciu o silnik Unreal Engine 3. Cytując klasyka, to widać, słychać i czuć niemal w każdym momencie zabawy. Charakterystyczne oświetlenie, wygląd tekstur, prześlicznie wymodelowane postacie i otoczenie. To nic, że w wielu przypadkach mamy do czynienia ze statycznym tłem. Że w odwiedzanych miastach większość ludzi i osobników innych ras tkwi w jednym miejscu niczym kołki. W żaden sposób nie umniejsza to frajdy płynącej z oglądania tych cudownych obrazków. Nie bez kozery rozpocząłem recenzję od opisu oprawy graficznej, ponieważ to właśnie ona w olbrzymiej mierze wpływa na odbiór i postrzeganie tego tytułu. Aż szkoda, że liczba odwiedzanych lokacji nie oszałamia i po jakimś czasie, kiedy już napatrzymy się na landszafty, pozostaje tylko mozolne przebijanie się przez zastępy kolejnych przeciwników.
W przypadku oprawy dźwiękowej jest już zdecydowanie bardziej standardowo. Zarówno w menu, jak i w trakcie zabawy towarzyszy nam kilkanaście melodii utrzymanych w rockowo-orkiestrowej konwencji. Niestety, po jakimś czasie ich powtarzalność zaczyna nieco drażnić. Cudów nie ma, a jeżeli komuś znudzi się odsłuchiwanie tych samych motywów, nic nie stoi na przeszkodzie, aby wyłączyć muzykę w menu.
W The Last Remnant głównym bohaterem jest chłopak o imieniu Rush, który wyrusza na poszukiwania siostry Iriny porwanej przez nieprzyjemnego typa podróżującego ognistym, zdolnym przemieszczać się w powietrzu, „pojazdem”. Rodzice rodzeństwa w tym czasie przebywają w instytucie badawczym, gdzie zajmują się epokowym odkryciem dotyczącym dziwnych artefaktów nieznanego pochodzenia, które wiele lat temu pojawiły się na świecie. To właśnie tytułowe remnanty, z których każdy ma inny wygląd i działanie. Skrajnymi przykładami są wielki miecz sterczący nad miastem, który ponoć chroni je przed inwazją nieprzyjaciół czy choćby wspomniany wyżej ognisty pojazd powietrzny.