Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema
Stanisław Lem długo – za długo – czekał na swój czas w świecie gier wideo. Myślę, że byłby rad widząc, jak polskie studio Starward Industries przeniosło jego Niezwyciężonego do interaktywnego medium. Co nie musi oznaczać, że to wybitna gra.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Biedny Starfield. Taką furorę miał zrobić swoją „NASA-punkową” stylistyką, tak wyróżnić się na tle całej konkurencji w gatunku science fiction i tak zachwycić świat. Szyki popsuł mu tymczasem jakiś tam Niezwyciężony (tudzież The Invincible). „Symulator chodzenia” nikomu nieznanego studia z podrzędnego europejskiego kraiku, którego nikt nawet nie potrafi umiejscowić na globusie.
Tak mogliby przynajmniej myśleć sobie Todd Howard i amerykańska spółka. Mogliby – gdyby rzeczywiście przejmowali się jakimikolwiek „indykami”, z Polski rodem czy też nie. Tak naprawdę oczywiście nie mają powodu, by się przejmować. Inny gatunek, inna skala projektu, inny rynkowy „target”. Ja jednak nie odmówię sobie okazji do wbicia szpili Bethesdzie.

Jak przypuszczam, wielu graczy uzna, że Niezwyciężony jest przegadany, a w dodatku dialogi przepełnia „naukowy bełkot”. Cóż, dokładnie taka powinna być adaptacja tej książki – ba, w porównaniu z nią gra i tak traktuje nas ulgowo.Niezwyciężony (The Invincible), 11 bit studios, 2023.
Nie sądzę, bym po Niezwyciężonym był jeszcze w stanie wrócić do Starfielda. W tym RPG przez wiele godzin nie znalazłem nawet ułamka doznań, jakie w dwa jesienne wieczory zafundowało mi dzieło Starward Industries – oszołomienie, zachwyt, zadumę, fascynację, ale też trwogę towarzyszącą eksploracji kosmosu i ruszania w Nieznane (przez wielkie N).
Egranizacja co się zowie
- pierwszorzędna „atompunkowa” estetyka;
- trzymająca w napięciu fabuła;
- opowieść skłaniająca do zadumy, wiernie odtwarzająca przekaz książki Lema;
- kunsztownie zaprojektowane lokacje – Regis III czaruje surowym pięknem;
- przyzwoicie napisane i zagrane dialogi bohaterów, z którymi można się zżyć;
- duża immersja – zasługa ładnych animacji;
- nastrojowa, choć oszczędna oprawa dźwiękowa.
- nierówne tempo, okazjonalne dłużyzny;
- wybory rzadko mające realny wpływ na fabułę;
- niemal zupełny brak wyzwania;
- sporadyczne błędy skryptów i inne techniczne mankamenty.
Jak zapewne wiecie, Niezwyciężony powstał na podstawie powieści Stanisława Lema o takim samym tytule. Mam nadzieję, że jej nie czytaliście... Nie, poważnie, lepiej dla Was będzie, jeśli do gry zasiądziecie, nie znając pierwowzoru. Radzę zapoznać się z nim później. Inaczej „stracicie” największe odkrycia i zwroty akcji wpisane w tę historię.
Studio Starward Industries skrzętnie skrywało, w jakiej właściwie relacji jest gra względem książki, dlatego ja również tego nie wyjawię. Powiem tylko tyle, że głównymi bohaterami są tu postacie nieobecne w oryginale, a krakowski deweloper pozwolił sobie rozszerzyć jego kontekst – zarysowany de facto bardzo oszczędnie przez Lema – by zaserwować świeżą opowieść, choć zasadzającą się na fundamencie książki i dochowującą jej wierności (nie licząc pewnych wybaczalnych odstępstw tu i ówdzie).

Twórcy zadbali o szczegóły, które podnoszą immersję, np. przyspieszony oddech – wynik stresu bądź wysiłku fizycznego – przejawia się to parą z ust bohaterki stopniowo pokrywającą wizjer hełmu.Niezwyciężony (The Invincible), 11 bit studios, 2023.
Przyczyna tej decyzji projektowej jest prosta. Wydarzenia przedstawione w powieści nie do końca pasowały do formuły gry wideo – przynajmniej nie takiej, która na pierwszym miejscu stawia wybrzmiewającą mocno fabułę – dlatego twórcy postanowili nieco rozłożyć akcenty. Uzyskali w ten sposób kreatywną swobodę, konieczną do opracowania dobrej gry, ale przy tym nie rozwodnili fascynującego przekazu książki, zamkniętego w reklamującym Niezwyciężonego haśle: „Nie wszystko i nie wszędzie jest dla nas”.

Dialogi brzmią najlepiej, gdy postacie mówią do siebie słowami samego Lema. Reszta tekstu nie dorównuje im finezją, choć jej też da się słuchać z przyjemnością.Niezwyciężony (The Invincible), 11 bit studios, 2023.
Podręcznikowy „walking sim”
Jeśli chodzi o rozgrywkę, Firewatch byłby najbliższym punktem odniesienia, gdybym miał robić jakieś porównania. Aktywność gracza sprowadza się tu w zasadzie do eksplorowania – tj. przemierzania lokacji, rozglądania się i wchodzenia w interakcje z otoczeniem – oraz uczestniczenia w dialogach. Tak samo jak w pamiętnym dziele studia Campo Santo przez cały czas towarzyszy nam głos w słuchawce, z którym wymieniamy uwagi na temat tego, co dzieje się wokół.
Od razu nadmienię, że w Niezwyciężonym nie czekają nas żadne wyzwania, ani zręcznościowe, ani logiczne. W sytuacjach zagrożenia życia bohaterki jest to praktycznie „samograj”, a występujące sporadycznie zagadki nikomu nie sprawią problemu. Niby gatunkowy standard, ale może pozostawić gracza z uczuciem niedosytu.

Z pieszą eksploracją przeplata się jazda łazikiem – kierowanie pojazdem nie jest jednak szczególnie intuicyjne ani frapujące.Niezwyciężony (The Invincible), 11 bit studios, 2023.
Nie znajdziecie tu również zbyt wielu wyborów mających istotny wpływ na przebieg opowieści – nie licząc epilogu, w którym podjęte decyzje prowadzą do różnych zakończeń. Znaczenie fabularnych rozwidleń, które sporadycznie trafiają się po drodze, jest zaś w większości iluzoryczne – rzadko skutkują zmianami istotnymi z punktu widzenia całości historii. To samo dotyczy wybieranych opcji dialogowych.
Pogodzenie się z tym stanem rzeczy przychodzi jednak łatwo. W relację między protagonistką – naukowczynią imieniem Yasna – i prowadzącym ją z dystansu astrogatorem (mówiąc prościej: kapitanem statku) Novikiem można szybko zaangażować się emocjonalnie i ulec złudzeniu, że ich losy faktycznie zależą od nas. Dzieje się tak dzięki konwersacjom, które zostały porządnie napisane i dobrze zagrane przez aktorów głosowych.

CZY WARTO GRAĆ BEZ ZNAJOMOŚCI KSIĄŻKI?
Niezwyciężonego Lema czytałem tak dawno temu, że w Niezwyciężonego Starward Industries grałem w zasadzie bez znajomości powieści. I nie tylko nie mam wrażenia, że coś straciłem, bo krakowscy twórcy sprawnie wprowadzają nas w fabułę, snując w sumie własną, choć bardzo wierną oryginałowi opowieść. Na nieznajomości książki wręcz zyskałem, gdyż zaskoczyły mnie zwroty akcji, które miłośnicy Lema będą znali od samego początku zabawy. Bez względu więc na to, czy pamiętacie dzieło polskiego pisarza, czy też nie, gra coś Wam zaoferuje. Albo dopisze do znanej już opowieści nowy rozdział, albo zaprezentuje od zera ciekawą historię.