Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Battlefield 6 Recenzja gry

Recenzja gry 9 października 2025, 17:00

Recenzja Battlefield 6. Ogłusza eksplozjami, imponuje destrukcją i przypomina, za co kocham tę serię

Battlefield 6 stoi przed niełatwym zadaniem. Trudno bowiem odzyskać zaufanie graczy po ostatnich potknięciach. Czy gra ma potencjał, by to się udało? [Recenzja w przygotowaniu.]

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Battlefield 6 to prawdopodobnie jedna z najważniejszych premier w historii serii, choć niekoniecznie z dobrych powodów. W końcu to właśnie tą produkcją DICE chce odzyskać zaufanie fanów, którzy odbili się od Battlefielda 2042. Na pierwszy rzut oka wszystko zwiastuje, że tytuł ten odniesie sukces. Wrażenia graczy po otwartej becie są wyjątkowo optymistyczne, ja sam również świetnie się bawiłem, a teraz miałem w końcu okazję doświadczyć całego (no prawie) dobrodziejstwa inwentarza „szóstki”.

I cóż mogę powiedzieć – to naprawdę dobry Battlefield, który raczej zmaże niesmak po poprzedniej części cyklu. Zrezygnowano ze sporej części niepopularnych rozwiązań, rozwinięto te elementy, o które prosiło wielu graczy, a wszystko połączono w jeden zgrabny produkt. Nie oznacza to jednak, że jest on pozbawiony wad, a podejście do niektórych aspektów rozgrywki może nie spodobać się wielu najbardziej hardcore’owym fanom.

A gdzie jest ocena?

Do tej pory z Battlefieldem 6 spędziłem już co najmniej 25 godzin, jednak grałem w warunkach niemal laboratoryjnych. Pozycja ta udostępniona została tylko recenzentom i internetowym twórcom, a co za tym idzie, zabawa w multi była dość ograniczona. Podczas gros rozgrywek połowę lub większą część lobby stanowiły boty wypełniające puste miejsca. Z pełną oceną gry w kontekście realnego gameplayu postanowiliśmy więc poczekać. Finalna recenzja pojawi się w tym miejscu za kilka dni.

Nie wnikaj, patrz na wybuchy

Każdy wie, że w serii Battlefield najważniejszy jest multiplayer. Poświęćmy więc tylko chwilkę kampanii, by szybko odnotować jej istnienie, aby później nie zaprzątała niczyjej uwagi. Jeśli ten temat w ogóle Was nie ciekawi, nie krępujcie się i przeskoczcie do kolejnego nagłówka. Jeśli jednak jesteście zainteresowani trybem dla pojedynczego gracza i jest to dla Was ważna część gry, to... cóż... bardzo Wam współczuję.

Battlefield 6, Electronic Arts, 2025.

Kampania w Battlefieldzie 6, owszem, istnieje. W gruncie rzeczy jest jednak co najwyżej samouczkiem przed trybem multi, i to dość nieporadnym. Fabuła, która jej towarzyszy, to prawdopodobnie najbardziej pozbawiony sensu scenariusz w historii całej serii. Trafiamy bowiem do świata pogrążonego w chaosie – na militarnej mapie pojawia się organizacja najemnicza o nazwie Pax Armata. Założona w niewyjaśnionych okolicznościach w Tadżykistanie, szybko gromadzi ogromne zasoby ludzkie i sprzętowe. W ciągu pierwszych minut rozgrywki okazuje się, że jest na tyle potężna, by zaatakować i zniszczyć bazę NATO w Gruzji, a chwilę później morduje sekretarza generalnego tej organizacji. To zaś sprawia, że 12 europejskich krajów sojuszu ot tak zmienia stronę i dołącza do agresorów.

Oczywiście to dopiero początek absurdów – z czasem historia wykoleja się coraz bardziej, a ja, wykonując kolejne misje, nie wiedziałem po co i dlaczego. Czasami kogoś atakujemy, czasami bronimy. Innym razem trafiamy na Brooklyn, gdzie dosłownie spod ziemi wyjeżdżają całe pancerne zastępy Paxu, które zostały tam magicznie przeszmuglowane na statkach towarowych. W kolejnej misji mamy ochronić Gibraltar przed inwazją, ale twórcy uznali, że fajnie byłoby mieć misję desantową, więc do obleganego miasta dostajemy się z morza i powietrza. Gdzieś tam też pojawia się wątek nowej superbroni, którą Pax chce wystrzelić w Europę (z której większą częścią jest sprzymierzony).

Nic tu się nie trzyma kupy, a przy tym nie jest w żaden sposób angażujące. Nie pomaga temu także drużyna głównych bohaterów gry – ich imion nie pamiętam, więc nazwijmy ich typem, typiarą, mrocznym typem i typem z brodą. Uwierzcie mi, to jedyne cechy ich wyróżniające – naprawdę nie ma tu ani jednej postaci, która zapadłaby mi w pamięć. Dodatkowo frustrujące jest oderwanie fabuły od jakiejkolwiek politycznej rzeczywistości. Battlefield 6 tak desperacko unika kłopotliwych tematów, że wydaje się, jakby scenarzyści dostali nakaz, by w opowieści ani razu nie padły nazwy takich krajów jak Rosja, Chiny czy Iran.

Battlefield 6, Electronic Arts, 2025.

To zaś, czego w grze nie brakuje, to nieznośny amerykański patos na poziomie, jakiego nie widziałem od lat. Dialogi są pełne buńczucznych zawołań, powiedzonek marines, bojowych okrzyków i heroicznych przemów. W pewnych momentach trudno było nie czuć żenady, gdy kolejny raz słuchałem, jak to marines są „zawsze pierwsi, zawsze wierni”.

Na szczęście kampanię da się przeżyć dzięki daniu głównemu, czyli naprawdę imponującej akcji. Wiele z misji oferuje sekwencje, z których same widoki zapadają w pamięć. Morski desant, skok na spadochronie nad Gibraltarem, szturm na lotnisko w Tadżykistanie czy ucieczka przed walącą się tamą to zdecydowanie momenty, które zapamiętam. Wszechobecne eksplozje i walące się budynki okazują się na tyle efektowne, że pozwalają choć na chwilę zapomnieć o pretensjonalnej fabule. Szkoda jedynie, że wrażenia te psuje czasami AI, i to zarówno przeciwników, jak i sojuszników. W obu przypadkach jest zwyczajnie kiepskie i nie stanowi żadnego wyzwania ani wsparcia.

Widzę więc tylko jeden sposób, by cieszyć się kampanią Battlefielda 6. Po prostu starajcie się nie słuchać dialogów, przymknijcie oczy na głupotki fabularne i ekscytujcie się wybuchami. To właściwie najlepszy element trybu dla jednego gracza.

Powrót do tego, co działało

Wróćmy jednak do tego, co naprawdę istotne, czyli trybu multiplayer. Nie da się ukryć, że to głównie w nim gracze spędzą czas – i nie mam wątpliwości, że większość z nich będzie się przy tym dobrze bawić. Widać, że deweloperzy chcieli w „szóstce” wrócić do korzeni i odpuścili sobie niesprawdzające się eksperymenty z Battlefielda 2024. Właściwie zdecydowano się na powrót do koncepcji z BF3 i 4 – oczywiście w nowych szatach i z większym naciskiem na pewne konkretne elementy gameplayu.

Battlefield 6, Electronic Arts, 2025.

Przede wszystkim zerwano więc z „operatorami”. Zamiast tego mamy ponownie dostęp do czterech klas postaci, których funkcje nieco zmieniono. Zasadniczo zastosowano tu rozbudowaną koncepcję z Bad Company. Mamy więc szturmowca z dostępem do klasycznych karabinów i gadżetów ofensywnych, takich jak granatnik czy drabina, oraz drugiej broni w postaci strzelby. Inżynier to klasyka – pistolety maszynowe, pociski przeciwpancerne, naprawianie pojazdów i sporo dodatkowych akcesoriów. Wsparcie oprócz domyślnego dysponowania karabinami maszynowymi ma również dostęp do defibrylatora, plecaka z amunicją i opatrunkami oraz paroma dodatkami defensywnymi. Natomiast zwiadowca skupia się, rzecz jasna, na używaniu karabinów snajperskich i rozpoznaniu z wykorzystaniem takiego sprzętu jak chociażby dron.

To jednak tylko sytuacja domyślna. Twórcy zdecydowali się bowiem na jedno kontrowersyjne rozwiązanie, czyli system otwartego dostępu do wszystkich typów broni. Grając inżynierem, możecie więc używać karabinów maszynowych, a zwiadowcę wyposażyć w pistolet maszynowy. Co prawda korzystanie z rekomendowanego uzbrojenia gwarantuje pewne premie (np. szybsze przeładowania), jednak są one na tyle marginalne, że nie stanowią żadnej przeszkody. Potencjalnie może to sprawić, że w grze wykreuje się meta i większość graczy będzie korzystać z jednej klasy i jednego rodzaju broni. Na ten moment takiego problemu jednak nie widać, a opinia na temat tego systemu zależy od Waszych preferencji. Osobiście wolałbym staromodne podejście, które zmusza daną klasę do korzystania z określonego zestawu oręża, jednak twórcy zdecydowali inaczej. Na osłodę zostawiono odrębne serwery, na których ograniczenie dostępu do broni nadal funkcjonuje.

Na szczęście samo obcowanie z różnymi rodzajami uzbrojenia jest bardzo satysfakcjonujące. Autorzy zadbali, by gracz mógł poczuć wyraźną różnicę pomiędzy korzystaniem z poszczególnych odmian, a także egzemplarzy. Nie widać też, by któraś z gałęzi dotyczących narzędzi walki była bezużyteczna. Jedyne, do czego mógłbym się przyczepić, to wyjątkowa skuteczność pistoletów maszynowych. W poprzednich odsłonach cyklu stanowiły one cenę, jaką gracz płacił za dostęp do pocisków przeciwpancernych – PM-y były bowiem efektywne tylko na krótkim dystansie. W Battlefieldzie 6 są zaś zabójcze także z daleka i szybko stały się moją ulubioną bronią, z którą najlepiej radziłem sobie z przeciwnikami.

Battlefield 6, Electronic Arts, 2025.

Ponadto każdy karabin możemy oczywiście dostosować do swoich potrzeb. W grze zawarto masę dodatków i modyfikacji, takich jak inne lufy, szybsze magazynki, alternatywna amunicja czy cały wachlarz celowników. Dodatkowa możliwość zapisania maksymalnie trzech zestawów dla danej broni pozwala na szybkie wybieranie sprzętu idealnego do danej sytuacji. Sam system instalowania modyfikacji jest zaś bardzo przejrzysty i łatwy do opanowania – moim zdaniem najlepszy w całej serii, a przy tym po prostu atrakcyjny wizualnie.

Nie kombinowano też ze sposobem odblokowywania nowego sprzętu. Twórcy nie bawili się w specjalną walutę czy zadania. Podstawowe wyposażenie zdobywamy zwyczajnie: grając. Kolejne poziomy postaci gwarantują nową broń i gadżety, a osiąganie stopni mistrzostwa w użyciu danego karabinu pozwala uzyskać dodatki do niego. Jedynie zawartość kosmetyczna i pomniejsze bonusy zostały ukryte za wyzwaniami, które również będziecie stopniowo zaliczać podczas zwykłej rozgrywki (uprzedzając pytania – głupkowatych skinów nie stwierdziłem).

Trzeba jednak zwrócić uwagę na jeden minus całego arsenału dostępnego w grze – broni na start nie ma zbyt dużo. Zestaw podstawowego uzbrojenia jest porównywalny z tym występującym w „trójce”, lecz znacznie skromniejszy niż w „czwórce”. Najbardziej zmartwieni będą zaś fani broni krótkiej – w grze umieszczono zaledwie cztery egzemplarze takiego uzbrojenia, co jest dużą redukcją w stosunku do starszych części.

Podobny problem dotyczy bazy dostępnych pojazdów. Tych jest na razie zdecydowanie mniej niż w BF3 i 4. Brakuje wśród nich tak ikonicznego sprzętu jak chociażby mały helikopter zwiadowczy. Ponadto maszyny te dysponują ograniczoną bazą modyfikacji, co szczególnie rzuca się w oczy w kontekście optyki. Czołgi i bojowe wozy piechoty w Battlefieldzie 6 mogą wykazać się jedynie możliwością przybliżania. Brakuje tu chociażby noktowizji i termowizji, a to realnie przekłada się na użyteczność tych pojazdów na wielu mapach. To wyraźny krok w tył, który – nie ukrywam – jest dla mnie niezrozumiały (choć być może wiąże się z innym problemem, jaki ma ten tytuł).

Rozwałka na osiedlowym parkingu

Problemem, o którym mowa, jest sama skala starć i większe nastawienie na walkę piechoty niż klasyczne battlefieldowe bitwy zmechanizowane. Jeśli miałbym w prosty sposób opisać, jak to właściwie wygląda, stwierdziłbym, że Battlefield 6 plasuje się gdzieś pomiędzy Bad Company 2 a Battlefieldem 4. Mapy niby nie są na tyle ściśnięte jak w BC2, ale też daleko im do skali i otwartości „czwórki”.

Poza trzema wyjątkami większość lokacji to raczej małe bądź średnie mapy, które gęsto wypełniono zabudowaniami i przeszkodami terenowymi. Brakuje tu rozległych terenów pokroju Linii Kolejowej Golmud czy Kaspijskiej Granicy. Ponadto nawet największe z nich pełne są wszelkiego rodzaju budynków liczących często wiele pięter. W przypadku rozgrywki z żywymi graczami pojazdy będą więc skazane na szybkie niszczenie przez licznych inżynierów niewidocznych na pierwszy rzut oka. Wspomniany wcześniej brak dodatkowej optyki pewnie jeszcze bardziej wzmocni to zjawisko.

Battlefield 6, Electronic Arts, 2025.

Widać to już zresztą było na etapie otwartej bety. Wówczas gracze mogli testować pojazdy chociażby w ciasnych uliczkach Kairu, co potrafiło być dość frustrującym doświadczeniem. Niestety, podobnie wygląda to na większości map, a wsiadanie do pojazdu to często proszenie się o strzał. Aby temu przeciwdziałać, potrzebna będzie gra zespołowa, w której piechota będzie „opiekować się” prowadzącym ostrzał wozem lub stale go naprawiać. Oczywiście byłem już świadkiem takich sytuacji, ale trudno oczekiwać, by każdy mecz okazał się pełen osób, które grają nie tylko na własne konto.

Natomiast jeszcze cięższe czasy nastały dla fanów lotnictwa. Na niektórych mapach, jak na przykład Moście Manhattańskim, korzystanie ze śmigłowców szturmowych wymaga wyjątkowego skilla, ponieważ już samo latanie między nowojorskimi kamienicami jest trudne, a co dopiero ustrzelenie przy tym jakichś przeciwników. Samoloty wydają się zaś obecnie niemal bezużyteczne, ponieważ mapy są po prostu nieprzystosowane do ich używania. Dość powiedzieć, że ani w okresie otwartej bety, ani w trakcie testowania wersji recenzenckiej nie zdarzyło mi się ani razu paść ofiarą jakiegokolwiek zdolnego pilota. Przystosowane do ich popisów na ten moment wydają się tylko dwie mapy i – o ironio – jedna z nich to Ognista Burza pochodząca jeszcze z Battlefielda 3 (przy okazji warto wspomnieć, że w „szóstce” to nadal świetna mapa, mimo że ją też nieco zabudowano).

Nie da się jednak ukryć, że choć mapy są mniejsze, niż można się było spodziewać, wciąż pozostają wzorowo zaprojektowane. Poza wspomnianym Mostem Manhattańskim nie ma ani jednej, która zdążyłaby mi się znudzić lub na której widziałbym jakieś większe problemy. Są pełne kryjówek, osłon, bocznych korytarzy czy budynków składających się z kilku pięter. Wszystko to sprawia, że rozgrywka w roli piechociarza okazuje się rzeczywiście bardzo satysfakcjonująca i piekielnie dynamiczna. Tempo akcji wydaje się tu trochę szybsze niż w Battlefieldzie 4, ale to wciąż rozsądny battlefieldowy poziom, któremu daleko do szalonego skakania i wślizgów z CoD-a.

Battlefield 6, Electronic Arts, 2025.

Jeśli więc przebolejecie nieco zredukowaną rolę walki zmechanizowanej, powinniście się dobrze bawić. Mnie gameplay wydał się bardzo przyjemny i ani przez moment nie czułem zmęczenia. Zamiast tego ochoczo uruchamiałem kolejne rozgrywki, bo każda z nich zapewnia dawkę battlefieldowego doświadczenia, jakiego nie uświadczy się nigdzie indziej.

Replayability potęguje zaś duża liczba dostępnych trybów gry – tych na start zagwarantowano osiem. Wśród nich znajduje się zarówno klasyka w postaci „podboju” czy „szturmu” i „deathmatchu”, jak i nowość w postaci „eskalacji”. To dość ciekawy tryb, który polega na przejmowaniu strategicznych lokacji jak w typowym „podboju”, jednak drużyna kontrolująca większą ich liczbę przez pewien czas zdobywa punkt. Następnie liczba lokacji się zmniejsza, a do gry wprowadzane są dodatkowe pojazdy. Wygrywa zaś ta drużyna, która jako pierwsza trzy razy zdominuje mapę. To solidny dodatek do znanej puli trybów – w szczególności przypadnie on do gustu graczom lubiącym „podbój”, którzy jednak chcieliby, by wiązał się on z szybszym tempem rozgrywki.

Co z trybem Portal?

W wersji recenzenckiej niemal nie miałem okazji przetestować trybu Portal (poza serwerem z zasadami hardcore, który pozostawał pusty). Jego sukces będzie w dużej mierze zależał od kreatywności i aktywności samej społeczności. Tkwi w nim spory potencjał do tworzenia masy szalonych trybów i map, ale z racji braku jakiejkolwiek próbki nie jestem w stanie na ten moment rzetelnie go ocenić.

Immersja przede wszystkim

PLUSY:
  1. powrót do systemu klas;
  2. prosty i przyjemny system progresji bez specjalnych walut czy dziwnych wyzwań;
  3. rewelacyjny system destrukcji pozwalający niszczyć niemal wszystko;
  4. różnorodny i dopracowany model strzelania;
  5. przejrzysty i nienatrętny interfejs;
  6. świetna oprawa audiowizualna;
  7. dobrze zaprojektowane mapy z wieloma bocznymi ścieżkami i poziomami;
  8. nowy tryb w postaci „eskalacji” jako naprawdę ciekawy dodatek;
  9. przeciąganie rannych;
  10. optymalizacja na najwyższym poziomie;
  11. rozgrywka po prostu sprawia masę frajdy.
MINUSY:
  1. kampania woła o pomstę do nieba;
  2. system otwartych broni dla każdej klasy;
  3. mało naprawdę dużych map;
  4. mniejsza liczba pojazdów i dodatków do nich.

To, co dodatkowo zapewnia mnóstwo frajdy i potęguje wrażenie niesamowitego chaosu, to system zniszczeń, który bez wątpienia jest najlepszy w historii serii. Tutaj rzeczywiście możemy demolować wszystko na prawo i lewo. Przypomnijcie sobie, jak to wyglądało w Bad Company 2, a potem przełóżcie to na realia map znacznie bardziej wypełnionych zabudowaniami i osłonami. Biegając od punktu do punktu, co chwilę widzimy latający wokół gruz, walące się budynki czy osłony znikające pod wpływem ostrzału z RPG i innych ładunków wybuchowych.

Przy tym system ten wygląda bardzo naturalnie. Jeszcze przed premierą w sieci można było znaleźć głosy graczy, którzy mieli wątpliwości, czy burzenie wszystkiego nie będzie aż zbyt łatwe. W rzeczywistości wydaje się jednak, że twórcy trafili w dziesiątkę. W toku rozgrywki coraz więcej ścian znika, budynki stają się dziurawe, a to wszystko sprawia, że wciąż musimy szukać nowych kryjówek i adaptować się do zmieniającego się otoczenia. Jedyny kłopot wynikający z tak powszechnej demolki to okazjonalne problemy z kolizją obiektów, w szczególności podczas kierowania pojazdami na terenach pokrytych gruzem. Zdarza się to jednak zbyt rzadko, by psuło frajdę z destrukcji.

Zniszczenia nie są jednak jedynym elementem, który sprawia, że Battlefield 6 prezentuje się naprawdę świetnie. Rewelacyjna okazuje się także sama oprawa graficzna (która idzie w parze ze świetną optymalizacją) i efekty budujące immersję. Tekstury teksturami, ale takie detale jak wieże czołgów wylatujące w powietrze po trafieniu czy wybuchy wzbijające w niebo tumany kurzu i ziemi sprawiają, że pole bitwy prezentuje się niesamowicie. Sporo wymian ognia w „szóstce” wygląda dzięki temu bardzo filmowo, a możliwość wykonywania wielu szalonych akcji, tak jak i w poprzednich odsłonach cyklu, tylko potęguje to wrażenie.

W parze z oprawą wizualną idzie zaś oprawa audio, która również stoi na najwyższym poziomie. Odgłosy wystrzałów, gąsienic pojazdów czy śmigłowców latających nad głową to po prostu majstersztyk, a dodatkowe efekty, jak chociażby ogłuszenie po pobliskim wybuchu, wypadają bardzo spektakularnie. W szczególności na uwagę zasługuje tryb „taśmy wojenne”, który nakłada na wszelkie dźwięki swoisty filtr upodabniający je do tych znanych z nagrań frontowych, jakie można zobaczyć normalnie w wiadomościach lub amatorskich filmach. Nie jest to do końca „realistyczne”, ale zdecydowanie buduje immersję.

Battlefield 6, Electronic Arts, 2025.

Innym elementem, który pozytywnie wpływa na wrażenie bycia w samym środku bitwy, jest zaś nowa mechanika odciągania i opatrywania rannych. Medyk może oczywiście użyć defibrylatora do ożywienia sojusznika, ale członkowie drużyny o innych klasach także mogą odciągnąć poległego w bezpieczne miejsce i opatrzyć go w standardowy i bardziej czasochłonny sposób. To świetne urozmaicenie rozgrywki, które sprawia, że ratowanie sojuszników jest znacznie bardziej satysfakcjonujące, a przy tym ciekawe gameplayowo. Nawet pod ciężkim ostrzałem możemy spróbować szybko wybiec, przeciągnąć swojego kompana za osłonę i zająć się nim, by mógł wrócić do walki.

Znowu wierzę w DICE

Koniec końców, Battlefield 6 to po prostu naprawdę bardzo dobra odsłona serii. Nie tak dobra jak Battlefield 4, ale zdecydowanie najlepsza od lat. Już teraz sprawia, że chcę rozgrywać jeden mecz po drugim i odblokowywać wszelkie dostępne bronie oraz dodatki, a sądzę, że wraz z rozwojem gry to wrażenie będzie się tylko potęgować. Swoiste zredukowanie skali i położenie większego nacisku na działania piechoty może wydawać się kontrowersyjne, jednak w ostatecznym rozrachunku i tak wciąga jak diabli. A kto wie, może w przyszłości otrzymamy także większe mapy skupione na bitwach pancernych?

Pomijając jednak tego rodzaju gdybanie, Battlefield 6 już w momencie premiery jest grą wartą polecenia. Żadna inna produkcja na rynku nie oferuje tego rodzaju doświadczeń, a tutaj większość elementów rozgrywki dopięto na ostatni guzik. Pozostaje więc czekać, aż serwery zapełnią się graczami, i ruszać do walki.

Przemysław Dygas

Przemysław Dygas

Na GRYOnline.pl opublikował masę newsów, nieco recenzji oraz trochę felietonów. Obecnie prowadzi serwis Cooldown.pl oraz pełni funkcję młodszego specjalisty SEO. Pierwsze dziennikarskie teksty publikował jeszcze na prywatnym blogu; później zajął się pisaniem na poważnie, gdy jego newsy i recenzje trafiły na nieistniejący już portal filmowy. W wolnym czasie stara się nadążać za premierami nowych strategii i RPG-ów, o ile nie powtarza po raz enty Pillars of Eternity lub Mass Effecta. Lubi też kinematografię i stara się przynajmniej raz w miesiącu odwiedzać pobliskie kino, by być na bieżąco z interesującymi go filmami.

więcej

Recenzja Hades II. Wyśmienity „rogalik” - z nadzieniem, ale bez posypki
Recenzja Hades II. Wyśmienity „rogalik” - z nadzieniem, ale bez posypki

Recenzja gry

Czas oczekiwania na sequel nie był najkrótszy, ale zdecydowanie było warto. Hades 2 nie wymyśla koła na nowo: raczej dopracowuje znaną i lubianą formułę, angażując na długie godziny. Jeden z najlepszych rogalików powrócił.

Recenzja Hollow Knight: Silksong. 6 lat czekania i każda minuta była tego warta
Recenzja Hollow Knight: Silksong. 6 lat czekania i każda minuta była tego warta

Recenzja gry

Hollow Knight: Silksong to zdecydowanie jedna z najbardziej wyczekiwanych gier w historii branży. Po kilku długich latach bez żadnych wieści na temat gry sam zacząłem wątpić w jej istnienie, a jednak; Silksong nareszcie tu jest - i jest fenomenalny.

Recenzja Ghost of Yotei. Gra, która potrafi przyćmić nawet Ducha Cuszimy
Recenzja Ghost of Yotei. Gra, która potrafi przyćmić nawet Ducha Cuszimy

Recenzja gry

Wynosząc sprawdzone rozwiązania z Ghost of Tsushima na nowy poziom, ale jednocześnie wprowadzając wiele bardzo udanych nowości, w Ghost of Yotei twórcy z Sucker Punch opracowali sequel niemal idealny.